Dziennikarstwo wprost, czyli ręce precz od finansów lewicy

Dziennikarz "Rz" Andrzej Stankiewicz opowiada o tym, o czym można, a o czym nie można było pisać we "Wprost"

Publikacja: 22.03.2013 17:26

Dziennikarstwo wprost, czyli ręce precz od finansów lewicy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Po długiej przerwie znany dziennikarz Andrzej Stankiewicz powrócił niedawno na "Rzepy" łono, odchodząc z kierowanego przez Sylwestra Latkowskiego "Wprostu". Dziś Stankiewicz opowiadał portalowi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich o tym, co skłoniło go do opuszczenia tygodnika. Okazuje się, że nie wszystkie tematy były w redakcji pisma dozwolone. Przekonał się o tym pisząc o osobistych finansach byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego

Dopadły cię długie ręce Aleksandra Kwaśniewskiego, Andrzeju?

Chciałbym to wiedzieć. Na pewno zadziwiające jest to, co działo się od stycznia wokół mojego tekstu o Aleksandrze Kwaśniewskim dla „Wprost". Wiem ze świata polityki, że ludzie Kwaśniewskiego szczególnie interesowali się tym materiałem przed publikacją. Czy jednak cokolwiek nakazali wydawcy? Nie mam na to dowodów.

Tak tłumaczysz decyzję Michała M. Lisieckiego o zablokowaniu Twojego materiału? Wydawca „Wprost" ma jakieś interesy z Kwaśniewskim, skoro niechętnie informuje o jego pieniądzach?

Najłatwiej to wytłumaczyć koniunkturalizmem Lisieckiego. Uważam, że robi gazetę wyjątkowo nieuczciwą wobec Czytelników. Podczas naszej ostatniej rozmowy – na szczęście przy świadkach – przyznał się, że po tym, jak kupił od Marka Króla „Wprost", postanowił wyciszyć spory prawne, które miała gazeta. Wcześniej, jak wiadomo, pismo nie kryło sympatii do PiS, źle pisało o wielu politykach lewicy i powiązanych z nimi biznesmenach. W efekcie „Wprost" miało wiele procesów, w tym głośny, przegrany proces z córką Włodzimierza Cimoszewicza.

Jak zamierzał to „wyprostować"?

Lisiecki oświadczył mi, że zawarł kilkadziesiąt ugód z politykami lewicy i z najpoważniejszymi biznesmenami w Polsce. Są to ugody z tajnymi załącznikami. Ale ich założenie jest proste: w zamian za wycofanie roszczeń albo zaniechanie bojkotu „Wprost", Lisiecki zobowiązał się, że tygodnik nie będzie się zajmował ich „prywatnymi" sprawami, w tym majątkiem. Oznacza to, że można pisać o działalności publicznej Aleksandra Kwaśniewskiego czy Włodzimierza Cimoszewicza, ale już o ich pieniądzach nie można. Moje rozgoryczenie bierze się z tego, że chciałem pracować w gazecie rzetelnej i uczciwej wobec Czytelników. A okazało się to niemożliwe, bo jest lista ludzi, o których nie można we „Wprost" uczciwie pisać, nie dopuszcza do tego wydawca.

- mówi dziennikarz. I przestrzega, że nie będzie tolerował podobnych praktyk.

Mimo wszystkich moich zastrzeżeń do tekstu o trotylu, zawsze uważałem, że reakcja Hajdarowicza była niewspółmierna do sytuacji. Dla mnie sprawa jest prosta. Jeśli ktoś w „Rzeczpospolitej" zatrzyma mi tekst z powodów politycznych, to odejdę. Żaden polityk nie jest moją linią redakcyjną.

I słusznie.

Po długiej przerwie znany dziennikarz Andrzej Stankiewicz powrócił niedawno na "Rzepy" łono, odchodząc z kierowanego przez Sylwestra Latkowskiego "Wprostu". Dziś Stankiewicz opowiadał portalowi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich o tym, co skłoniło go do opuszczenia tygodnika. Okazuje się, że nie wszystkie tematy były w redakcji pisma dozwolone. Przekonał się o tym pisząc o osobistych finansach byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego

Dopadły cię długie ręce Aleksandra Kwaśniewskiego, Andrzeju?

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Publicystyka
Izrael – Iran. Jak obydwa kraje wpadły w spiralę zemsty i odwetu
Publicystyka
Władysław Kosiniak-Kamysz: Przywróćmy pamięć o zbrodniach w Palmirach
Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni