Już Konfucjusz pięć wieków przed narodzeniem Chrystusa głosił, że po to, by zmienić świat, należy najpierw zmienić język. Język bowiem nie tylko opisuje świat, ale także nadaje mu sens. Nie jest więc obojętne, w jaki sposób nazywamy konkretne zjawiska czy wydarzenia. Jak bowiem mówimy, tak też myślimy. A jak myślimy – tak postępujemy. Dlatego też niemal wszyscy agenci zmian społecznych, którzy dążyli do radykalnej przebudowy świata, zaczynali swe dzieło od zabiegów semantycznych. Wymyślali nowe określenia bądź dokonywali redefinicji starych pojęć, by zmienić ich pierwotny sens.
Ofiarą tego typu operacji padł wyraz „tolerancja”, który stał się słowem-wytrychem podczas licznych kampanii medialnych czy debat publicystycznych. Pojęcie to zmieniło znaczenie, w jakim było używane pierwotnie. Sam wyraz pochodził od łacińskiego słowa [i]tolerare[/i], które oznaczało „znosić”, „cierpieć”, „wytrzymywać”. Tolerancja obejmowała więc z jednej strony niezgadzanie się z czyimiś poglądami, wierzeniami, postawami czy upodobaniami, z drugiej strony jednak w sposób wyrozumiały godziła się z ich istnieniem. Uznawała, że nie można zwalczać siłą światopoglądu, którego nie podzielamy. Stanowisko takie wynikało z przeświadczenia, że otwarta konfrontacja i odwołanie się do przemocy przynosi więcej szkód niż znoszenie, wytrzymywanie, cierpienie (czyli właśnie tolerowanie) odmiennych wyznań czy poglądów.
[wyimek][b][link=http://polskatolerancja.tezeusz.pl]Więcej tekstów na polskatolerancja.tezeusz.pl[/link][/b][/wyimek]
Postawa ta była odbiciem nauczania św. Augustyna, który zalecał, by grzechu nienawidzić, ale grzesznika kochać. Myśl tę rozwijał św. Tomasz z Akwinu, który uważał, że człowiek ma prawo do błędu i może grzeszyć, ale nie oznacza to akceptacji dla błędu i aprobaty dla grzechu.
Tego typu rozumienie tolerancji dość szybko zakorzeniło się w Polsce. Już Kazimierz Wielki zapewnił pełną swobodę kultu zarówno wyznawcom prawosławia (1341 r.), jak i Ormianom, którzy byli monofizytami (1356 r.). Także Tatarzy, a więc przedstawiciele islamu, sprowadzeni do Wielkiego Księstwa Litewskiego (1396 r.), przez wieki nieprzerwanie cieszyli się pełnią wolności religijnej. Pod tym względem drogi Rzeczypospolitej i Europy Zachodniej rozchodziły się radykalnie. To podczas Soboru w Konstancji (1414-1418) polski szlachcic Paweł Włodkowic z Brudzenia, sprzeciwiając się nawracaniu pogan siłą, przypomniał Kościołowi powszechnemu zasadę, że „wiara nie ma być z przymusu”. Niemal cała nasza delegacja stanęła wówczas w obronie Jana Husa. Niestety, Polacy okazali się w mniejszości i reformator z Pragi spłonął na stosie.