Jeśli kobiety, o których krzywdzie od wielu dni informują media, nie doprowadzą do tego, by prezes Polskiego Związku Tenisowego Mirosław Skrzypczyński stanął przed sądem – czego każdy przyzwoity człowiek powinien sobie życzyć – to i tak należy wykluczyć go z życia sportowego. Na razie podał się do dymisji, a jego koledzy z zarządu nagle zorientowali się, z kim mają do czynienia, i obiecują powołanie „zewnętrznej, niezależnej od Zarządu i pozostałych organów Związku, trzyosobowej komisji, której zadaniem będzie zbadanie wszelkich okoliczności dotyczących spraw związanych z osobą Pana Mirosława Skrzypczyńskiego”. Komisja ma się składać wyłącznie z… kobiet. Dobre i to, ale jeszcze ważniejsze, by wyeliminować mechanizmy, które wyniosły takiego człowieka na stanowisko prezesa PZT i pozwalały jego koterii przekonywać działaczy, że tylko on może zapewnić związkowi państwowe dotacje, z których potem woluntarystycznie korzystała.