Ludowcy z Jeleniej Góry mówią, że szok przeżyli w styczniu, gdy Romana Kwaśnickiego powołano na prezesa KRUS. Budżet państwa dopłaca do niej co roku 15 – 16 mld zł. W KRUS jest ok. 4,5 mln ubezpieczonych rolników. Wszyscy, niezależnie od osiąganych dochodów i wielkości gospodarstwa, płacą 269 zł składki kwartalnie. KRUS zatrudnia ponad 7 tysięcy osób w 222 oddziałach.
– Trafiał nas szlag, że na tak eksponowane stanowisko powołuje się człowieka, który niczym się nie zasłużył dla jeleniogórskiego PSL, tylko przynosił nam wstyd i hańbę – denerwuje się szef ludowców w powiecie jeleniogórskim Ireneusz Ławniczak.
Janusz Kołodziej, były zastępca Kwaśnickiego w Centrum Rehabilitacji Rolników KRUS w Szklarskiej Porębie, dodaje: – Po odwołaniu Romka w Jeleniej Górze i okolicy panuje trudna do opisania radość. – Skończył tak, jak na to zasłużył – dodaje szef PSL w Jeleniej Górze Bogdan Kempiński.
Ławniczak tłumaczy filozoficznie, że partia powinna być zgranym zespołem, a Kwaśnicki wyłamywał się z tego schematu. – Ostrzegałem go wiele razy, ale jego interesowały tylko profity z przynależności do PSL – twierdzi. Jeleniogórscy ludowcy mają pretensje do najwyższych władz partyjnych, a zwłaszcza do prezesa, że nie posłuchali ich, by uważali na Romana Kwaśnickiego. – Waldek [Waldemar Pawlak – red.] dobrze wiedział, że Romek nie nadaje się do kierowania tak potężną instytucją – mówi inny z jeleniogórskich ludowców. – A może o to prezesowi chodziło, by mieć miernego, ale wiernego sługę? – pyta.
Dziennikarz “Nowin Jeleniogórskich” Leszek Krasowski, który poświęcił Kwaśnickiemu wiele artykułów, przyznaje, że miał on wyjątkowo mocną pozycję we władzach partii w Warszawie. A wzrosła ona jeszcze po wizycie w Jeleniej Górze prezesa Waldemara Pawlaka.