Zafascynowani naszym podwórkiem i europejskimi, lecz tak naprawdę krajowymi wyborami, wielu z nas przegapiło prawdziwą wiadomość tych wyborów. Nie była nią ani kolejna porażka PiS, ani kolejne kłopoty PKW, ani ubóstwo kampanii wyborczej. Mimo że wybory do Parlamentu Europejskiego nie wywołują w wielu większych emocji, ich efekt jest znacznie bardziej doniosły niż tylko zmiana sił w Brukseli. W niemal całej Europie doszło bowiem do politycznego trzęsienia ziemi.
Zobaczyliśmy zwycięstwo nacjonalistów we Francji, Danii, Belgii i Wielkiej Brytanii (gdzie partia spoza tradycyjnej dwójki wygrała po raz pierwszy od prawie stu lat) i znacznie lepsze wyniki innych radykalnych partii rzucającym wyzwanie obecnemu status quo. Był to pierwszy tak mocny polityczny sygnał przeciwko establishmentowi, Unii Europejskiej i zastanemu porządkowi. Być może jest to moment podobny do tego z końcówki lat 20-tych ubiegłego roku i pierwsze takty zupełnie nowego porządku na naszym spokojnym od tylu lat kontynencie.
Tymczasem w Brukseli ... mamy dzień jak co dzień - business as usual - co plastycznie obrazuje w swoim tekście na stronach Guardiana brytyjski historyk i publicysta Timothy Garton Ash. I nie szkodzi nawet, że powołuje się na niezbyt ściśle historyczne analogie.
W dzień, w którym doszło do w 1789 roku, król Ludwik XVI napisał w swoim pamiętniku jedno słowo: "rien" (nic) [w rzeczywistości napisał to w swoim notatniku dokumentującym swoje polowania - przyp.osk]. I choć niewielu europejskich liderów wstuka dziś w swoje iPady "nothing", istnieje prawdziwe ryzyko, że w odpowiedzi na rewolucyjne wezwania na całym kontynencie, w efekcie nic nie zrobią. Dzisiejsze "rien" ma swoją twarz i imię. To imię to Juncker. Jean-Claude Juncker
- pisze Garton Ash, przedstawiając byłego luksemburskiego premiera, wpływowego europolityka, federalistę i prawdopodobnego przyszłego szefa Komisji Europejskiej. Wybranie Junckera na europejskiego "rządu" oznaczałoby według historyka, że odpowiedzią na rewolucyjne tendencje na kontynencie jest "robimy to samo, tylko więcej".