Justyna, czyli los najpiękniejszych łabędzi

„Oczywiście, nic lepszego dla Justyny, niż robić Maritt miłe niespodzianki.”

Publikacja: 11.06.2014 19:42

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Ziomki, z których satyryczna gazetka „Angora" robi sobie bekę, zapewniając ich na okładce, że jest „Przeglądem prasy krajowej i światowej", mają w tym tygodniu sushi z rozterek Justyny Kowalczyk - strzęp podejrzanej surowizny, wypełniacz i wodorosty. Pożywienie ekstremalnych nędzarzy.

-„Dramat Justyny Kowalczyk: depresja i strata dziecka! - atakuje wielką czcionką „Przegląd prasy krajowej i światowej". Bezkresna to depresja etyki.

Sępienie na dziecku Kowalczyk jest jak przywabianie czytelnika medalikami i katolickimi książkami przez lewackie gadzinówki, jak polowanie wyrobników Złotego Melona na mohery wychodzące z niedzielnej mszy.

Ziomkami „Angory" ma oto wstrząsnąć „strata dziecka" i nie wiadomo, czy „Przegląd prasy krajowej i światowej" twierdzi tak poważnie, czy jak zwykle. Strata „dziecka"? Znaczy – wczesna ciąża naprawdę oznacza już istnienie dziecka? Nie „zygoty"? Nie „płodu"? Toż to nius wszechświata!

Ewentualna ciekawość ziomków „Angory" w kwestii, ile dni miało dziecko Justyny, może nigdy nie zostać zaspokojona. Pokrzepiająca jest jednak świadomość, że im, co tu dużo gadać...niewymagającym poczciwcom spragnionym dennych informacji z kraju i ze świata, jest wszystko jedno, czy dziecko ma tydzień, trzy miesiące, trzy lata, czy trzydzieści pięć. Mógłby to być wartościowy sygnał w kwestii etyki, w wieloletnim sporze o aborcję. No bo, co rzeczywiście za różnica, w którym momencie czyjegoś życia utniemy mu głowę? Wyrwiemy nóżki, rączki, rozerwiemy brzuszek. Dziecko to dziecko.

Pomyśleć, że jak na razie wszyscy święci są gotowi pozbywać się lekarzy, którzy też uważają, że żadna to różnica, w jakim wieku własnoręcznie urwą komuś główkę, itp.. Przecież bez względu na to, ilu lekarzy tak uważa, to wszyscy, nie oszukujmy się, wszyscy oni WIEDZĄ, ilutygodniowe dziecko ma już gotowy mózg, serce, ucho, nosek, rączki, nóżki. Organy kompletne, tylko maciupeńkie. Podstawy anatomii i fizjologii człowieka zna nawet najwybitniejszy aborcjonista. Właściwie, szczególnie on naogląda się pourywanych nóżek, rączek i główek do oporu.

Powyższe wyjaśnienie intencji relacji „Przeglądu prasy krajowej i światowej" z perypetii Justyny byłoby jednak raczej zbyt zaszczytne dla ziomków i twórców tej miejscowej, zadziwiająco światowej machiny informacyjnej, a pogoń za pospolitakiem, pragnącym ściągnięcia do parteru narodowej idolki, sięga tam niezgłębionego dna depresji oceanicznej. Na zdjęciu zamyślonej Justyny, na okładce, umieszczono dodatkowo pasek z diagnozą:„ W sporcie niepokonana, w życiu przegrana".

Doprowadzenie do niefortunnych, bo bezwzględnie i skwapliwie wykorzystanych przez media, intymnych zwierzeń sportsmenki dla „Wyborczej", wydaje się niewybaczalną winą opiekującego się nią psychologa. Konsekwencją jego mocno kontrowersyjnych kompetencji zawodowych. Rzecz wygląda na kierowanie się sztampowymi przesądami rodem z popularnych poradników, a do kompletu głupot wypowiedzianych na temat desperackiego kroku rzekomej terapii brak mi tu jeszcze tylko pierduł o „dobrej i złej energii".

Najdorodniejszym owocem publicznej psychodramy Justyny okazuje się zaś oto stworzenie okazji do idiotycznych diagnoz, do zadziobania sportsmenki i niszczenia jej tak dotąd atrakcyjnego wizerunku publicznego. Kto i jakim cudem wynagrodzi jej teraz nadużycie zaufania, kto cofnie tę lawinę? Zostaje chyba tylko modlić się o siłę przetrwania dla Justyny i upraszać moce niebieskie, by oddaliły od niej szarlatanów, by nie omamił jej kolejny, być może, uczeń czarnoksiężnika.

A medialny lincz w przypadku Justyny jest fenomenem odpowiednim do jej pozycji, całkiem nietypowym. Kto bowiem ważyłby się w dobie dyktatu zakłamanej poprawności ogłosić publicznie przegranym nawet zwyczajnego, prostego, brzydkiego, głupkowatego, starego, chorego i ubogiego nieboraka bez żadnego talentu, umiejętności, ni realnej przyszłości. Po prezentacji smętnej sytuacji egzystencjalnej takiego człowieka w mediach cały kraj wychodziłby ze skóry, by go przekonać, że przegrany nie jest. Światowiec , przede wszystkim przecież, „daje radę", „ogarnia", „pokonuje" i „walczy o siebie" z ukochaną telewizją na czele!

Na wylansowanego w mediach pechowca spływa zawsze natychmiast masa wyrazów wsparcia wraz z workami pocztówek, maskotek, cukru, kaszy, plastikowymi oknami, sianem dla wiernej, ostatniej chabety oraz bogactwem innych dobrodziejstw. Naród, po prostu, uwielbia za perswazją mediów przekonywać nawet człowieka bez jednej nogi, że może on tańczyć w balecie i nie da za wygraną, dopóki takiego szpasu mu nie załatwi. Niewidomego zaś będzie, rzecz jasna, gorliwie upewniał, że może on, a nawet powinien rwać się w góry, gdzie są piękne widoki. I tym podobnie.

Ponadto, od początku tygodnia drży w posadach sejm, rozpisują się gazety, padają groźby pod adresem katolickich medyków i sam premier zajmuje stanowisko w ocenie historii 38-letniej kobiety pełnej przegranych prób donoszenia ciąży. Nikomu, i dobrze, przez myśl nie przemknie piętnowanie niedoszłej matki jako osoby przegranej życiowo. Byłoby to przecież nieludzkie. Dla Justyny jednak litości nie ma, choć nie takie jak jej dramaty zna epoka in vitro z masami kobiet zdeterminowanych do walki o dziecko do późnego wieku na skalę niespotykaną w dziejach świata.

Jednakowoż satyryczny „Przegląd prasy krajowej i światowej" dziwnie poważnie pochyla się nad komiczną radą Maritt Bjorgen dla Justyny:

„W jej sytuacji już dawno zapytałabym siebie głośno: Co ja właściwie robię? Czym do cholery się zajmuję?"

Oczywiście, nic lepszego dla Justyny, niż robić Maritt miłe niespodzianki.

Justyna jest jedną z największych postaci w polskiej historii, która jest również historią sportu. Justyna jest młodą, prześliczną, świetną, niezwykłą kobietą, którą w życiu na pewno spotka jeszcze wszystko, co sobie wymarzyła. To fabrykowanie kłamliwych sensacji i krzywdzących opinii na jej temat jest prawdziwą depresją, przegraną dziennikarstwa.

Kołowanie sępów nad Justyną akurat wtedy, gdy dopadła ją gorsza chwila, uciecha na wieść o czasie jej smutku, to jest także jej droga do wygranej. Taki jest los najpiękniejszych łabędzi.

Ziomki, z których satyryczna gazetka „Angora" robi sobie bekę, zapewniając ich na okładce, że jest „Przeglądem prasy krajowej i światowej", mają w tym tygodniu sushi z rozterek Justyny Kowalczyk - strzęp podejrzanej surowizny, wypełniacz i wodorosty. Pożywienie ekstremalnych nędzarzy.

-„Dramat Justyny Kowalczyk: depresja i strata dziecka! - atakuje wielką czcionką „Przegląd prasy krajowej i światowej". Bezkresna to depresja etyki.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości