Gdy na tle kotwicy Polski Walczącej z pomnika przy ulicy Wiejskiej ustawia się parodystkę marszałek sejmu i reklamuje się ją jako bojowniczkę o prawa człowieka, to sztuczka z pięknem żadnej teorii nie ma prawa się udać. A choć prezenter Kulczycki własnoręcznie podtyka mikrofon pod nos „marszałkini", zapewniając widzów, że ideowcy, których oburza klauzula sumienia lekarza właśnie urządzili manifestację, każdy kto nie jest idiotą z miejsca rejestruje wąskie oko kamery i podświadomie zaczyna liczyć. Do siedmiu. Łącznie z „marszałkinią". By walka aborcjonistów o prawa człowieka trzymała jaki taki fason, trzeba byłoby także nie wiedzieć, że lista płac ich bogatego przemysłu naprawdę istnieje.
Zatem, kiedy kamerzysta wysila się, by nie ujawnić pustki wokół siódemki ideologów aborcji, to unikanie zarówno ogólnych planów z wiecu poparcia profesora Chazana odbywającego się w tym czasie przed warszawskim szpitalem Świętej Rodziny, jak i wystrzeganie się wejścia w liczący setki osób, entuzjastyczny tłum rodziców z dziećmi, bawi tym bardziej.
Nikła to jednak satysfakcja, gdy lansowana uparcie, państwowa teoria jest cienka, skoro tuż za jej blamażem, jak żwawy baranek, bieży pałowanie z tępej bezradności wobec argumentu logiki.
Weźmy historię słynnych nagrań. Herbatka w apartamencie do prywatnego użytku pani Beger - legalna, służbowa i państwotwórcza. Dobra robota, a nośniki zaprzyjaźnionej telewizji kwarantanny w prokuraturze nie wymagają. Spowiedź pana Oleksego na kominku u serdecznego druha – nagrano i nie ma sprawy, jakkolwiek prywatna szczerość zwichnęła szanse polityka. Audiobook Rywina z poufnej konferencji na dachu nagrany w rejonach kalesonów – legalny i nie ma problemu z poświadczeniem oryginału nawet w sejmowej komisji śledczej. Nagranie ministra Klicha przez drugiego Klicha - nie inaczej w oczach prokuratora. Nagrywanie posła Kaczmarka podczas bankietowych zaczepek prywatnego rywala – jak wyżej. Nagrywanie osobistych przechwałek posła Hoffmana – rzecz z definicji legalna, chwalebna i wszechstronny, cenny oręż w walce o szlachetne państwo.
Jednocześnie, nagrywanie z glejtem prokuratora generalnego, ministra i premiera zarządzone przez szefa CBA okazuje się nielegalne jak fiks i pałowania godne. Zaś nagrywanie prywatnej biesiady ufundowanej przez naród zatroskanym patriotom zrealizowane przez nie wiadomo kogo to już apogeum nielegalności. Anonimowi nagrywającemu prywatną bibkę wygraża nie sąd cywilny, a prokurator z urzędu wraz z premierem, natomiast przemoc państwowa na laptopach okazuje się niezbędna.