Europejczyków marzenie o Szwajcarii

Polacy mają prawo usłyszeć od swych elit odpowiedzi na ważne pytania: jakie interesy wiążą nas z Europą, do czego jest nam potrzebny sojusz z USA, jak ułożyć stosunki z Rosją – pisze publicysta Janusz Reiter

Publikacja: 14.02.2008 00:51

Red

Wyniki sondaży przeprowadzonych niedawno dla „Rzeczpospolitej” na temat postrzegania przez Polaków krajów sąsiedzkich, świadczą o oczekiwaniach opinii publicznej. Pokazują też, do jakiego stopnia oczekiwania te są zgodne z polityką państwa. Gdyby cały problem sprowadzić do jednego tylko pytania, czy owe sondaże zawierają dobre czy złe wiadomości z punktu widzenia naszej polityki zagranicznej, odpowiedź brzmiałaby: dobre, chociaż nakazujące pewną ostrożność.

Obserwujemy od pewnego czasu przypływ sympatii Polaków do Europy i spadek poparcia dla Ameryki

Przypomnijmy, według pierwszego z sondaży („Polacy nie boją się Rosji”, „Rz” 8 lutego 2008 r.) większość Polaków nie widzi powodów, aby się bać Rosji. Według drugiego („Ameryka i Rosja jest dla nas tak samo ważna?”, „Rz”, 9 lutego 2008 r.) – chce bliskich stosunków przede wszystkim z krajami Unii Europejskiej. Stany Zjednoczone są wymieniane jako szczególnie pożądany partner zaledwie przez 13 proc. ankietowanych, co stawia je na równi z Rosją (!). Zwłaszcza ta ostatnia wiadomość brzmi szokująco i nie pasuje do obrazu Polski jako kraju wyjątkowo proamerykańskiego.

O tym, że Polska przestała być żarliwie proamerykańska, wiadomo już od dłuższego czasu. Gorzej, Ameryka zaczęła budzić negatywne emocje. Skąd ta zmiana? Przede wszystkim z poczucia, że jesteśmy zbyt słabi na prawdziwy sojusz z Ameryką, a w związku z tym jesteśmy narażeni na podległość wobec USA. Tego Polacy boją się niemal obsesyjnie. Ów lęk wydawał się kiedyś niektórym politykom nad wyraz przydatny, ponieważ kierował się głównie przeciwko Europie Zachodniej. Stany Zjednoczone miały być jego beneficjentem, a nie celem. Trzeba przyznać, że Waszyngton wcale nie był takim pomysłem zachwycony, jak gdyby przeczuwając, że lęk i nieufność łatwo mogą zmienić adresata, a Ameryka jako supermocarstwo jest do tej roli szczególnie predestynowana.

Ktoś złośliwy powie, że wytłumaczenie jest proste: Polska wróciła do głównego nurtu europejskiego życia publicznego, a ten jest antyamerykański, zatem i Polska staje się antyamerykańska. To co najmniej uproszczenie. Polska nie jest antyamerykańska, ale nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi są w kryzysie. Ci, którzy proponowali Polakom przyjaźń z Ameryką zamiast dobrych stosunków z Europa, też się do tego przyczynili. Ale i tym, którzy szczerze chcą współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, nie udało się wyjaśnić opinii publicznej, jakie są cele i reguły tej współpracy.

Sami Amerykanie zaś też nie zawsze w tym pomagali, czego przykładem jest nieszczęsna sprawa zniesienia wiz, coraz częściej odbierana przez Polaków jako oznaka arogancji wielkiego mocarstwa.

Europeizacja polskiej opinii publicznej to zjawisko pożądane i pozytywne. Polska rzeczywistość jest coraz bardziej związana z europejskim otoczeniem i dobrze, że chcemy żyć z nim w przyjaźni. Czy spadek zainteresowania Ameryką i zaufania do niej jest ceną, którą trzeba zapłacić za przyjazne stosunki z europejskimi sąsiadami? Czy jest to gra o sumie zerowej, w której jeśli ktoś zyskuje, to ktoś drugi musi tracić? Oczywiście nie.

Problem w tym, że USA coraz częściej są postrzegane tylko jako partner w polityce bezpieczeństwa. A polityka bezpieczeństwa nie jest najwyraźniej uważana za priorytet. Polacy czują się w miarę bezpiecznie, co w dużym stopniu zrozumiałe, po wejściu naszego kraju do Unii.

Trudno się też dziwić, że Polacy nie boją się już Rosji jak niegdyś. Nie ma powodów, aby się jej bać. Są jednak powody, aby traktować ją poważnie i nie zapominać, że nie możemy jej po prostu zejść z drogi, ponieważ geografia na to nie pozwala. By nie było wątpliwości: przywrócenie dialogu politycznego (czego przejawem była wizyta premiera Donalda Tuska w Moskwie) nie jest wobec Rosji ustępstwem, lecz sposobem na zwiększenie skuteczności polityki wobec niej. Przede wszystkim zaś, przy całym respekcie dla Moskwy, choć geograficznie jest nam do niej bliżej, to politycznie i ideowo jesteśmy – i zapewne długo będziemy – od siebie oddaleni.

NOWA OFERTA NA2025

Wiemy więcej,
niż mówi rynek

Zaprenumeruj

Być może polska opinia publiczna to wyczuwa. W sondażu opublikowanym przez „Dziennik” większość Polaków nie tylko chwali premiera za wizytę w Moskwie, ale też popiera wejście Ukrainy do NATO, a nawet rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie tarczy antyrakietowej, chociaż sam projekt tarczy – jak wiadomo z innych badań – ocenia dość sceptycznie.

Przypływ sympatii do Europy i spadek poparcia dla Ameryki może mieć jeszcze jedno źródło: marzenie o spokojnym życiu w dobrobycie, z dala od zawirowań polityki światowej. Badania przeprowadzone w 1991 roku w Niemczech pokazały, że dla większości naszych zachodnich sąsiadów ideałem państwa w Europie była wtedy – w mniejszym stopniu, pewnie jest tak nadal – Szwajcaria, neutralna, niewadząca nikomu, nieangażująca się w niebezpieczne konflikty.

Nie tylko Niemców kusi taka sielska wizja. Ma ona zwolenników i w innych krajach Europy. Unia Europejska jako wielka Szwajcaria? Do niedawna mogło się wydawać, że Polacy zostali na takie pokusy uodpornieni przez swą historię i geografię. Dzisiaj nie można tego uważać za tak pewne. Pragnienie, aby sobie wypłacić tzw. pokojową dywidendę, zaoszczędzić na bezpieczeństwie narodowym, a zainwestować w bezpieczeństwo społeczne, jest równie zrozumiałe co nierozsądne – w całej Europie, w Polsce pewnie jeszcze bardziej niż w innych miejscach naszego kontynentu.

Polskie elity polityczne czeka trudne zadanie: muszą przekonująco opisać położenie geopolityczne Polski w świecie XXI wieku i zdefiniować interes narodowy. Próba odwołania się do tradycyjnego opisu Polski jako kraju otoczonego przez Niemcy i Rosję została odrzucona. Ale alternatywą nie jest powrót do „normalności”, ponieważ to pojęcie może równie wiele zaciemniać, jak wyjaśniać.

Polskie elity mogą się dowiedzieć z sondaży, czego oczekuje opinia publiczna. Ale opinia publiczna ma także prawo usłyszeć od swych elit odpowiedzi na ważne pytania: jakie interesy wiążą nas z Europą, do czego jest nam potrzebny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, jak ułożyć stosunki z Rosją. Teraz jest czas na tę dyskusję. Harmonia pomiędzy polityką a opinią publiczną nie jest ani oczywista, ani wieczna.

Autor był ambasadorem w Niemczech i USA. Jest wiceprezesem Presspubliki, spółki wydającej „Rzeczpospolitą”

Wyniki sondaży przeprowadzonych niedawno dla „Rzeczpospolitej” na temat postrzegania przez Polaków krajów sąsiedzkich, świadczą o oczekiwaniach opinii publicznej. Pokazują też, do jakiego stopnia oczekiwania te są zgodne z polityką państwa. Gdyby cały problem sprowadzić do jednego tylko pytania, czy owe sondaże zawierają dobre czy złe wiadomości z punktu widzenia naszej polityki zagranicznej, odpowiedź brzmiałaby: dobre, chociaż nakazujące pewną ostrożność.

Obserwujemy od pewnego czasu przypływ sympatii Polaków do Europy i spadek poparcia dla Ameryki

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości
Materiał Promocyjny
Mamy olbrzymi problem dziury w budżecie NFZ. Tymczasem system prywatny gwarantuje pacjentom coraz lepszą dostępność