"Jarosławie Kaczyński, ty jesteś Polską. Prowadź nas. Tusk – odejdź, zdrajco" – głosił jeden z transparentów na niedzielnym mityngu PiS. Doskonale obrazuje on szanse i zagrożenia stojące dziś przed tą partią.
Obchody smoleńskiej rocznicy pokazały, że PiS to zwarte ugrupowanie, którego zwolennicy nie kwestionują przywództwa Kaczyńskiego. Jednocześnie zaangażowanie emocjonalne wielu zwolenników prezesa zaczyna przekraczać granice zwykłego poparcia dla partii. To zaś może odstraszać od PiS wyborców niezdecydowanych, zmieniających co wybory sympatie polityczne, którzy zwykle decydują w polskich wyborach o zwycięstwie. Nie głosują oni na partie określane – słusznie lub nie – jako "skrajne".
Kaczyński może mieć satysfakcję, że tylko obchody organizowane przez PiS (lub bliskie mu środowiska) były ciekawe i spontaniczne. Na ich tle uroczystości państwowe były drętwymi oficjałkami. Emocje, pozytywne i negatywne, czuło się tylko na pis-owskich uroczystościach. Uległy temu media, także te nieprzychylne PiS. I nie próbowały nawet eksponować innych obchodów.
A że nie doszło do awantur, którymi można obciążyć PiS, to głównym skandalem rocznicy była sprawa podmiany tablicy w Smoleńsku. To zaś uderza w rząd i prezydenta, głoszących tezę, że udało im się poprawić stosunki z Rosją. Osobistą satysfakcją Kaczyńskiego jest marginalizacja w roli rzeczników pamięci o katastrofie polityków innych partii, zwłaszcza PJN.
Ale mobilizacja zwolenników PiS oznacza też kontrakcję. Obchody rocznicy zaczynają być traktowane przez wyborców innych partii jako wydarzenia czysto pisowskie. W niedzielę niektórzy odmawiali przyjmowania nalepek z niewinnym napisem: "Smoleńsk 2010 – pamiętamy", mówiąc, że nie są wyborcami PiS. Wzrastająca aktywność PiS będzie też mobilizować żelazny elektorat PO.