Artur Ilgner: Kronika zapowiedzianej śmierci

To tytuł literackiego arcydzieła Gabriela Garcíi Márqueza. Ta mini powieść opowiada o tym, że w pewnym miasteczku, w którym wszyscy wiedzą lub przeczuwają, że coś strasznego ma się wydarzyć, lecz nikt temu nie chce lub nie potrafi się przeciwstawić.

Publikacja: 27.02.2022 15:32

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: AFP

Jakże adekwatna to sytuacja do tej, którą teraz przeżywamy: wojny na Ukrainie. Od lat wiadomo było, że sowiecki watażka, który niespodziewanie stanął na czele nuklearnego mocarstwa, krok po kroku dąży do wskrzeszenia trupa ZSRR wierząc, że w futurum primum stanie na czele nowego Kraju Rad. I niech nikt nie mówi, że od przejęcia władzy w Rosji, dewiant nie wysyłał światu takich sygnałów; nie mordowano skrytobójczo lub więziono oponentów politycznych, nie aresztowano biznesmenów, którzy mieli czelność sprzeciwić się Putinowi, nie napadano na inne narody, nie ukradziono Krymu.

Nikt nic nie widział, nie słyszał, nie domyślał się; trzy powszechnie znane małpki à rebours mogłyby zobrazować ten stan: honorowano Putina, traktowano go nie jak mordercę, a partnera, nawet królowa angielska udzieliła mu audiencji. Bo z Putinem poważne były interesy: kupowano gaz, węgiel, ropę, zaplanowano budowę Nord Stream 2, podczas gdy bandzior zasilał swój skarbiec i wydawał bajońskie sumy na zbrojenia. A gdy bezczelnie zajął Krym, coś tam poburczano w europejskich salonach, nałożono "pseudosankcje", podczas gdy były oficer KGB testował wytrzymałość Europy i świata, w którym, notabene, przy pomocy hakerów majstrował. Tak doprowadził do Brexitu, tak o mały włos nie przenicował demokracji Amerykanów.

Gdy nadszedł stosowny czas, gdy pobudził frakcje faszystowskie we Francji i Włoszech, gdy Amerykanie ze wstydem opuszczali Afganistan, a spowolniona Unia Europejska deliberowała nad praworządnością w Polsce, uznał, że to najlepszy moment dla realizacji od lat przygotowywanych planów, i wraz ze swoim wasalem Aleksandrem Łukaszenką uderzył z całym okrucieństwem na Ukrainę. Zaczął i kontynuuje krwawą jatkę, która trwa już czwartą dobę: atakuje bezbronne miasta, ludność cywilną. Wszyscy mamy przed oczami wstrząsające obrazy tej wojny; exodus ponad stu tysięcy ludności w stronę polskiej granicy. Tylko determinacja Ukraińców sprawia, że sowiecka armia nie odnosi sukcesów jakich oczekiwał, wręcz przeciwnie - mnoży straty. W ludziach i sprzęcie.

Czytaj więcej

Moskwa nie odpuszcza nigdy

Ale to tyrana nie interesuje. Putin rzuca do walki nowe oddziały. Ma ich dostatecznie wiele. Ważny jest dla niego jeden, cel: zawłaszczenie Ukrainy. Pozbawienie jej suwerenności. I nie ma dla niego znaczenia, że aby to osiągnąć jego armia musi przebrnąć przez morze ludzkiej krwi i łez. Notabene taka sytuacja nie jest w historii Rosji wyjątkiem. To cecha władców tego kraju: zdrada, mordy, brak szacunku dla ludzkiego życia, choćby własnych żołnierzy. Pisałem o tym obszernie po aneksji Krymu, i przestrzegałem przed Putinem.

Przestrzegałem cytując fragmenty "Listów z Rosji" markiza de Custine. Podróżnika i bystrego obserwatora z pierwszej połowy XIX wieku. To kompedium wiedzy na temat mentalności Rosjan i ich władców. Aktualne i dzisiaj. Kto nie czytał tej lektury ten nic nie wie o Rosji; carskiej, sowieckiej, także putinowskiej. Chlubnym wyjątkiem jest Michaił Gorbaczow. To jedyny mądry, etyczny i otwarty na świat ich przywódca. Ale Gorbaczow (ze stratą dla nas wszystkich) zbyt wcześnie odszedł od steru i na powrót jego miejsce zajął kolejny tyran. Dzisiaj Putin morduje Ukraińców. Wszystkich. Nie tylko żołnierzy. Także kobiety, starców, dzieci. Straszy Europę i resztę świata wojną nuklearną, i - uwaga! - ma przy boku podobnego sobie psychopatę, równie okrutnego mordercę - Łukaszenkę, który domaga się od Putina broni atomowej. Kto wie, czy Putin nie zaplanował sobie, aby wykorzystać Białorusina do ataku nuklearnego na Litwę, Łotwę, Estonię, Polskę, by na nim skupić odwet NATO. Wiem. To kasandryczny scenariusz, ale nie niemożliwy. Zatem niewiele pozostało nam czasu na konsolidację. Na nałożenie na Rosję maksymalnych restrykcji gospodarczych, handlowych, kulturowych - każdych możliwych. Na wykluczenie jej z cywilizowanego świata. Bez względu na koszty jakie sami musimy ponieść. Aby wreszcie Rosjanie przetarli oczy, i zdali sobie sprawę z tego, że żyją w "putinowskim", nie własnym, kraju. I odebrali władzę dewiantowi. Ale do tego potrzeba przede wszystkim bezwarunkowej jedności "naszego świata". Odwagi i determinacji. Trudno. Nie mamy alternatywy. Jeśli teraz tego nie dokonamy, jeśli Europa dalej trwać będzie jako Europa, spełnią się czarne proroctwo markiza:

Wszystko jest zagadką w przyszłości świata, ale jedno jest pewne: że zobaczy on dziwne sceny, które odegra przed narodami ten przeznaczony do tego naród.

Jeśli tak się stanie, nikt już nigdy nie przeczyta "Kroniki zapowiedzianej śmierci". Naszej cywilizacji, co oczywiste.

Jakże adekwatna to sytuacja do tej, którą teraz przeżywamy: wojny na Ukrainie. Od lat wiadomo było, że sowiecki watażka, który niespodziewanie stanął na czele nuklearnego mocarstwa, krok po kroku dąży do wskrzeszenia trupa ZSRR wierząc, że w futurum primum stanie na czele nowego Kraju Rad. I niech nikt nie mówi, że od przejęcia władzy w Rosji, dewiant nie wysyłał światu takich sygnałów; nie mordowano skrytobójczo lub więziono oponentów politycznych, nie aresztowano biznesmenów, którzy mieli czelność sprzeciwić się Putinowi, nie napadano na inne narody, nie ukradziono Krymu.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe