Nobel. Wsparcie dla ostatniego bastionu arabskiej demokracji

Decyzja Komitetu Noblowskiego jest zaskakująca, ale bardzo trafna. Nagroda Pokojowa idzie do Tunezji, kraju, który jako jedyny próbuje walczyć o to, by po rewolucjach w krajach arabskich zostało coś pozytywnego.

Publikacja: 09.10.2015 13:46

Nobel. Wsparcie dla ostatniego bastionu arabskiej demokracji

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Jedynego, w którym można mówić o demokratyzacji, pluralizmie, jedynym, w którym rozmawiają ze sobą ludzie byłej dyktatury i ci przez nią prześladowani, w tym feministki i islamiści. To jedyny arabski kraj, w którym w jednym rządzie są politycy liberalni i politycy wywodzący się z miejscowej mutacji Bractwa Muzułmańskiego. Ich Bracia w Egipcie są uznawani przez nową dyktaturę za terrorystów i siedzą w więzieniach z wyrokami śmierci. Tunezyjczycy wykazali się dojrzałością i tak, jak sobie marzył Alfred Nobel, postawili na współpracę w imię pokoju.

Nagroda to także wsparcie dla Tunezji, której demokratyczne sukcesy bardzo nie podobają się skrajnym islamistom: dżihadystom, salafitom, alkajdystom. Ten niewielki północnoafrykański kraj już kilkakrotnie stał się celem ich ataków, uderzali w turystów, wiedząc, że na Zachodzie nic nie robi takiego wrażenia jak zabijanie beztroskich plażowiczów.

Tunezja jeszcze nie wygrała boju z dżihadystami, oni mają całkiem spore poparcie sfrustrowanej młodzieży, sfrustrowanej tym, że powody rewolucji, która na początku 2011 roku obaliła dyktatora Ben Alego, nie zniknęły. Nadal setki tysięcy młodych mężczyzn nie mogą się spełnić jako zarabiający na rodzinę mężowie i ojcowie. Wyjątkowo dużo Tunezyjczyków zaciągnęło się w szeregi tzw. Państwa Islamskiego, stanowią zagrożenie dla ojczyzny.

Dlatego wsparcie jest dla niej szczególnie potrzebne, pokojowy Nobel nie może być wszystkim, co zaoferuje Zachód.

Można się zastanawiać, czy najlepszym rozwiązaniem jest nagradzanie bezimiennej organizacji, a właściwie ich grupy – Kwartetu Dialogu Narodowego. Może lepiej, byśmy poznali jakąś twarz tej pozytywnej Tunezji, by w świat poszło jakieś nazwisko.

Kwartet tworzą organizacje, z których część poznałem prawie pięć lat temu, gdy na miejscu obserwowałem rewolucję. Jedna z nich, konfederacja przemysłu, handlu i rękodzieła (UTICA) do ostatnich chwil wspierała Ben Alego. Po ostatnim jak się później okazało przemówieniu dyktatora UTICA „rozpoczęła akcję tworzenia 50 tysięcy miejsc pracy. Posypały się jak z rękawa oferty z firm opanowanych przez klan prezydenta i beneficjentów reżimu. Propozycje, o których wcześniej można było tylko pomarzyć".

UTICA obok wielkiej centrali związku zawodowych zaangażowała się później w tworzenie nowej Tunezji. Wśród nagrodzonych jest i miejscowa fundacja helsińska, i organizacja adwokatów. Ich przedstawicieli też miałem poznać w styczniu 2011 roku.

Bardzo się cieszę, że zostali docenieni.

Jedynego, w którym można mówić o demokratyzacji, pluralizmie, jedynym, w którym rozmawiają ze sobą ludzie byłej dyktatury i ci przez nią prześladowani, w tym feministki i islamiści. To jedyny arabski kraj, w którym w jednym rządzie są politycy liberalni i politycy wywodzący się z miejscowej mutacji Bractwa Muzułmańskiego. Ich Bracia w Egipcie są uznawani przez nową dyktaturę za terrorystów i siedzą w więzieniach z wyrokami śmierci. Tunezyjczycy wykazali się dojrzałością i tak, jak sobie marzył Alfred Nobel, postawili na współpracę w imię pokoju.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
analizy
Rafał Trzaskowski stawia na bezpieczeństwo, KO ogłosi kandydata na początku grudnia
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Ursula von der Leyen proponuje „pisizm” w sprawie funduszy regionalnych
Publicystyka
Roman Kuźniar: Gen. Kukuła zabiera nas na wojnę, ale nie wiadomo, z kim i gdzie
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jaka będzie „Rzeczpospolita”
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Nastała epoka wojen, pozostało tylko wypatrywać konfliktu między USA a Chinami