Reklama

Miesiąc z gruzińskim winem

Rozmowa: Paweł Prochenko, socjolog, prezes Fundacji Komunikacji Społecznej, pomysłodawca i współtwórca wielu kampanii społecznych

Publikacja: 28.08.2008 03:46

Paweł Prochenko

Paweł Prochenko

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Rz: „Nie bój się Putina, pij gruzińskie wina” – pod takim hasłem młodzież z inicjatywy „Solidarni z Gruzją” organizuje happeningi i namawia Polaków do kupowania gruzińskich produktów. To dobry sposób, aby zamanifestować swoje poparcie dla Gruzji?

Paweł Prochenko: Wszelkie działania mające na celu zwrócenie uwagi opinii publicznej na jakiś poważny problem są ważne i potrzebne. Oczywiście wiele będzie zależało od tego, czy organizatorzy dobrze przemyśleli akcję, czy wiedzą, do kogo chcą ją skierować i co konkretnie chcą osiągnąć. Zastanawiałbym się jednak, czy w poważnej sprawie, jaką jest konflikt gruzińsko-rosyjski, happening jest odpowiednią formą manifestowania poparcia dla Gruzji. Położenie nacisku na picie gruzińskiego wina powoduje, że przedsięwzięcie można potraktować z przymrużeniem oka.

Ale wino jest najlepiej znanym Polakom gruzińskim produktem.

Zapewne dlatego organizatorzy postawili właśnie na wino. Gdyby Gruzja była kojarzona z oscypkami, posłużono by się oscypkiem. Pod względem marketingowym był to zatem dobry wybór. Nie wiem tylko, czy pod względem etycznym, zważywszy że kampania jest skierowana także do młodych ludzi.

Przed olimpiadą w Chinach wiele mówiło się o bojkocie chińskich towarów czy Coca-Coli będącej jednym ze sponsorów igrzysk. Na większą skalę nic jednak z tego nie wyszło.

Reklama
Reklama

Igrzyska olimpijskie okazały się zbyt potężną imprezą, by udało się przeprowadzić masowy bojkot. Ale nie zmienia to faktu, że takie inicjatywy są istotne choćby w sferze symbolicznej.

Polacy solidaryzowali się także z Ukrainą podczas pomarańczowej rewolucji i z Tybetańczykami podczas zamieszek w Tybecie. To jakaś narodowa specyfika?

W drastycznych momentach uruchamiają się w mentalności Polaków wspomnienia własnych doświadczeń. Ale i tak nie potrafimy wykorzystać naszej tradycji walki o wolność w organizowaniu tego typu akcji. Ruchy obywatelskie nie są obecnie naszą mocną stroną. Nawet zwykłe bojkoty konsumenckie nie są u nas popularne. Brytyjczycy swego czasu tak długo bojkotowali stacje benzynowe Shell ze względu na dewastację środowiska, aż zmusili firmę do działań bardziej proekologicznych. Polacy jeszcze nie zdają sobie sprawy, że jako konsumenci mogą mieć realny wpływ na rynek.

Dlaczego? Czy pokutuje u nas przekonanie: sam i tak świata nie zmienię, więc po co mam się wychylać?

Polacy potrafią w krytycznych sytuacjach jednoczyć się i działać wspólnie. Jednak ciągle brakuje nam determinacji, aby – sami z siebie i każdy z osobna – zachować się przyzwoicie, na przykład nie kupić chińskiej zabawki albo przez miesiąc pić wyłącznie gruzińskie wina. Tylko po to, aby poczuć, że robimy coś dobrego i słusznego.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Polska może być celem Putina. Dlaczego gdy potrzeba jedności, Konfederacja się wyłamuje?
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Hołd lenny prezydenta Nawrockiego
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jak Tusk i Kaczyński stali się zakładnikami Mentzena i Bosaka
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Narada Tuska i Nawrockiego przed spotkaniem z Trumpem w cieniu Westerplatte
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki potwierdził na Radzie Gabinetowej, jaki jest jego główny cel
Reklama
Reklama