Jego politycy mieli swoje niekwestionowane „osiągnięcia” w dziedzinie zawłaszczania państwa. A w sporach, które zdominowały publiczną dyskusję w ostatnich latach, PSL znalazło się w obozie III, a nie IV RP. I niestety nie był to wybór nieoczekiwany. [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2009/12/22/psl-pieniadze-demokracja/]Skomentuj na blogu[/link][/b] [/wyimek]
To wszystko prawda, a jednak nie odczuwam satysfakcji, kiedy słyszę o zajmowaniu kont PSL przez izbę skarbową na skutek błędu popełnionego przez ludowców jeszcze w czasie kampanii 2001 roku. Z kilku powodów. Po pierwsze, prawo powinno oczywiście dyscyplinować polityków. Jednak sytuacja, gdy ugrupowaniu, któremu zaufały setki tysięcy wyborców, grozić może zniknięcie ze sceny na skutek błędu popełnionego osiem lat temu, gdy rygorystyczne i skomplikowane przepisy dotyczące finansowania partii były jeszcze słabo znaną nowością, błędu, w tle którego nie czai się sugestia czyichś prywatnych interesów, trudno uznać za zdrową dla demokracji. Bo ingerencja w prawo do dokonywania politycznego wyboru, nawet jeśli czasami nieunikniona, jest dla demokracji zawsze niezdrowa.
Po drugie, istotne jest, aby polska wieś zachowała w jakimś zakresie polityczną reprezentację. Od kilku lat partie ogólnonarodowe z coraz większym sukcesem wchodzą na teren wiejski, i jest to proces pozytywny. Niemniej zbyt nagłe zejście ze sceny tradycyjnego ugrupowania stanowego, chłopskiego, może mieć zły skutek.
Wielkie metropolie bowiem rosną i coraz bardziej mentalnie dominują nad prowincją. W tej sytuacji ugrupowania ogólnopolskie, jeśli nagle zostaną pozbawione naturalnego wiejskiego konkurenta, mogą się przestać czuć zmuszone do godzenia w swoich programach i politycznej praktyce interesów wielkich miast i Polski powiatowo-gminnej. Co nie byłoby dobre ani dla interesu kraju, ani dla poczucia narodowej spójności.
Po trzecie, jedną z głównych negatywnych cech polskiego systemu politycznego jest bezalternatywność połączona z dominacją wielkich ugrupowań. Cokolwiek by złego o PSL powiedzieć (a można by sporo), upadek partii ludowców jeszcze tę bezalternatywność zwiększy. Zarówno w sensie wachlarza dostępnych wyborcom możliwości głosowania, jak i w kontekście dostępnych politykom koalicji. A istnienie lub nieistnienie możliwości koalicyjnych obu najważniejszych partii jest realnym sprawdzianem, czy demokracja działa, czy nie działa.