Durczok postanowił wesprzeć ministra w jego internetowej ”krucjacie”, zachęcając do rozszerzenia akcji.

Każdy przeciętny obywatel w takiej samej sytuacji jak minister może co najwyżej prosić prokuraturę, żeby się sprawą zajęła i ustaliła, kto zakładał konto, z których wysyła się te antysemickie albo rasistowskie hasła. Prokuratura zabierze się za to z energią równą tej, jakiej używa żuk gnojny do toczenia kulki, czyli rzuci wniosek w kąt. Minister straszy więc wydawców, w większości duże koncerny medialne, czyli tych, u których hasła się pojawiają. To oryginalna taktyka, bo wynika z wiary, że jak przestępstwa nie widać, to go nie ma. Śmiałe. Kolejna sprawa to wybór pozwanych według co najmniej oryginalnego klucza. Na pierwszy ogień poszedł niemiecki Axel Springer, po nim wydawca "Pulsu Biznesu", teraz słuchać pomruki o wydawcy "Wprost".

Dziennikarz TVN zwraca się do ministra Sikorskiego z apelem:

Łatwiej o poklask, kiedy się bije w duży medialny koncern, obarczając go odpowiedzialnością. Panie Ministrze, ma Pan wielki wpływ na tworzące się prawo. Proszę się nie chować za pozwami przeciw wydawcom. Proszę zmierzyć się z prawdziwymi sieciowymi łobuzami. Wtedy będzie miał Pan wszystkich za sobą, prócz terroryzujących fora, ale - jak rozumiem - na ich głosach Panu przecież nie zależy.

Z wielkiej sympatii do ministra Sikorskiego nie radzimy, aby korzystał z tych rad. Nie od dziś wiadomo, że naczelnemu "Faktów" łatwiej wyłapywać wpadki innych, a trudniej pokazać swoje. Tak nam się przypomniało, że to Durczok w niewybrednych słowach domagał się wyczyszczenia stołu, który jest "uj.... farbą czy nie wiem czym". Ech, ci internauci, nic nie umknie ich uwadze?.