Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Szczególnie, jeśli tymi nożycami jest Janusz Palikot. Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wczoraj wniosek posłów Ruchu Palikota o wszczęcie postępowania w sprawie krzyża w sejmowej sali obrad. Sprawę skomentował na swoim blogu szef partii i przywódca antykrzyżowej krucjaty (że pozwolę sobie na taki oksymoron). Zrobił to w sposób dość specyficzny, bo wkleił po prostu komentarz jednego z wielu antyklerykalnych oszołów na portalu Onet.pl. Komentarz typowy dla antykatolickiego trolla:
Dlaczego krzyż musi wisieć w Sejmie, w szkołach, urzędach, aptekach, bibliotekach itp.? Bo to jest bussiness. Krzyż jest znakiem firmowym „spółki z o.o. kościół katolicki", która zajmuje się hurtową i detaliczną sprzedażą bogów. Gdyby odebrać np. Coca Coli jej charakterystyczny znak to sprzedaż jej produktu, zabarwionej, zagazowanej i osłodzonej wody dramatycznie by spadła. I o to toczy się walka. Bóg, jako towar daje o wiele większe zyski przy sprzedaży, niż pietruszka, samochody czy nawet oprogramowanie komputerowe i żadnych kłopotów z dostawami.(...) W ekonomii nazywa się to drenaż rynku. Kościół jest największym właścicielem ziemskim w Polsce, a Komisja Majątkowa (obecnie sądy) oraz usłużne rady gminne i inne, dalej mu ziemi dosypują. Co roku lekką rączką przekupni politycy dają Kościołowi z NASZYCH podatkowych pieniędzy kilkanaście miliardów zetów. Dochód z tacy służy proboszczowi do zapewnienia sobie dostatniego życia a także zapewnienia sobie uciech, zakupu papierosów, flaszek i prezerwatyw, no i ewentualnie na podpaski lub skrobanki dla proboszczowej. Natomiast sama procedura i celebra zbiórki na tacę służy dyscyplinowaniu owieczek.
W taki sposób zatem gwiazda polskiego parlamentu walczy z językiem nienawiści. Ale to nie koniec historii. Internet wszystko pamięta. Nawet czasy, w którym radykalny antyklerykał Palikot jako poseł PO o krzyżu mówił w trochę inny sposób. Przypomniała to jedna z komentatorek (o nicku Greta) tego uroczego bloga:
2 cytaty: