Unijne elity jako zbiorowy Ludwik XVI

Mimo politycznego trzęsienia ziemi, europejskie elity nadal proponują te same rozwiązania co wcześniej - pisze brytyjski publicysta

Publikacja: 27.05.2014 15:50

Jean-Claude Juncker

Jean-Claude Juncker

Foto: AFP

Zafascynowani naszym podwórkiem i europejskimi, lecz tak naprawdę krajowymi wyborami, wielu z nas przegapiło prawdziwą wiadomość tych wyborów. Nie była nią ani kolejna porażka PiS, ani kolejne kłopoty PKW, ani ubóstwo kampanii wyborczej. Mimo że wybory do Parlamentu Europejskiego nie wywołują w wielu większych emocji, ich efekt jest  znacznie bardziej doniosły niż tylko zmiana sił w Brukseli. W niemal całej Europie doszło bowiem do politycznego trzęsienia ziemi.

Zobaczyliśmy zwycięstwo nacjonalistów we Francji, Danii, Belgii i Wielkiej Brytanii (gdzie partia spoza tradycyjnej dwójki wygrała po raz pierwszy od prawie stu lat) i znacznie lepsze wyniki innych radykalnych partii rzucającym wyzwanie obecnemu status quo. Był to pierwszy tak mocny polityczny sygnał przeciwko establishmentowi, Unii Europejskiej i zastanemu porządkowi. Być może jest to moment podobny do tego z końcówki lat 20-tych ubiegłego roku i pierwsze takty zupełnie nowego porządku na naszym spokojnym od tylu lat kontynencie.

Tymczasem w Brukseli ... mamy dzień jak co dzień - business as usual -  co plastycznie obrazuje w swoim tekście na stronach Guardiana brytyjski historyk i publicysta Timothy Garton Ash. I nie szkodzi nawet, że powołuje się na niezbyt ściśle historyczne analogie.

W dzień, w którym doszło do w 1789 roku, król Ludwik XVI napisał w swoim pamiętniku jedno słowo: "rien" (nic) [w rzeczywistości napisał to w swoim notatniku dokumentującym swoje polowania - przyp.osk]. I choć niewielu europejskich liderów wstuka dziś w swoje iPady "nothing", istnieje prawdziwe ryzyko, że w odpowiedzi na rewolucyjne wezwania na całym kontynencie, w efekcie nic nie zrobią. Dzisiejsze "rien" ma swoją twarz i imię. To imię to Juncker. Jean-Claude Juncker

- pisze Garton Ash, przedstawiając byłego luksemburskiego premiera, wpływowego europolityka, federalistę i prawdopodobnego przyszłego szefa Komisji Europejskiej. Wybranie Junckera na europejskiego "rządu" oznaczałoby według historyka, że odpowiedzią na rewolucyjne tendencje na kontynencie jest "robimy to samo, tylko więcej".

Mimo że ma on znaczące talenty jako polityk i negocjator, uosabia on wszystko, przeciw czemu wyborcy od prawicy po lewicy protestują, jeśli chodzi o odległe, europejskie elity. Jest on w efekcie Ludwikiem XVI Unii Europejskiej.

- pisze Ash. I prognozuje, że marsz radykałów na Brukselę może zostać powstrzymany przez wielką koalicję partii głównego nurtu  - ale tylko w tym mało prawdopodobnym przypadku, jeśli zdecydują się na prawdziwe reformy.

Powinno się zacząć, symbolicznie, przez zaniechanie na zawsze absurdalnych, regularnych przeprowadzek ze swojej przestronnej siedziby w Brukseli do drugiej, luksusowej siedziby w Strasburgu - unijnej wersji Wersalu - za 180 milionów euro rocznie.

- proponuje Ash. I choć zauważa, że partie i wyborców protestu sporo różni, łączy ich jedno - obawa przed przyszłością i poczucie, że po raz pierwszy od dawna nowe pokolenie Europejczyków będzie mieć gorsze perspektywy i szanse na rozwój, niż pokolenie swoich rodziców.

W tak dramatycznym momencie dla całego projektu europejskiego, warto wrócić do jego prawdziwych początków, Kongresu Europy z 1948 roku, gdzie weteran paneuropeizmu, Richard Coudenhove-Kalergi, ostrzegał swoich kolegów: "Nigdy nie zapomnijmy, że unia europejska nie jest celem samym w sobie. Jest tylko środkiem do osiągnięcia celu: zapewnienia bardziej zamożnego, wolnego, bezpieczniejszego życia dla swoich obywateli". (...)

Koniec zatem z niekończącymi się instytucjonalnymi debatami. Pytanie nie brzmi "więcej czy mniej Europy?". Brzmi ono: "więcej czego i mniej czego?". Potrzebujemy na przykład więcej wspólnego rynku w energii, telekomunikacji, internecie czy usługach, ale może mniej potrzebujemy prowadzonej przez Brukselę polityki w sprawie rybołóstwa czy kultury. Każdy krok prowadzący do powstania miejsca pracy dla bezrobotnych Europejczyków powinien zostać podjęty. Każdy centymetr biurokracji, która pozbawia kogoś pracy musi być zniszczony. To nie jest czas dla Junckerów

- twierdzi historyk.

Tylko czemu brzmi to jak marzenie ściętej głowy?

Zafascynowani naszym podwórkiem i europejskimi, lecz tak naprawdę krajowymi wyborami, wielu z nas przegapiło prawdziwą wiadomość tych wyborów. Nie była nią ani kolejna porażka PiS, ani kolejne kłopoty PKW, ani ubóstwo kampanii wyborczej. Mimo że wybory do Parlamentu Europejskiego nie wywołują w wielu większych emocji, ich efekt jest  znacznie bardziej doniosły niż tylko zmiana sił w Brukseli. W niemal całej Europie doszło bowiem do politycznego trzęsienia ziemi.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości