Nie zrobiliśmy esbekom krzywdy

Nie tylko funkcjonariuszem SB, ale także ich płatni donosiciele powinni wyzbyć się łupów, z których wyrosły ich emerytalne kariery – pisze senator PO

Aktualizacja: 08.03.2010 01:07 Publikacja: 08.03.2010 01:04

Nie zrobiliśmy esbekom krzywdy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Z uwagą przeczytałem zamieszczony w 50. numerze „Rzeczpospolitej” [link=http://www.rp.pl/artykul/440709.html" "target=_blank]dwugłos do wyroku Trybunału Konstytucyjnego[/link], który zapadł w sprawie emerytur dla esbeków. Tym razem na temat, czy Trybunał słusznie pozbawił esbeków przywilejów, wypowiedzieli się ceniony przeze mnie Stanisław Podemski oraz przeze mnie wielce szanowany Czesław Bielecki.

Po zapoznaniu się z opinią obu autorów uznałem, iż warto, aby w dyskusji zabrzmiał również głos czynnego uczestnika procesu legislacyjnego.

Tak się bowiem złożyło, iż – wychodząc naprzeciw wątpliwościom, które prawniczo akcentuje Podemski, a politycznie odpiera Bielecki – zaproponowałem do ustawy preambułę, która jest jednocześnie skróconym słowniczkiem wiedzy o instytucjach, jakimi były SB oraz WRON, a także wyjaśnia motywy, jakie kierowały autorami ustawy.

[srodtytul]SB była ramieniem partii[/srodtytul]

Jest prawdą, że w trakcie procesu legislacyjnego pojawiały się wątpliwości, które są myślą przewodnią atakującego ustawę Stanisława Podemskiego, a które z lekka pobrzękują także u Czesława Bieleckiego i dotyczą zasady praw nabytych, pozytywnej weryfikacji czy odległości czasowej materii ustawy. [wyimek]Weryfikacja SB była wyrazem chrześcijańskiego przebaczenia. Nie oznaczała akceptacji dla wstąpienia w szeregi policji politycznej ani gwarancji zachowania przywilejów[/wyimek]

Podemski, podnosząc, iż doszło do naruszenia porządku prawnego wskutek zaprzeczenia powyższym argumentom, posiłkuje się przy tym argumentacją przełożonego specsłużb w wolnej Polsce, byłego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, choć, w co nie wątpię, przeciwnika komunizmu, w tym i Służby Bezpieczeństwa PRL. Jednocześnie odrzuca osąd moralny jako podstawę, którą należy się kierować przy tworzeniu prawa jako „absolutny nonsens”.

Zajrzyjmy zatem do preambuły, jeśli chcemy spojrzeć na działalność SB szerzej niż jak na jednostkę prawną.

SB nie była zwykłą policją polityczną, jako rzecze mój interlokutor. Nie była policją poddaną kontroli rządu, by nie wspomnieć o innych publicznych instytucjach kontrolnych, takich jak parlament, NIK czy sądownictwo powszechne.

Czym zatem była SB? Otóż była ramieniem partii wykonującym ściśle jej zadania ideowe i polityczne. Niszczyła nie tylko przeciwników władzy absolutnej, ale z równą zaciekłością zwalczała uważane za sprzeczne z linią partii ideowe odchylenia czy odmienny światopogląd. Doświadczyli tego Jacek Kuroń i Karol Modzelewski.

To nie demagogia ani przyczynkowość. Poczytajmy sprawozdania operacyjne SB. Zawsze pod adresem rozpracowywanych przez nią osób pojawiają się zarzuty o krytykę partii.

Jeśliby zatem mówić o statusie SB, to była to raczej szturmówka partyjna o niejasnych kryteriach działania, uruchamianych wyłącznie przez ścisłe kierownictwo partii.

[srodtytul]Weryfikacja tylko moralna[/srodtytul]

Ze względu na to, że organy partyjne, a właściwie PZPR jako taka, nie podlegały jurysdykcji prawa, należy stwierdzić, że Służba Bezpieczeństwa, a tym samym działający w jej strukturach liczni oprawcy, byli spod prawa „wyjęci” (oczywiście w sensie całkowitej bezkarności), nadto nie byli to zwykli funkcjonariusze jak w każdym demokratycznym państwie, ale dygnitarze cieszący się przywilejami prawnymi i materialnymi. W przeciwieństwie do towarzyszących im w pracy milicjantów nie ponosili ryzyka, na które był narażony ich umundurowany kolega.

Prawdą jest przecież, że ci ostatni często ryzykowali czy nawet ginęli przy wykonywaniu brudnej roboty siłowego asekuranta „dorobku SB”. O uprzywilejowaniu tej służby świadczyło choćby wydzielenie jej ze struktur milicji. Osobiście spotkałem się nawet z „drogówką” należącą do struktur SB. Ponadto większość esbeków, w przeciwieństwie do umundurowanych kolegów, za wierność szybko awansowano do stopni oficerskich, a więc otrzymywali wyższe wynagrodzenia determinujące w przyszłości wyższe emerytury.

Awansowi towarzyszyła uproszczona edukacja, z której owi oficerowie, ich rodziny, ich podwładni (także archiwiści) czerpali przy okazji wiedzę o bezprawności swoich operacji czy działań.

Tylko nieliczni wiedzę tę skonsumowali tak jak mjr Adam Hodysz [oficer SB, który podjął współpracę z opozycją – red.]. Większość przechodziła nad tym do porządku dziennego, wierząc, że żadna weryfikacja ich nie spotka.

Weryfikacja miała jednak miejsce i rzeczywiście, co podkreśla Stanisław Podemski, przeszła ją znaczna liczba funkcjonariuszy. Co do tego zgoda. Ale charakter procesu weryfikacji miał raczej wymiar moralny, a nie zawodowo--etyczny i był wyrazem chrześcijańskiego przebaczenia. Nie oznaczało to wszakże pełnej akceptacji dla dobrowolnego wstąpienia w szeregi tajnej policji politycznej ani gwarancji zachowania na zawsze dotychczasowych przywilejów rodem z PRL.

Bo właśnie to w oczywisty sposób kłóciłoby się z zasadą sprawiedliwości społecznej.

[srodtytul]Odrzuciliśmy emocje[/srodtytul]

Praktyka bezprawia pozostawiła zniszczony gospodarczo kraj, który trzeba było odbudowywać kosztem wyrzeczeń wszystkich obywateli. Tak więc nie może być uzasadnienia dla tego, aby wbrew tej zasadzie odebrania przywilejów mogli uniknąć ci, którzy w znacznym stopniu przyczynili się do tych wyrzeczeń.

Zwłaszcza że wszystkie rządy w jakiś sposób temperowały system emerytalny, a to zabierając dodatki szkodliwe, a to dodatki kombatanckie niektórym grupom, a to redukując indeksację, a to zmieniając zasady naliczeń emerytur i rent. Hurtowo wypowiadano prawa nabyte milionom ludzi. Początkowo Trybunał odrzucał te działania, by uznać wreszcie, iż istotne względy gospodarcze, zasady sprawiedliwości społecznej mogą przesądzać o poniechaniu ochrony niektórych praw nabytych w PRL, że jest to prawnie dopuszczalne i pozostaje w zgodzie z konstytucją.

Przecież gdyby do końca przyjąć filozofię Stanisława Podemskiego, oznaczałoby to niemożność odebrania żadnych praw nabytych. To zaś prowadziłoby do konstatacji, że prawo w PRL było słuszne, a ustrój ekonomiczny się bilansował. No jeśli tak, to dlaczego PRL zbankrutowała, zarówno jako formacja ustrojowa, jak i formacja prawna, o czym świadczy obowiązywanie nowej konstytucji.

Podsumowując zatem, politycy od sprawiedliwości społecznej, a za takiego się uważam, ostatecznie nie mogli się zgodzić na importowany z PRL cały system uzyskiwania i waloryzacji świadczeń emerytalnych dla byłych esbeków, ponieważ zbytnio odbiegał od zbiorowego doświadczenia milionów emerytów i rencistów.

Zaręczam, iż senatorowie odrzucili emocje. Wsłuchiwali się w argumenty przeciwników ustawy, czytali opinie ekspertów. Osobiście uważałem, że głębokość regulacji emerytalnych idzie za daleko i powinna sięgać poziomu, który jest przewidziany w powszechnym systemie emerytalnym, czyli z zastosowaniem wskaźnika 1,3 za każdy rok pracy, ale zgadzam się z Czesławem Bieleckim i sędzią Andrzejem Rzeplińskim, iż w sytuacji, kiedy sposób naliczania emerytur mundurowych pozwala byłym funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa zachować emerytury prawie o połowę wyższe, niż wynosi przeciętna emerytura pozostałych obywateli, to nie dzieje im się krzywda.

[srodtytul]Wyzwanie dla rządu[/srodtytul]

Nadal także uważam, że płatni donosiciele, a więc bliscy współpracownicy tajnej policji politycznej, powinni również wyzbyć się łupów, z których wyrosły ich emerytalne kariery.

Celowo starałem się uniknąć argumentu wagi, którym raczą opinię publiczną nawet niektórzy moi koledzy, czyli że niesprawiedliwością jest, aby ofiary miały się gorzej niż ich kaci. To grunt osuwający się w stronę wyrównania krzywd na zasadzie odwetu.

A nie o to chodzi. Jest to raczej wyzwanie dla rządu, by ofiarom wyrównać (nie mylić z nagrodzeniem) krzywdy zadane esbecką nadgorliwością. Jeszcze dziś zgłaszają się z prośbą o pomoc obrońcy praw związkowych lub zwykli pracownicy, którym emerytury obcięto lub którym zgoła się ich nie wypłaca. Ale – co stwierdzam ze smutkiem – rząd i część moich kolegów przechodzi nad tym do porządku dziennego.

A więc najwyższa pora na sprawiedliwość II stopnia. Naprawa krzywd tak, przywileje nie.

[i]Autor jest senatorem Platformy Obywatelskiej, w latach 80. był działaczem demokratycznej opozycji, szefem Regionu Bydgoskiego NSZZ „Solidarność”[/i]

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości