Wojna w Gruzji budzi Zachód z letargu

Powodem ataku Rosjan na Gruzję były przede wszystkim kwestie energetyczne – przekonuje ekspert ds. bezpieczeństwa Piotr Naimski

Aktualizacja: 29.08.2008 08:27 Publikacja: 29.08.2008 01:27

Wojna w Gruzji budzi Zachód z letargu

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Co wojna gruzińska zmieniła w kwestii naszego bezpieczeństwa energetycznego?

Jeśli chodzi o zaopatrzenie Polski w ropę i gaz, sytuacja w Gruzji nie ma znaczenia. Dziś z rejonu Morza Kaspijskiego nie dociera do nas ani ropa, ani gaz. Jednak długofalowo wojna w Gruzji ma dla nas znaczenie strategiczne. To wojna o niezależny od Rosji korytarz do transportu surowców energetycznych z Azji Środkowej i Morza Kaspijskiego do Europy. Jeżeli Europa, w tym Polska, straci możliwość transportu, szanse na zróżnicowanie kierunków dostaw tych surowców do UE znacznie zmaleją. A zapewnienie Polsce i Europie dostaw gazu i ropy to przecież kwestia strategiczna.

Powodem ataku Rosjan na Gruzję były przede wszystkim kwestie energetyczne, a nie wyłącznie chęć pokazania, kto dominuje na obszarze byłego Związku Radzieckiego. Z utratą państw bałtyckich jakoś się pogodzono. Utrata Gruzji – a tak właśnie Moskwa traktuje perspektywę gruzińskiego członkostwa w NATO – to nie tylko utrata czwartego kraju, który by opuścił strefę „bliskiej zagranicy”, uzyskując realną niezależność od Moskwy, ale przede wszystkim groźba utraty kontroli nad eksportem znacznej części zasobów surowcowych z rejonu Morza Kaspijskiego i Azji Środkowej. Nie jest przypadkiem, że Rosjanie zajęli Gori i okolice. Wszystkie ropociągi, gazociąg z Baku do Turcji, jedyna linia kolejowa z Baku nad Morze Czarne i najważniejsza gruzińska szosa przechodzą właśnie przez to miasto.

Ale czy sytuacja na Kaukazie nie zablokowała nam szansy na stworzenie takiego niezależnego korytarza?

Jeśli chodzi o projekt budowy ropociągu z Morza Kaspijskiego do Polski, obecna sytuacja może być kłopotem albo szansą. Wszystko zależy od ostatecznego rozstrzygnięcia konfliktu. Jeśli Zachodowi (zwracam uwagę, że znowu zaczęliśmy używać tego pojęcia!) wystarczy politycznej determinacji, jeżeli uda się ten korytarz wybronić, jeśli Gruzja będzie istniała i będą istniały jej demokratyczne władze, a miasto Gori nie będzie pod kontrolą rosyjską, perspektywa zbudowania tej magistrali będzie dużo bliższa niż kiedykolwiek.

Dlaczego?

Bo ci, którzy do tej pory nie byli przekonani o konieczności zbudowania korytarza, już są przekonani. To Rosjanie swymi działaniami ich przekonali. Jeżeli tylko pojawi się polityczna szansa, ropa i gaz z Azerbejdżanu, Turkmenistanu i Kazachstanu dotrą do Europy. Prezydent Kaczyński wielokrotnie powtarzał, że kluczem do powodzenia operacji dostarczenia do Polski surowców z Morza Kaspijskiego jest wprowadzenie Gruzji do NATO. Słuszność tego poglądu potwierdzają ostatnie wydarzenia.

Nawet jeśli teraz uda się wybronić Gruzję, czy obecny kryzys nie zniechęci potencjalnych inwestorów? Pomyślą, no dobrze, dzisiaj się udało, zainwestujemy pieniądze, a za dwa – trzy lata Rosja znowu zaatakuje.

Wydobycie, transport oraz sprzedaż ropy i gazu to taka dziwna dziedzina, w której inwestorzy nie zniechęcają się takimi trudnościami. Wystarczy popatrzeć, co się dzieje w delcie Nigru. Tam szanujące się firmy wybudowały wielkie platformy wydobywcze. Eksploatacja złóż odbywa się pod osłoną amerykańskiej Marynarki Wojennej. Od czasu do czasu słyszymy, że tu i ówdzie jacyś „piraci” porywają pracowników, ale mimo to dalej ropę się wydobywa.

Czyli paradoksalnie wojna może przyspieszyć powstanie ropo- i gazociągu z Morza Kaspijskiego?

Tak. Jeżeli Gruzja pozostanie niezależnym krajem i uda się wprowadzić ją na drogę członkostwa do NATO i innych struktur zachodnich, inwestycje w przesyłanie energii przez ten kraj zostaną przyspieszone, a nie spowolnione.

A czy wojna w Gruzji i zaostrzenie tonu wobec Rosji zmienia coś w sprawie budowy rosyjsko-niemieckiego rurociągu na dnie Bałtyku?

Zmienia atmosferę wokół tej inwestycji. Będzie trudniej tłumaczyć opinii publicznej, że to przedsięwzięcie gospodarcze z obliczalnym partnerem. Mimo to nie sądzę, żeby Rosjanie i Niemcy zatrzymali inwestycję. Niestety, mają w tej sprawie nowe sukcesy. Wciągnięcie do rady nadzorczej firmy budującej Nordstream byłego premiera Finlandii to zły znak. Gerhard Schröder już nie jest sam. Teraz rozmaici politycy w Europie będą się starali różnicować swoje stosunki z Rosją. Załóżmy, że uda się doprowadzić do wspólnego twardego stanowiska w sprawie Gruzji. Wtedy niektóre kraje będą dążyć do łagodzenia tego twardego stanowiska podtrzymywaniem wcześniej planowanych projektów z Rosjanami.

Zgodzi się pan z tezą, że interesy Gazpromu miały wpływ na reakcję państw zachodniej Europy na wojnę w Gruzji?

Oczywiście. Kłopoty z reakcją mieli Włosi i Niemcy, dwa duże kraje europejskie, które zaangażowały się poważnie w interesy z Gazpromem.

To niebywałe, że jedna firma ma wpływ na politykę tak wielu państw.

Bo to gigantyczna firma. Niektórzy politolodzy stawiają tezę, że aby zrozumieć państwo rosyjskie, trzeba najpierw zrozumieć Gazprom.

Podczas gdy my w Polsce tyle mówimy o bezpieczeństwie energetycznym, Gazprom błyskawicznie się rozwija.

To prawda. Gazprom się rozwija, zbiera pieniądze na nowe inwestycje na Zachodzie, wypuszcza kolejne serie obligacji. Jest licencjonowaną przez władze na Kremlu instytucją, która ma realizować interes ekonomiczny i polityczny Moskwy. My to wiemy i dla nas to oczywiste, ale na Zachodzie – nie dla wszystkich. Takie wypadki jak wojna w Gruzji czy przykręcenie kurka gazowego w 2006 roku budzą z letargu polityków Zachodu.

Może i budzą, ale Gazprom podpisuje kolejne umowy z kolejnymi państwami.

Jednak coraz częściej nie tylko mówi się, ale i zaczyna realizację różnego rodzaju projektów dywersyfikacyjnych w tych krajach europejskich, które nie zapominają o konieczności zapewnienia sobie bezpieczeństwa energetycznego. Włosi nie zaniedbują rozbudowy gazociągów z Afryki Północnej.

Co zatem należy robić?

Polska ma szansę zwiększenia możliwości dostaw z północy i stworzenia takich możliwości ze strony południowo-wschodniej, czyli z rejonu Morza Kaspijskiego. Projekt przesyłania ropy z Baku przez Azerbejdżan, Gruzję, Morze Śródziemne, Odessę, Brody do Płocka i Gdańska jest w fazie przygotowania studium wykonalności przez międzynarodową spółkę Nowa Sarmatia. Z ekonomicznego punktu widzenia wzrost cen ropy czyni go coraz bardziej opłacalnym. Jeśli się okaże, że Gruzja pozostanie suwerennym krajem, powinniśmy być gotowi do szybkiej realizacji tej inwestycji. Drugi wielki projekt to pomysł zbudowania gazociągu, który przez Gruzję i pod Morzem Czarnym prowadziłby z Azerbejdżanu do Ukrainy i Polski. To bardzo dobry projekt w sensie intelektualnym, ale w sensie realizacyjnym bardziej odległy.

Kiedy te projekty mogłyby zostać zrealizować?

Jest szansa, że kaspijska ropa dotrze do nas w 2012 roku. Tą rurą może płynąć 8 – 10 mln ton ropy rocznie. Z tego 3 – 4 miliony ton zostałyby w Polsce. To minimalny przesył, który zapewnia podstawy finansowe projektu, można by go zwiększać wielokrotnie. Ten projekt w połączeniu z dobrze funkcjonującym naftoportem w Gdańsku zapewniłby nam pełne bezpieczeństwo w razie jakichkolwiek zakłóceń dostaw z Rosji rurociągiem Przyjaźń. Dla porównania warto dodać, że zużywamy ok. 19 mln ton ropy rocznie i ponad 90 proc. importujemy z Rosji.

Jeśli chodzi o gaz, projekt transportu z Gruzji pod Morzem Czarnym przez Ukrainę jest odległy. Nie ma go jeszcze na deskach projektowych, to tylko idea, i dziś trudno mówić o jakichkolwiek datach. Natomiast ma już miejsce przesyłanie gazu z Morza Kaspijskiego przez Azerbejdżan, Gruzję, Turcję do Grecji. Skądinąd Włosi tak skłonni do miękkiej polityki wobec Gazpromu i Rosji zaangażowani są w budowę połączenia między Grecją i Włochami. W ten sposób uzyskają niekontrolowane przez Rosję połączenie z Morzem Kaspijskim.

Co wobec tego powinien teraz robić polski rząd?

Projekty, nad którymi powinniśmy pracować, leżą na stole od dawna. Budowa terminalu LNG (gazoportu) do odbioru skroplonego gazu w Świnoujściu jest mocno opóźniona, ale chyba coś się w końcu ruszyło, bo rząd przyjął uchwałę o konieczności realizacji tej inwestycji. Drugi projekt to gazociąg Balticpipe pod Bałtykiem do Danii. Trzeba też naciskać, by spółka Nowa Sarmatia powołana do budowy projektu Odessa – Brody – Gdańsk działała szybko i stwarzać jej optymalne warunki działania, także polityczne. Porozumienie prezydenta Kaczyńskiego z Alijewem, Saakaszwilim, Juszczenką i Adamkusem w tej sprawie to był niezbędny początek. Konieczne jest wsparcie projektu przez rząd wydający dyspozycje właścicielskie zaangażowanym w projekt spółkom Skarbu Państwa.

A co w tych sprawach działo się przez ostatni rok?

Niewiele. Z informacji, które można zebrać z działalności spółek odpowiedzialnych za te projekty, wynika, że nie dzieje się prawie nic. Zadania dotyczące budowy terminalu w Świnoujściu nie zostały przez zmieniony zarząd PGNiG podjęte i nie są realizowane od kilku miesięcy. To zaniechanie na poziomie spółki. Rząd nie robi nic w sprawach ropociągu Odessa – Brody – Gdańsk z Morza Kaspijskiego ani gazociągu z Danii. A powinien wspierać PERN i PGNiG, które się tym mają zajmować, i jako właściciel potwierdzić, że te projekty są absolutnie priorytetem. Taki sygnał nie poszedł. Bezczynność to najlepszy sposób, by te projekty zabić.

Rząd podjął niedawno uchwałę, że projekt budowy gazoportu jest zgodny ze strategicznym interesem Polski i powinien zostać jak najszybciej zrealizowany. Prawie nikt tego nie zauważył, bo tego samego dnia rząd zajmował się tarczą antyrakietową.

Rząd Donalda Tuska zostawił sobie zbyt wiele miesięcy na zastanowienie, czy w ogóle się tym problem zajmować i czy podjąć projekty energetyczne realizowane przez poprzedni rząd. A są one równie ważne i strategiczne dla naszego bezpieczeństwa jak instalacja amerykańskiej tarczy. To powinny być projekty pozapartyjne i pozapolityczne. Rząd powinien się tym zająć. Prezydent daje temu wsparcie, ale bezpośrednio doglądać realizacji projektów musi rząd. Teraz jest zresztą dobry moment, by zacząć w tej sprawie intensywnie działać. Polska nie powinna stać się tym krajem w Europie, gdzie bezpieczeństwo dostaw surowców energetycznych jest lekceważone.

Piotr Naimski jest politykiem i publicystą. Od 1 lutego do 5 czerwca 1992 roku kierował Urzędem Ochrony Państwa. Od 1999 do 2001 zasiadał w Zespole do spraw Bezpieczeństwa w Gabinecie Politycznym Prezesa Rady Ministrów Jerzego Buzka. Od listopada 2005 do listopada 2007 roku był sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki. W czasach PRL działacz opozycji. Obecnie wykładowca Wyższej Szkoły Biznesu National-Louis University w Nowym Sączu

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości