Jan Parys: Liberalizm w pigułce. Jarosław Kuisz nie rozumie Polski

Główne nieporozumienie polega na tym, że dla liberałów istnieje tylko jeden dopuszczalny model prawa i demokracji, taki jak ustalono w redakcji „New York Timesa” – pisze były szef MON.

Publikacja: 10.08.2023 03:00

Jan Parys

Jan Parys

Foto: PAP/Piotr Nowak

Magazyn „Plus Minus” z 22 lipca obdarował swoich czytelników wywiadem z Jarosławem Kuiszem, redaktorem „Kultury liberalnej” (Jarosław Kuisz, „Politykę w III RP tworzą ludzie zaprogramowani w Polsce zniewolonej”). Jest to tekst, który pozwala dobrze zrozumieć, jaką wizję Polski i świata proponują nam współcześni liberałowie. Dowiadujemy się, że autor jest nie tylko pracownikiem Wydziału Prawa na UW, ale także publikuje w „New York Timesie”.

Czytaj więcej

Jarosław Kuisz: Politykę w III RP tworzą ludzie zaprogramowani w Polsce zniewolonej

Kluczowe pojęcia, które pozwalają mu robić międzynarodową karierę, to nazywanie Polski krajem, gdzie obowiązuje stary software, bo panuje u nas narodowy populizm. Jesteśmy także krajem, w którym panuje kultura podległości i w związku z tym nasz naród cechuje posttraumatyczne rozumienie suwerenności, a alkoholizm jest podstawą więzi społecznych. Nie dziwię się, że „New York Times” chętnie drukuje autora, który za pomocą takich określeń opisuje swój kraj. Przy czym autor się upiera, że nie są to określenia wartościujące, lecz opisowe.

Populizm i suwerenność

Jak wiadomo, środowiska liberalne od dawna lekceważą wszystko, co ma związek z narodem, bo negują istnienie narodów w XXI w. Populizm, czyli odwoływanie się do interesów i oczekiwań społeczeństwa, jest uważany przez liberalną elitę jako coś prymitywnego, co zasługuje na pogardę, gdyż lud nie wymyśli nic tak mądrego jak elita. Cenne idee może społeczeństwu zaprezentować tylko ona, najlepiej ta z „New York Timesa”. W jej zastępstwie mogą to zrobić jej krajowi pełnomocnicy. Obecny polski rząd identyfikuje się z ludem, zatem jest oskarżony o narodowy populizm.

Drugim pojęciem, które pozwala autorowi krytycznie odnieść się do obecnej władzy w Polsce, jest kwestia suwerenności. Jak pisze, została ona podzielona z chwilą, kiedy weszliśmy do NATO i do UE. W związku z tym mówienie o suwerenności jako fundamencie polityki uważa za przeżytek i dowód niezrozumienia współczesności. Zapomina, że wejście do tych organizacji nie oznacza, że Polska oddała całą suwerenność i już nie ma prawa zabiegać o swoje interesy.

To nie jest tak, że nasz kraj chce odebrać tym organizacjom przekazane uprawnienia. To pewne organizacje międzynarodowe naruszają traktaty i uzurpują sobie kompetencje dużo większe niż im traktaty przyznają, np. ingerując w nasz system sprawiedliwości, chociaż traktat o UE stanowi, iż należy on do kompetencji państw członkowskich. To politycy nazywający się liberałami chcą przekształcić Unię Europejską w superpaństwo, czego traktaty nie przewidują! To przedstawiciele Parlamentu Europejskiego planują odebrać państwom członkowskim kompetencje w takich dziedzinach, jak leśnictwo, klimat, zdrowie, infrastruktura, sprawy zagraniczne, bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, obrona cywilna, ochrona granic, kultura, edukacja, opieka nad dziećmi. Zatem to UE występuje jako złodziej wolności.

Czytaj więcej

Jan Parys: Liberalny ład upadł, w wyścigu z Chinami Zachód potrzebuje pragmatyzmu

Autor przypomina, że to politycy PiS postulowali budowę w Polsce bazy wojsk amerykańskich. To jednak przejaw prowadzenia normalnej polityki obronnej za pomocą sojuszy. Prawdziwe sojusze mają chronić i wzmacniać suwerenność. I nie ma to nic wspólnego z suwerennością dzieloną. Ta bowiem w przypadku bazy wojskowej nie oznacza dopuszczenia innych państw do ingerowania w ustrój i politykę naszego kraju.

Polskie przywiązanie do suwerenności autor nazywa posttraumatycznym. Uważa, że jest to postawa nieracjonalna i niewspółczesna. Wynika z trudnej przeszłości naszego narodu, który często był pozbawiony niepodległości. Daje do zrozumienia, że jest to rodzaj odziedziczonej choroby, z której musimy się wyleczyć, odrywając się od złej przeszłości.

Kultura podległości?

Autor nie ukrywa swoich politycznych sympatii, co powoduje, że trudno go uznać za analityka polityki, za którego uważa go redakcja „Rzeczpospolitej”. Bez ogródek pisze o szaleństwach władzy w Polsce. Dowodem na to ma być ustawa, która umożliwia badanie wpływów rosyjskich w polskiej polityce. Autor tak jak cała opozycja uważa, że ta ustawa dotyczy tylko jednej osoby, tj. Donalda Tuska. Zatem przyłącza się w ten sposób do grupy tych, którzy nie mają wątpliwości, że to właśnie Tusk prowadził politykę prorosyjską, a nie propolską. Udaje, że nie rozumie, z czego wynikają protesty, z jakimi ta ustawa spotkała się na Zachodzie. Tymczasem to tam do dziś nadal rządzą elity, które same prowadziły politykę prorosyjską. I sytuacja, kiedy u nas rozlicza się takich polityków, podważa autorytet zachodnich zwolenników resetu.

Dla autora cała nasza polityka jest wynikiem kultury z czasów niewoli i podległości. Nie wiem, czy siebie też uważa za przedstawiciela takiego sposobu uprawiania polityki. Moim zdaniem na pewno wśród polskich polityków są tacy, dla których ideałem było pokolenie II RP lub pokolenie walczących o niepodległość żołnierzy AK. Zatem nie wszystkich obywateli, w tym polityków, złamała zła przeszłość – czasy zniewolenia.

Ludzie chcą być wolni. Nie godzą się na to, by ktoś w USA lub w Brukseli decydował, kto ma nimi rządzić

Autor jest prawnikiem, więc warto zauważyć, co pisze o Trybunale Konstytucyjnym. Uważa, że TK jest po to, by powstrzymywać brewerie władzy wykonawczej. Tymczasem, o ile wiem, konstytucja przewiduje, iż TK ma badać zgodność ustaw z konstytucją, a nie wtrącać się w politykę. Autor występuje jako zwolennik nadrzędności kasty prawników nad demokratycznie wybranym rządem. Nie ma to nic wspólnego z demokracją. Ta bowiem polega na tym, że władza należy do osób wybranych przez społeczeństwo, a nie do jakieś świętej kasty sędziów.

Wspominając spór o praworządność, autor jednostronnie przedstawia jego genezę. Pierwszym naruszeniem praworządności był wybór sędziów Trybunału przez Sejm, który kończył swą kadencję w momencie, kiedy kadencja sędziów jeszcze trwała. W ten sposób, wybierając sędziów na zapas, stary Sejm, zdominowany przez opozycję, zamierzał ubezwłasnowolnić nowy Sejm i nowy rząd. Zatem to nie PiS, lecz Platforma Obywatelska łamała zasady prawa i demokracji w Polsce.

Pisząc o kulturze polskiej, autor stwierdza, że grzęźniemy w błocie nawyków z czasów podległości. Autor odrzuca trwającą do dziś starą kulturę, gdyż sprzyja ona bezkompromisowości. Tymczasem dziś nic nie jest czarno-białe, bo dominują odcienie szarości. Powiem otwarcie, że po obejrzeniu serialu „Reset” w TVP mam wątpliwości, czy jakikolwiek kompromis jest możliwy z politykami, którzy świadomie oszukiwali polskiego prezydenta, którzy w Moskwie konsultowali politykę obronną RP, którzy zamykali oczy na zbrodnie Putina i którzy likwidowali jednostki Wojska Polskiego. Bo nie o drobne różnice tu idzie, ale o istnienie państwa polskiego.

Ja nie znam opozycji w żadnym kraju demokratycznym, która z takim przekonaniem osłabiałaby swoje państwo tak, jak czynili to politycy z ekipy Donalda Tuska. I żadne wezwania do kompromisu tej polityki nie przekreślą. Proszę nie tłumaczyć polityki Tuska starym software’em. Po prostu niektórych polityków egzystencja polskiego państwa nie interesuje albo po prostu nie rozumieją naszej racji stanu. Widać różnię się z nimi kodem kulturowym.

Takie kody, jakie elity

Autor zapytuje, czy PiS rozwiązał problemy, które trafnie opisywał. Ma oczywiście prawo uważać, że PiS nic nie zrobił i nie rozwiązał żadnego problemu ważnego dla kraju. Myślę, że najlepiej to ocenią wyborcy. Nie wiem, czy PiS wygra wybory jesienią, ale jestem pewien, że miliony obywateli będą głosować na tę partię, doceniając dorobek obecnej władzy.

Czytaj więcej

Jan Parys: Znów zwycięża nacjonalizm

Rozumiem, że autor ma sympatie polityczne ulokowane po stronie opozycji. Zatem zapytam, czy mógłby jako analityk polityki wskazać cele, jakie opozycja zamierza realizować po wygraniu wyborów? Czy wiemy, jaka ma być Polska, gdy opozycja wygra? I jakie problemy kraju można rozwiązać, nie mając programu?

Autor narzeka na stare kody kulturowe, jakich uczy szkoła. Zatem przypomnę, że to właśnie w ostatnich latach w ramach uwspółcześniania programów wprowadzono do szkół nauczanie przedsiębiorczości oraz podręcznik do historii i teraźniejszości. O ile pamiętam, to te dwie innowacje programowe spowodowały pełen furii atak opozycji. A nie są one niczym innym jak wzbogacaniem dotychczasowego profilu nauczania o treści aktualne i użyteczne.

Zupełnym nieporozumieniem jest utożsamianie stylu życia rodzinnego Polaków z alkoholizmem. Picie alkoholu jest popularne w wielu krajach. W niektórych pije się piwo, w innych wino, w Polsce pije się coraz mniej i następuje zmiana upodobań alkoholowych. Jeżeli elita w Polsce Ludowej piła, to nie z powodu frustracji spowodowanej brakiem niepodległości. Był to raczej sposób, by uciec od wyrzutów sumienia związanych z kolaboracją z reżimem komunistycznym. Proszę przeczytać dwa tomy „Czerwonej mszy” Bohdana Urbankowskiego. Tam jest opisana schizofrenia postaw polskiej inteligencji po wojnie. Być może niektórzy obywatele musieli topić w alkoholu swoje wyrzuty sumienia.

Jeżeli ktoś narzeka na stare kody kulturowe i brak współczesności w literaturze, to zapytam, dlaczego spośród wielu literatów tylko Janusz Krasiński opisał w sposób dobitny lata komunizmu w Polsce? Wydaje mi się, że takie są kody kulturowe, jaka jest nasza elita. Może to elita nie dorosła do tego, by pełnić rolę przewodnika narodu. I nie ma co tłumaczyć naszych zachowań alkoholizmem. To brak wielkich umysłów powoduje, że naród jest zagubiony i nie ma nowego software’u.

O co chodzi narodom

Na koniec autor stwierdza, że Zachód nie broni tylko Ukrainy, lecz prowadzi z Rosją wojnę o ustrój (demokratyczny). Otóż nie. Zachód broni Ukrainy, bo chce zatrzymać militarną ekspansję Rosji na Europę. Ukraińcy walczą i giną nie za demokrację, lecz za wolność swego kraju, czyli za suwerenne państwo, które autor uważa za przeżytek. Główne nieporozumienie polega na tym, że dla liberałów istnieje tylko jeden dopuszczalny model prawa i demokracji, taki jak ustalono w redakcji „New York Timesa”. Ja natomiast uważam, że jest wiele dróg rozwoju i każdy naród ma prawo sam definiować, jak rozumie prawo i demokracje oraz jak je wprowadza.

Od wieków Polakom idzie właśnie o to, żeby Rzeczpospolita wybierała sobie na króla kogoś, kogo chcą Polacy, a kto czasem nie odpowiada mocarstwom ościennym. I myślę, że o to idzie wszystkim narodom na całym świecie. Ludzie chcą być wolni. Nie godzą się na to, by ktoś w USA lub w Brukseli decydował, kto ma nimi rządzić, jaki mają mieć ustrój. Niestety, tej prostej rzeczy nie rozumieją współczesne elity liberalne.

Czytaj więcej

Jan Parys: Siedem lat niemieckich ataków

Autor mylnie określa sytuację Tajwanu i Chin. Chińska polityka wobec Tajwanu jest przejawem dążeń Pekinu do kontroli nad Azją. Tajwan jest ważny nie tylko ze względu na chińskojęzyczną ludność. Idzie o to, że na Tajwanie są od II wojny światowej najcenniejsze chińskie regalia, które zabrał ze sobą Czang Kaj-szek. Ambicją każdego kraju jest mieć u siebie najważniejsze zabytki ruchome świadczące o tradycji państwowej i o genezie własnej kultury.

Autor nietrafnie definiuje nasze relacje z USA. Nie jest prawdą, że płynie do nas wielki strumień amerykańskich pieniędzy. Za zakupy broni płacimy od razu lub będziemy płacić, bo są to kredyty. Polska nie otrzymuje takiej pomocy wojskowej jak Izrael czy Turcja. Sama płaci za budowę baz dla wojsk USA w naszym kraju i za utrzymanie żołnierzy amerykańskich. Wojska USA są u nas nie z uprzejmości, lecz dlatego, że rząd USA zawiódł się na państwach Europy Zachodniej. Poza tym obrona Europy przed Rosją jest możliwa przede wszystkim z naszego terytorium. Amerykański parasol militarny nie jest prezentem. Ma zapobiegać temu, by nikt w Europie nie zbudował swego imperium, które mogłoby zagrozić amerykańskim interesom.

Czas najwyższy, by zwolennicy liberalizmu zeszli na ziemię i zrozumieli, że prawdziwy sojusz wyklucza wykorzystywanie go dla jakichkolwiek innych celów poza militarnymi. Kto narusza tę zasadę sformułowaną przez George’a Kennana, podważa wiarygodność prowadzonej polityki bezpieczeństwa. I to dotyczy zarówno polityków z USA, którzy chcą ingerować w nasz ustrój, jak i polskich liberałów, którzy chcą w rozmowach z USA załatwić dla siebie udział we władzy w Polsce.

Jan Parys

Był ministrem obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego (1991–1992), a także szefem gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego (2015–2018). W latach 1999–2003 był wiceprezesem Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie

Magazyn „Plus Minus” z 22 lipca obdarował swoich czytelników wywiadem z Jarosławem Kuiszem, redaktorem „Kultury liberalnej” (Jarosław Kuisz, „Politykę w III RP tworzą ludzie zaprogramowani w Polsce zniewolonej”). Jest to tekst, który pozwala dobrze zrozumieć, jaką wizję Polski i świata proponują nam współcześni liberałowie. Dowiadujemy się, że autor jest nie tylko pracownikiem Wydziału Prawa na UW, ale także publikuje w „New York Timesie”.

Kluczowe pojęcia, które pozwalają mu robić międzynarodową karierę, to nazywanie Polski krajem, gdzie obowiązuje stary software, bo panuje u nas narodowy populizm. Jesteśmy także krajem, w którym panuje kultura podległości i w związku z tym nasz naród cechuje posttraumatyczne rozumienie suwerenności, a alkoholizm jest podstawą więzi społecznych. Nie dziwię się, że „New York Times” chętnie drukuje autora, który za pomocą takich określeń opisuje swój kraj. Przy czym autor się upiera, że nie są to określenia wartościujące, lecz opisowe.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Interwencja Boża w wybory w Ameryce
Publicystyka
Paweł Kowal: W sprawie Ukrainy NATO w połowie drogi
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Przez logikę odwetu Donald Tusk musi za wszelką cenę utrzymać się u władzy
Publicystyka
Groźny marsz Marine Le Pen
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Publicystyka
W Małopolsce partia postawiła się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Czy porażkę można przekuć w sukces?