Stefan Brzoza – poeta. Może jeden z najbardziej utalentowanych w swoim pokoleniu. We wczesnej młodości po ciężkim, wielodniowym biciu na komendzie milicji wylądował w szpitalu psychiatrycznym i nigdy już nie wyzwolił się z obłędu. Ostatecznie dobiła go śmierć zakatowanego przez MO Grzegorza Przemyka, przyjaciela i ucznia. Zdążył jeszcze przed śmiercią uczcić jego pamięć przejmującą pieśnią, zapomnianą jak cała jego twórczość.

Film Jerzego Zalewskiego o tragicznym losie poety należy do licznych "półpółkowników" III RP, kiedyś tam puszczonych o drugiej w nocy i zepchniętych, jak jego bohater, w zapomnienie. Wydawało się, że wreszcie, w 25. rocznicę śmierci, zostanie przypomniany. Niestety, pisowska rzekomo TVP uznała w ostatniej chwili, że musi natychmiast pokazać film nominowany do Oscara. Naprawdę nie było innej pory?

W kręgach wtajemniczonych oficjalne wyjaśnienie uznano za pretekst. Zdjęcie filmu o Brzozie tłumaczy się jako skutek nacisku polityków lewicy, która wściekła się po emisji biografii Jaruzelskiego. Być może sami zawiniliśmy, wiążąc w zapowiedzi los ofiary z losem oprawcy. Jest prosty test, jak było naprawdę: kiedy teraz TVP wyemituje film o Stefanie Brzozie? Będzie czekać na kolejną okrągłą rocznicę? Czy, jak śpiewał inny bard, "aż coś się bez nas z nami zmieni"?

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/02/04/odwet-za-towarzysza-generala/]Skomentuj[/link][/ramka]