I jakoś nie przekonuje mnie, że kampania wyborcza to zły moment, bo to czas, kiedy politycy chcą rozmawiać o wszystkim, tylko nie o tym, co trudne. Będą więc niezliczone ustawki z tabloidami, zwierzenia o tym, gdzie jeden z drugim poznał żonę, ale, broń Boże, nic kontrowersyjnego! Żadnych tematów, przy których trzeba mieć jakieś zdanie, zająć jasne stanowisko. Bardzo mnie taka postawa irytuje, bo jaki moment jest lepszy, żeby się pokłócić o tematy, w których się najbardziej różnimy, niż kampania wyborcza? Chętnie bym posłuchała pozbawionej zacietrzewienia dyskusji o bardziej sformalizowanych konkubinatach, czyli owych nieszczęsnych związkach partnerskich, ale specjalnie na to nie liczę, bo pewnie jestem jedną z niewielu osób, które projekt w ogóle przeczytały. A naprawdę jest o czym rozmawiać, bo choć nie mam problemu z samą koncepcją formalizowania konkubinatów, ten projekt wydaje mi się mocno niedorobiony. Przykłady?
Projekt dyskryminuje osoby chore psychicznie i upośledzone, odmawiając im prawa zawarcia związku partnerskiego. Tymczasem regulujący kwestie małżeństw kodeks rodzinny i opiekuńczy umożliwia takim osobom – jeśli nie są całkowicie ubezwłasnowolnione – małżeństwo za zgodą sądu, o ile „stan zdrowia lub umysłu nie zagraża małżeństwu ani zdrowiu przyszłego potomstwa”. Niezrozumiałe jest zatem dużo ostrzejsze traktowanie związków partnerskich niż małżeństw, zwłaszcza jeśli – jak w przypadku związków homoseksualnych, a takie będą niektóre związki partnerskie – szanse pojawienia się biologicznego wspólnego potomstwa są zerowe.
Projekt nie reguluje kwestii dzieci poczętych w związkach partnerskich, choć przecież dotyczy zarówno par homo-, jak i heteroseksualnych. W krajach, które wprowadziły rejestrowane związki partnerskie, znakomita ich większość to związki heteroseksualne (według Wikipedii 90% umów partnerskich zawartych we Francji w 2006 roku dotyczyło par heteroseksualnych), nie powinno się więc wprowadzać do prawa nowego bytu - związku partnerskiego - bez precyzyjnego uregulowania tak fundamentalnej kwestii, jak ewentualne potomstwo - choćby tryb ustalania i zaprzeczania ojcostwa, w prawie rodzinnym przecież zasadniczo odmienny dla małżeństw i związków nieformalnych. To sprawa dużo bardziej warta uregulowania niż wspólne rozliczanie podatków, tymczasem projektodawcy w ogóle jej nie dotknęli. Trudno traktować poważnie projekt, który nie rozstrzyga czegoś tak zasadniczego jak wspólne dzieci.