W stolicy huczy od plotek. Oto metropolita warszawski, kardynał Kazimierz Nycz dogadał się z bogatym deweloperem i wspólnymi siłami przekonali miejskich urzędników oraz radnych do tego, by zgodzili się na budowę w ścisłym centrum Warszawy ogromnego wieżowca. Pazerny purpurat za nic ma mieszkańców, którzy przez budowę stracą – i tak skromną w tym rejonie stolicy – zieleń. Ale to nie wszystko. Kardynał nie ma żadnego szacunku do zmarłych. Jego wieżowiec – tzw. Nycz Tower – stanie na cmentarzu, na ludzkich kościach. A na dodatek hierarcha zgadza się na to, by zniszczyć zabytkową plebanię i fragment pochodzącej z XIX wieku drogi krzyżowej. Dlaczego? Bo owładnęła go wizja wielkiej kasy, która popłynie wartkim strumieniem na kurialne konta. „Trzeba sprawdzić czy w tej sprawie nie doszło do korupcji” – stwierdza Jan Śpiewak, radny Śródmieścia i prezes stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa. Skandal nad skandale. Trzeba Nycza razem z deweloperem, prezydent Warszawy i radnymi PiS oraz PO (zadziwiająco zgodnych w tej sprawie) wsadzić za kraty.
Trzeba byłoby tak zrobić, gdyby wszystko to było prawdą. Prawdy w tych plotkach odrobię jest, więc spróbujmy to uporządkować. Rzeczywiście u zbiegu ulic Emilii Plater i Nowogrodzkiej warszawska kuria razem ze spółką BBI Development chce postawić wieżowiec. Rzeczywiście w pobliżu był kiedyś cmentarz, w sąsiedztwie jest plebania oraz zabytkowa droga krzyżowa. I to by było na tyle. Ale trzeba powiedzieć ciut więcej, by nie zatrzymywać się na powierzchni i nie ulec populistycznym hasłom.
Na rogu Emilii Plater i Nowogrodzkiej był kiedyś cmentarz. Sęk w tym, że w końcu XIX wieku został zlikwidowany. Szczątki spoczywających tam osób przeniesiono na Powązki, część umieszczono w mogiłach zbiorowych przy kaplicy św. Barbary. Po latach, gdy Kościołowi ów teren odebrano, postawiono tam stację benzynową. Obok stał zaś warsztat samochodowy. Ale gdy wejrzeć w plany kurii i dewelopera okaże się, że słynny wieżowiec nawet o centymetr o dawny cmentarz nie zahaczy.
Podobnie rzecz ma się ze stacjami drogi krzyżowej, które z planowanym budynkiem nie kolidują. Rzekomo zabytkowa plebania w opinii konserwatora zabytków nie ma zaś żadnej wartości historycznej, ale deweloper jest gotów budynek zachować w stanie nienaruszonym.
I tak po kolei każdy argument obrońców „zabytkowego” Śródmieścia da się obalić. W tle całej tej sprawy pojawiają się słowa o korupcji, na którą nikt nie ma dowodów. Jakoś dziwnie nie mówi się o przejrzystości tego procesu. Ów fragment stolicy nie miał do minionego czwartku planu zagospodarowania przestrzennego. W tej sytuacji ewentualne inwestycje powstają w oparciu o jednostkowe decyzje o warunkach zabudowy. Deweloper mógł starać się o taką decyzję, a jednak tego nie robił. Cierpliwie czekał na plan zagospodarowania. Na marginesie warto zauważyć, że plan przed uchwaleniem wykładany jest do wglądu i można do niego zgłaszać uwagi. Żadnej nie złożyli mieszkańcy, na których oddziaływała będzie ta inwestycja.