Jakie argumenty mają eksperci z ONZ? Otóż uznają, że działanie „okien życia" narusza prawo dziecka do tożsamości i tym samym jest niezgodne z konwencją o prawach dziecka. W związku z tym Komitet Praw Dziecka wyraża „głębokie zaniepokojenie brakiem regulacji i rosnącą liczbą »okien życia« dla niemowląt, które pozwalają na anonimowe porzucenie dziecka".

Tego typu wypowiedzi ekspertów, którzy mają zajmować się przede wszystkim dobrem dziecka, wprawiają w zdumienie i budzą oburzenie. Zgadzam się z argumentacją, że dla dziecka byłoby najlepiej, gdyby matka zostawiła je w szpitalu i podpisała dokumenty o zrzeczeniu się praw rodzicielskich. Ale życie nie jest jednoznaczne. Przed takim ruchem wiele kobiet powstrzymuje zwyczajny ludzki wstyd. Boją się wytykania placami, łatki wyrodnej matki itp. Wolą pozostawić dziecko anonimowo w specjalnie przygotowanych „oknach życia", gdzie natychmiast znajdują one opiekę i też trafiają do adopcji. Takie „okna" działają przy klasztorach, szpitalach, czasem domach dziecka.

A jaka jest alternatywa? Czy według urzędników byłoby lepiej, gdyby matki dokonywały aborcji, a może porzucały swoje dzieci w lasach, na dworcach czy śmietnikach? A może po prostu powinny je uśmiercać?

Zwolennicy likwidacji „okien życia" wskazują, że być może adoptowane dziecko w przyszłości będzie chciało dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie biologicznej, o swoich korzeniach. W przypadku „okien życia" nie będzie to możliwe, bo rodziców biologicznych nikt nie szuka. Swego czasu we Francji powstał nawet ruch dzieci adoptowanych, którym trudno jest żyć bez wiedzy o swoim pochodzeniu. Ale czy prawo do poznania własnej tożsamości jest ważniejsze od prawa do życia?

Obecne wystąpienie ONZ nie jest pierwszym w tej sprawie. Już trzy lata temu ten sam komitet postulował likwidację „okien życia". Polska zlekceważyła wówczas zalecenia. Podobnie jest i dziś. Rzecznik praw dziecka nie zgadza się z ONZ i zapowiada walkę. I dobrze. Wszak życie ludzkie jest ważniejsze niż jakiekolwiek przepisy.