– Wyrządziłem krzywdę Wandzie Nowickiej, mam nadzieję, że da się to naprawić – mówił w sobotę Janusz Palikot podczas konferencji prasowej, którą zorganizował w Łodzi. – Od konfliktu z Wandą Nowicką minęło już pół roku. Kiedy dziś o tym myślę, to mam wrażenie, że popełniłem błąd.
Trudno się nie zgodzić z lubelskim politykiem. Wojna z Nowicką była najgorszym posunięciem politycznym, jakie kiedykolwiek przyszło mu do głowy. Konflikt rozpoczął się od tego, że Nowicka przyjęła przyznaną przez marszałek Ewę Kopacz doroczną premię w wysokości 40 tys. złotych. A że Palikot przechodził akurat fazę zwalczania finansowego rozpasania polityków i stawiania swojej partii za przykład wstrzemięźliwości w tym względzie, zażądał, żeby popularna posłanka jego klubu ustąpiła ze stanowiska wicemarszałka Sejmu.
Ta jednak odmówiła i odeszła z klubu razem ze stanowiskiem, które po prawdzie należało się Ruchowi Palikota jako trzeciej co do wielkości partii w Sejmie.
Za kulisami tej sprawy można było usłyszeć, że Palikot chciał upiec dwie pieczenie – pokazać swoją formację jako partię zasad, której członkowie nie obławiają się dzięki lukratywnym posadom, i jednocześnie zwolnić miejsce w prezydium Sejmu dla kogo innego, bo Nowicka była zbyt niezależna.
Efekt jednak był odwrotny od zamierzonego – Palikot stracił i znaną posłankę, i funkcję wicemarszałka Sejmu, i poparcie środowisk feministycznych, które uznały, że Nowicka została potraktowana instrumentalnie – jej nazwisko posłużyło do zdobycia głosów poparcia przed wyborami, a później, gdy przestała być potrzebna, Palikot próbował zepchnąć ją w cień.