Gowin jest obcym ciałem, bo narusza interesy oligarchii partyjnej. Funkcjonariusze partyjni mogą się z nim zgadzać w sprawie związków partnerskich, ale nigdy go nie poprą na szefa partii.
To może Grzegorz Schetyna będzie uzdrowicielem?
Przecież on jest współtwórcą tego systemu, a dziś mówi: więcej władzy dla baronów. Dlatego może zdobyć trochę więcej poparcia niż Gowin, ale z Tuskiem nie wygra. Zresztą nie wiadomo, czy w ogóle będzie kandydował na szefa partii, bo być może zechce zejść z ciosu Donalda.
Sądzi pan, że Tusk może samotnie wystartować w wyborach na szefa partii?
Nie. Jak będzie mu to groziło, to namówi kogoś do kandydowania. On się boi sytuacji, że startuje sam i 30–40 proc. niezadowolonych ludzi go skreśla. Nastrój w partii po temu istnieje. Dlatego Tusk połamał zasady konkurencji. Doprowadził do wyborów w wakacje i bez zjazdów regionalnych. Ogranicza ryzyko słabego wyniku. Pamiętam, jak Tusk startował na szefa Unii Wolności przeciwko Bronisławowi Geremkowi. Mógł jeździć na wszystkie zjazdy regionalne i wygłaszać swoje credo. Geremek miał tyle klasy, że nie ugiął się przed namowami, aby to uniemożliwić. Wolał trudną rywalizację, ale po której nie pozostaje niesmak. Tusk tej klasy nie ma. Tegoroczne wybory zostaną zapamiętane jako standardy nowej PO.
A dlaczego Tusk tak nagle zrezygnował z kariery w Brukseli, którą mu wróżono raptem kilka tygodni temu?
Tusk nigdy nie wybierał się do Brukseli. PO na użytek wewnętrznej propagandy stworzyła wrażenie, że Tusk jest rozchwytywany w Europie, żeby Polacy go docenili. Tak wygląda przekaz propagandowy, który jest tak toporny, jakby był robiony łopatą.
Nie było w tym cienia prawdy, że mógłby zostać szefem Komisji Europejskiej?
Cień prawdy był, bo na tle słabych przywódców w UE Tusk urasta do polityka godnego zaufania. Jestem jednak pewien, że on nigdy nie zakładał „przeprowadzki do Brukseli" i fatalnie by czuł się w takiej roli. Zaskoczył mnie natomiast pozytywnie otwartością, z jaką wyznał, że premierostwo to jest jego Mount Everest.
Bycie dwukrotnie premierem to jest Mount Everest.
Można osiągnąć więcej. Jako szef Komisji Europejskiej mógłby trafić do podręczników światowej historii. Ale Tusk chce jak najdłużej przebywać na swoim Mount Evereście. Obawiam się, że stało się to dla niego wartością samą w sobie.
Paweł Piskorski jest liderem Stronnictwa Demokratycznego. W przeszłości był działaczem KLD, UW oraz PO. Z tej ostatniej partii został usunięty w 2006 roku, gdy media ujawniły że zakupił 320 hektarów pod zalesienie za sumę 1,25 miliona zł – przewyższającą jego roczne dochody. W latach 1999–2001 sprawował urząd prezydenta Warszawy