Jak Facebook eksperymentował na Polakach

Akcja profrekwencyjna wielkiego portalu społecznościowego stała się narzędziem groźnego eksperymentu społecznego – pisze publicystka i socjolog.

Aktualizacja: 29.10.2015 19:26 Publikacja: 28.10.2015 21:04

Jak Facebook eksperymentował na Polakach

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

W ostatnią niedzielę, tak jak ponad połowa Polaków posiadających prawo głosu, wzięłam udział w wyborach parlamentarnych. O tym, że należy to zrobić, jak natrętna mucha przypominał mi komunikat wyświetlający się co chwila w moim news feedzie na Facebooku. „Dziś dzień wyborów. Byłeś głosować? Podziel się tym"...

Kiedy w ciągu dnia sprawdzałam, co się dzieje u moich znajomych z Facebooka, co chwila byłam informowana, że Ala P. albo Wojtek K. już spełnili swój obywatelski obowiązek. A ja? Przyznaję, czułam się winna, że jeszcze siedzę w domu. Szczególnie w momencie, kiedy wyświetliła mi się informacja: „Zosia C. i 58 tys. użytkowników już głosowało". Bardzo żałuję, że nie zapisałam tego obrazu i nie zostawiłam go w domowym archiwum. Byłby niczym wyrzut sumienia, że poszłam głosować, kiedy w lokalu były już prawdziwe tłumy.

Polityczna mobilizacja

Zgodnie z informacją prasową wypuszczoną przez Facebook parę dni przed wyborami, opisane powyżej komunikaty miały mieć działanie profrekwencyjne – zachęcać (dorosłych, jak mniemam) użytkowników do głosowania. A jednak, osobiście nie zdecydowałam się poinformować moich facebookowych znajomych, że odwiedziłam już lokal wyborczy. Dlaczego? Bo nie chciałam brać udziału w eksperymencie społecznym realizowanym z pomocą Facebooka.

Aby zrozumieć, o co chodzi, należy się cofnąć do jesieni 2012 roku, kiedy to na łamach tygodnika „Nature" ukazała się praca sygnowana przez zespół Jamesa Fowlera, politologa z University of California w San Diego. Opisano w niej facebookowy eksperyment na ponad 61 milionach dorosłych Amerykanów przeprowadzony w dniu wyborów do Kongresu w 2010 roku. W swych założeniach wyglądał on dość podobnie do tego, co sami niedawno obserwowaliśmy na obszarze polskiego Facebooka. W założeniu miał badać siłę wpływu społecznego na polityczną mobilizację, czyli na ile zachowania facebookowych znajomych popychają użytkowników do działania (czyli głosowania).

Od eksperymentu do publikacji pracy w „Nature" minęły dwa lata, między innymi dlatego, iż należało sprawdzić w zapisach komisji wyborczych, jaka była zależność między wyświetleniem informacji o tym, że „twoi przyjaciele już głosowali", a wzięciem udziału w wyborach przez danego użytkownika. Jak wykazały obliczenia, wśród tych, którzy kliknęli: „głosowałem", pokazanie wcześniej tego komunikatu wygenerowało dodatkowo 340 tysięcy głosów.

Co ciekawe, w wypowiedzi dla „MIT Technology Review" Fowler powiedział jednak, że jego zdaniem informacja o głosowaniu znajomych skłoniła do wzięcia udziału w wyborach około miliona osób, po prostu większość z nich nie poinformowała o tym na Facebooku.

Dlatego też działania profrekwencyjne w obrębie polskiego Facebooka, jakie obserwowaliśmy podczas ostatniej niedzieli, powinny budzić naszą obywatelską czujność. Pytań, które nasuwają się w związku z tymi działaniami, jest wiele. Przede wszystkim, czy prowadzenie takich działań/eksperymentów (nie wiadomo, w jaki sposób pozyskane w trakcie wyborów dane zostaną wykorzystane) przez amerykański koncern w Polsce jest etyczne? Teoretycznie, akceptując regulamin użytkowania Facebooka, wyrażamy zgodę na tego typu działania. Ale czy gdybyśmy mieli świadomie wyrazić swoją zgodę na przetwarzanie takich danych, równie chętnie klikalibyśmy przycisk „już głosowałem"?

Czyja korzyść

Inną kwestią pozostaje fakt, że akcja ta została przeprowadzona przy współpracy Państwowej Komisji Wyborczej – link do jej strony internetowej został podłączony do jednego z facebookowych komunikatów. Czy jej członkowie znali publikację w „Nature", która wprost pisze, że w obecnych czasach wybory wygrywa się niekiedy setkami głosów, więc mobilizacja elektoratu pozostaje kwestią kluczową? Czy mieli świadomość, że w ten sposób może dojść do mobilizacji tylko części wyborców?

Posiadanie konta na Facebooku jest popularne, ale nie dotyczy całego elektoratu. Ciekawe zatem jest również pytanie o polityczne zapatrywania polskich facebookowiczów – na ile ich mobilizacja działała na korzyść określonej partii. Na przykład w Stanach zwiększona frekwencja działa na korzyść demokratów. Czy i w Polsce można wskazać beneficjentów profrekwencyjnych działań amerykańskiego koncernu?

W ostatnią niedzielę, tak jak ponad połowa Polaków posiadających prawo głosu, wzięłam udział w wyborach parlamentarnych. O tym, że należy to zrobić, jak natrętna mucha przypominał mi komunikat wyświetlający się co chwila w moim news feedzie na Facebooku. „Dziś dzień wyborów. Byłeś głosować? Podziel się tym"...

Kiedy w ciągu dnia sprawdzałam, co się dzieje u moich znajomych z Facebooka, co chwila byłam informowana, że Ala P. albo Wojtek K. już spełnili swój obywatelski obowiązek. A ja? Przyznaję, czułam się winna, że jeszcze siedzę w domu. Szczególnie w momencie, kiedy wyświetliła mi się informacja: „Zosia C. i 58 tys. użytkowników już głosowało". Bardzo żałuję, że nie zapisałam tego obrazu i nie zostawiłam go w domowym archiwum. Byłby niczym wyrzut sumienia, że poszłam głosować, kiedy w lokalu były już prawdziwe tłumy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
analizy
Rafał Trzaskowski stawia na bezpieczeństwo, KO ogłosi kandydata na początku grudnia
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Ursula von der Leyen proponuje „pisizm” w sprawie funduszy regionalnych
Publicystyka
Roman Kuźniar: Gen. Kukuła zabiera nas na wojnę, ale nie wiadomo, z kim i gdzie
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jaka będzie „Rzeczpospolita”
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Nastała epoka wojen, pozostało tylko wypatrywać konfliktu między USA a Chinami