Przecieki o tym, że PO może doprowadzić do przeprowadzenia wyborów parlamentarnych we wcześniejszym terminie, nasilają się od kilku tygodni. Wynika z nich, że o tym wariancie – jako ucieczce do przodu – kilkakrotnie debatowano w najbliższym otoczeniu szefa rządu. Informacje na ten temat ujawniały już "Rz" i "Gazeta Wyborcza". W piątek pisał o tym portal Wpolityce. pl. Tego samego dnia w wywiadzie w Radiu TOK FM o wcześniejszych wyborach mówił Janusz Palikot. Poseł podał nawet konkretną datę. Miałyby się odbyć 27 marca, czyli dokładnie za cztery miesiące.
Według Palikota momentem zwrotnym będzie debata budżetowa, na której Donald Tusk może przedstawić np. rozwiązania uderzające w KRUS, czyli coś, na co nie zgodzi się PSL. – Tusk na tym zyskuje, bo chce reformować. PSL też zyskuje w swoim środowisku, bo nie daje KRUS – wyjaśniał Palikot. Dodawał, że propagandowym bezpiecznikiem będzie argument, iż wybory jesienne zaburzą trwającą wówczas polską prezydencję w UE.
A faktycznym powodem przyspieszenia wyborów miałby być strach przed ugrupowaniem Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Ruchem Poparcia Palikota. To strach, który może połączyć wszystkie partie. Kluzik-Rostkowska może bowiem "urwać" wyborców PiS, PO i PSL, Palikot – Platformy i SLD.
Według dotychczasowych przecieków pomysł z wiosennymi wyborami nie podoba się premierowi Tuskowi. Forsować zaś go mają osoby odpowiedzialne za PR – przede wszystkim szara eminencja dworu Tuska, czyli Igor Ostachowicz.
Przypomina to sytuację z początku roku 2006 r., gdy w kierownictwie PiS debatowano nad tym samym. Wówczas też osoby odpowiedzialne za PR i kampanie wyborcze – Adam Bielan i Michał Kamiński – parły do wyborów. Ich zdaniem przemawiały za tym wysokie notowania PiS. Przeciw był głównie śp. prezydent Lech Kaczyński. Przeważyło jego zdanie, że poparcie może spaść, bo społeczeństwo zareaguje negatywnie na kolejne awantury wyborcze.