Walka o prezydenturę – wszystko jest możliwe

Wakacyjne wyciszenie się polityków PiS bardzo dobrze zrobiło Lechowi Kaczyńskiemu – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 10.09.2008 01:34

Do wyborów prezydenckich zostały dwa lata. Dwóch kandydatów jest już niemal pewnych – Donald Tusk i Lech Kaczyński. O zapowiadanym jeszcze niedawno czarnym koniu Rafale Dutkiewiczu ani widu, ani słychu. Jedynym realnym kandydatem mogącym zbliżyć się do dwóch pewniaków jest Włodzimierz Cimoszewicz, jeśli oczywiście zdecyduje się wystartować.Wbrew pozorom stawka jest otwarta, a wynik wcale jeszcze nieprzesądzony.

Na razie niekwestionowanym liderem jest oczywiście Donald Tusk. Jeśli jakiś polityk w sondażach dwukrotnie przebija następnego, to trudno go nie traktować niemal jako pewniaka. Tusk prowadzi dziś, kiedy nie może się chwalić zbyt wielkimi osiągnięciami rządu. Niechętni mu politycy i komentatorzy przypinają rządowi łatkę niekompetentnych leni, ale na razie nie spowodowało to spadku popularności premiera. A poza tym drugie dwa lata rządów mogą być lepsze.

Jeśli przygotowania do Euro 2012 ruszą pełną parą, jeśli uda się dobrze zorganizować mistrzostwa w siatkówce i koszykówce, wybudować autostrady, zacząć budowę wielkich hal sportowych i gotowe będą boiska w gminach, Tusk będzie miał czym grać w kampanii. A to nie są takie trudne zadania.Podobnie jest z Lechem Kaczyńskim. Pierwsze dwa lata jego prezydentury były fatalne pod wieloma względami. Ale nie oznacza to, że tak samo musi być do końca.

Za rządów Jarosława Kaczyńskiego prezydent najwyraźniej nie mógł odnaleźć się w swojej roli. Jednak zejście brata z pierwszej linii pomogło Lechowi Kaczyńskiemu. Ostatnie tygodnie to czas bardzo dużej aktywności prezydenta: nie tylko zagranicznej, która najwyraźniej coraz bardziej mu leży, ale też krajowej.

Wakacyjne wyciszenie się polityków PiS bardzo dobrze zrobiło Lechowi Kaczyńskiemu. Teraz on zabiera głos w wielu sprawach i dla części potencjalnego prawicowego elektoratu jest to ton sympatyczniejszy niż głosy Joachima Brudzińskiego czy Przemysława Gosiewskiego.

Wyrazistej obecności Lecha Kaczyńskiego pomaga też wycofanie się brata. Prawie nikt nie zauważył tego, ale Jarosław Kaczyński schował się i od dłuższego czasu milczy. Ważne oświadczenia wydaje prezydent i to on pojawia się w mediach.

Szansą na odbicie się i zmianę wizerunku okazały się wydarzenia gruzińskie. W trudnych chwilach to Lech Kaczyński był zdecydowanie bardziej aktywny i wyrazisty od swego konkurenta Donalda Tuska. Choć nie wszyscy dobrze przyjmowali styl działania prezydenta RP, dla większości Polaków jego przekaz mógł być dużo bardziej czytelny niż wyrafinowane gry na unijnym forum premiera i szefa MSZ.

Żeby było jasne: nie oceniam tu, które z tych działań były ważniejsze i bardziej potrzebne. Piszę o ich odbiorze społecznym. Nawet eksperci, zwykle bardziej sympatyzujący (mówiąc ogólnie) z polityką zagraniczną Radosława Sikorskiego niż prezydenta, przyznają coraz częściej, że wyprawa prezydenta z czterema innymi przywódcami do Tbilisi miała duże polityczne znaczenie.

Lech Kaczyński chyba tak naprawdę pierwszy raz podczas swojej prezydentury pokazał się jako prawdziwy mąż stanu – mówiący rzeczy niepopularne, idący w poprzek obiegowym opiniom, ale odważny i konsekwentny. A na koniec jeszcze – koncyliacyjny.

Na razie sondaże nie pokazują efektów tych działań, ale dzieje się co innego – powstaje na nowo wizerunek poważnego, odpowiedzialnego polityka, a nie upartyjnionego kłótnika i pohukiwacza. Jeśli Kaczyński będzie konsekwentny i jeszcze zrezygnuje z manifestacyjnego okazywania swojej niechęci do ludzi, z którymi – mówiąc najdelikatniej – nie sympatyzuje, to nie wszystko jeszcze stracone.

Niewątpliwie dobrze wróży mu zmiana na stanowisku szefa Kancelarii Prezydenta. Piotr Kownacki nie tylko ma wizerunek umiarkowanego, inteligentnego i kompetentnego urzędnika, ale też bardzo dobrze wypada w mediach.

Pamiętajmy także, że trzy lata temu Kaczyński też w sondażach stał dużo niżej od Tuska. Pół roku przed wyborami nie dawano mu szans na wejście do drugiej tury. Ale dzięki dobrej kampanii i spójnemu wizerunkowi zwyciężył.

Na horyzoncie jest jednak jeszcze jeden kandydat, który może zawalczyć o prezydenturę. Ma niezły wizerunek, jest ofiarą polityków Platformy Obywatelskiej (sprawa Jaruckiej), niewątpliwie poważną postacią i wyrazistym politykiem. Jego zniknięcie ze sceny i długie milczenie w niczym mu nie szkodzi, wręcz przeciwnie. Wobec ewidentnego braku charyzmatycznych postaci na lewicy i całkowitego zgrania się Aleksandra Kwaśniewskiego tkwiący w białowieskiej puszczy Cimoszewicz jest poważną propozycją.

W sytuacji, gdy popularność Donalda Tuska opiera się w dużej mierze na jego uroku osobistym, stylu uprawiania polityki, a nie ocenie realnych dokonań, z jego potencjalnego elektoratu ma szanse coś uszczknąć jakiś trzeci kandydat. Część wyborców PO to dawny elektorat SLD, i zapewne ci ludzie są do odzyskania przez Cimoszewicza.

A stoi za nim ciągle potężna machina eseldowskiego czy posteseldowskiego aparatu. On jest w stanie zjednoczyć rozmaite lewicowe organizacje – a to znaczy struktury, ludzi i pieniądze. Cimoszewicz ma też wiele cech męża stanu: poważne doświadczenie (były premier, były szef MSZ), światowe obycie, inteligencję, wizerunek uczciwego człowieka (to on rzucił hasło akcji „Czyste ręce” za rządów Leszka Millera i odszedł z tego środowiska, gdy wybuchały afery korupcyjne).

Potencjał Lecha Kaczyńskiego i Włodzimierza Cimoszewicza nie oznacza, że Donald Tusk nie jest nadal najpoważniejszym kandydatem na prezydenta. Jest, i to zdecydowanie. Ale bałbym się dziś powiedzieć, że na pewno wygra. Jeśli Kaczyński będzie intensywnie pracował nad liftingiem swojego wizerunku, a Cimoszewicz zdecyduje się wystartować i skupi wokół siebie rozmaite lewicowe środowiska, mogą nas czekać pasjonujące wybory. Równie ciekawe jak te, które teraz obserwujemy w Stanach Zjednoczonych.

Do wyborów prezydenckich zostały dwa lata. Dwóch kandydatów jest już niemal pewnych – Donald Tusk i Lech Kaczyński. O zapowiadanym jeszcze niedawno czarnym koniu Rafale Dutkiewiczu ani widu, ani słychu. Jedynym realnym kandydatem mogącym zbliżyć się do dwóch pewniaków jest Włodzimierz Cimoszewicz, jeśli oczywiście zdecyduje się wystartować.Wbrew pozorom stawka jest otwarta, a wynik wcale jeszcze nieprzesądzony.

Na razie niekwestionowanym liderem jest oczywiście Donald Tusk. Jeśli jakiś polityk w sondażach dwukrotnie przebija następnego, to trudno go nie traktować niemal jako pewniaka. Tusk prowadzi dziś, kiedy nie może się chwalić zbyt wielkimi osiągnięciami rządu. Niechętni mu politycy i komentatorzy przypinają rządowi łatkę niekompetentnych leni, ale na razie nie spowodowało to spadku popularności premiera. A poza tym drugie dwa lata rządów mogą być lepsze.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Marek Migalski: Prawa mężczyzn zaważą na kampanii prezydenckiej?
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Szary koń poszukiwany w kampanii prezydenckiej
Publicystyka
Marek Kutarba: Jak Polska chce patrolować Bałtyk bez patrolowców?
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi przestać być warszawski, żeby wygrać wybory
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja w ślepym zaułku. Dlaczego nie mogło być inaczej?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska