Ukraina Wiktora Janukowycza - co z demokracją

Powoli, acz systematycznie nad Dnieprem niszczona jest opozycja, ogranicza się prawa drobnego biznesu, zaciska się pętla wokół nieprzychylnych władzy mediów, wreszcie: szykuje się grunt dla walki z organizacjami pozarządowymi – alarmują publicyści

Publikacja: 25.05.2011 20:04

Ukraina Wiktora Janukowycza - co z demokracją

Foto: ROL

Red

Wiktor Janukowycz zgarnął na Ukrainie całą władzę, a teraz buduje system, który pozwoli mu tej władzy szybko nie oddać. Międzynarodowe organizacje już biją na alarm.

Kilkumiesięczny areszt i początek procesu byłego ministra spraw wewnętrznych Jurija Łucenko, sprawa wytoczona byłej premier Julii Tymoszenko i jej niedawne zatrzymanie na kilkanaście godzin – to oficjalnie elementy walki z korupcją i nadużyciami w eszelonach władzy. Jednak wybiórczość działań, wątpliwości co do niezależności systemu sądowego raczej potwierdzają obawy co do antydemokratycznych tendencji na Ukrainie.

Pełzający autorytaryzm

Gdy przed ponad rokiem „niebiescy” przejmowali władzę – wygrywając wybory prezydenckie, a potem, z naruszeniem konstytucji, budując większość w parlamencie, nad Dnieprem powtarzano: oni przyszli na długo. Zapowiedź ta zdaje się sprawdzać. Pozornie nic groźnego się nie dzieje, mało tego: pozornie jest nawet lepiej – przyznają to zachodni partnerzy Ukrainy. Dla nich Janukowycz to polityk przewidywalny, a rozmowy z jego ekipą tym się różnią od rozmów z „pomarańczowymi”, czym konik na biegunach od dzikiego mustanga.

Ale udane negocjacje z Unią Europejską, choćby na temat pogłębionej strefy wolnego handlu, to nie cała prawda o Ukrainie. Jednocześnie bowiem parlament podejmuje decyzje, które mogą stać się zagrożeniem dla, i tak słabej, tamtejszej demokracji.

Pod maską sprawnego zarządzania państwem mamy bowiem do czynienia z pełzającym autorytaryzmem. Powoli, acz systematycznie niszczona jest opozycja, ogranicza się prawa drobnego biznesu, który mógłby sponsorować opozycję czy po prostu konkurować z preferowanymi przez władzę przedsiębiorcami, zaciska się pętla wokół nieprzychylnych władzy mediów, wreszcie szykuje się grunt dla walki z organizacjami pozarządowymi, które odegrały tak niebagatelną rolę w 2004 r. podczas pomarańczowej rewolucji.

Przy czym niektóre nowe przepisy będą miały bezpośredni wpływ na sytuację polityczną – jak projektowany system wyborczy, inne, w iście radzieckim stylu, będą mogły czekać uśpione i być zastosowane dopiero, gdy zajdzie potrzeba. Tak może działać na przykład zapis w nowej doktrynie wojennej Ukrainy, zgodnie z którym będzie można oskarżyć o szkodzenie interesom kraju dowolnego dziennikarza, który napisze coś niewygodnego dla władz, i dowolną organizację pozarządową, której działalność władze uznają za niepożądaną.

Technika salami

Pierwszym plasterkiem jest oczywiście opozycja. Janukowycz nie tylko się jej boi (jak każdy rządzący opozycji), ale ma też w pamięci upokorzenia, jakie ci ludzie mu zafundowali. Dwóch największych wrogów upatruje w byłej premier Julii Tymoszenko i byłym ministrze spraw wewnętrznych Juriju Łucenko.

Liderka największej siły opozycyjnej ciągana jest na przesłuchania w związku z zarzutami działania na szkodę państwa i przekroczeniem pełnomocnictw. A ostatnio, na żądanie śledczych, została na kilkanaście godzin zatrzymana. „Ukraińska Prawda” napisała, że był to swoisty trening Prokuratury Generalnej.

W wypadku Jurija Łucenki środki zapobiegawcze wydają się niewspółmierne do zarzutów. Były minister miał przekroczyć uprawnienia, przyznając swojemu kierowcy dodatek emerytalny wynoszący w sumie równowartość 5 tys. dolarów. Łucenko jest również oskarżony o naruszenie dekretu prezydenta Juszczenki ograniczającego wydawanie pieniędzy na uroczystości państwowe. Ówczesny minister miał zorganizować świętowanie Dnia Milicjanta. Trudno się więc pozbyć wrażenia, że sprawa ma charakter polityczny i być może jest formą zemsty. W 2005 roku za rządów ministra Łucenki aresztowano dwóch polityków Partii Regionów. Jeden już nie żyje, ale drugi – Borys Kołesnikow – jest dzisiaj wicepremierem i wpływowym politykiem bliskim Rinatowi Achmetowi (znany doniecki biznesmen, jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie – red.).

Jeśli chodzi o Tymoszenko, której partia jest największą siłą opozycyjną, celem jest nie tylko ona, ale także jej ugrupowanie. Pierwszą odsłonę mieliśmy jesienią ubiegłego roku – gdy w trakcie wyborów samorządowych zmieniono reguły gry, zabraniając blokom brać w nich udział. Było to uderzenie w Blok Julii Tymoszenko, gdy więc działacze jej partii postanowili startować pod szyldem partii Batkiwszczyna (na której zbudowany jest blok), okazało się, że w zachodnich, a więc sympatyzujących z Tymoszenko, regionach taka partia… już się do wyborów zarejestrowała. To wyeliminowało ludzi Tymoszenko z wielu samorządów.

Teraz trwa drugi etap. Niedawno ukraiński tygodnik „Kommentarii” opisał, jak w wielu miejscach kraju niszczone są struktury partii bądź też przejmowane przez działaczy Partii Regionów. Czy byłej premier grozi los Jurija Łucenki, który od grudnia siedzi w areszcie? Jeśli nawet nie, to władza, wciągając Tymoszenko w długotrwały proces, próbuje ją zdyskredytować i uniemożliwić prowadzenie aktywnej kampanii przed wyborami parlamentarnymi 2012 roku.

Brudna kampania?

Działania systemu sprawiedliwości wywołują uzasadnione zaniepokojenie. Od lat poszczególne siły polityczne starały się wpływać na decyzje sądów. Wymiar sprawiedliwości pomaga ekipie rządzącej w walce z oponentami i w umocnieniu własnych pozycji. Tak było, kiedy Sąd Konstytucyjny 30 września 2010 r. uznał za niezgodną z prawem reformę Konstytucji z 2004 roku i przywrócił tę z 1996 roku.

Tym samym Ukraina z republiki parlamentarno-prezydenckiej cofnęła się do kuczmowskiego pierwowzoru. A centrum rzeczywistej władzy przesunęło się na ulicę Bankową do Administracji Prezydenta.

Prawdopodobnie najważniejsza batalia dopiero się zacznie – wybory do parlamentu, które odbędą się jesienią przyszłego roku. Przygotowywana ordynacja wyborcza każe już dziś postawić kilka pytań. Proponowane zmiany dotyczą przede wszystkim wprowadzenia systemu mieszanego. Połowa deputowanych ma być wybierana w okręgach jednomandatowych, a połowa z list partyjnych. W ukraińskiej rzeczywistości może to oznaczać podkupywanie wyborców, zastosowanie tzw. nacisku administracyjnego oraz brudną kampanię.

Inna zmiana może dotyczyć podwyższenia progu wyborczego z 3 do 5 proc. i zakazu startu w wyborach blokom. Tym samym na dzień dzisiejszy jedynie trzy ugrupowania mogłyby liczyć na wprowadzenie deputowanych do parlamentu z list partyjnych: Partia Regionów, Batkiwszczyna oraz Front Zmian. Przewidywane zmiany, podobnie jak w wypadku wyborów lokalnych z ubiegłego roku, mają na celu dalszą marginalizację przeciwników politycznych i tym samym monopolizację władzy.

Podatkowy Majdan

Po politykach oczywiście przyjdzie czas na niepokornych obywateli. Nowy kodeks podatkowy stanowi dogodny bat na przedsiębiorców. Mimo że pod wpływem protestów zwanych „Podatkowym Majdanem” część niekorzystnych zapisów została zmieniona przez prezydenta, to krytycy wskazują na nadmierne zwiększenie obciążeń podatkowych dla małych, często rodzinnych przedsiębiorstw. Tym bardziej że firmy te są często „opodatkowane” również rożnego rodzaju łapówkami.

Zresztą wobec samych organizatorów „Podatkowego Majdanu” toczy się postępowanie w sprawie uszkodzenia płyt granitowych i metalowych barierek na Majdanie Niezależności. Jeden z ukraińskich dziennikarzy stwierdził, że gdyby śledczy byli równie pilni w wyjaśnianiu innych spraw, to na Ukrainie zniknęłaby przestępczość.

Równie niebezpieczne są pomysły ograniczenia działalności organizacji pozarządowych. Pod koniec kwietnia pojawiła się idea, by takie organizacje mogły korzystać tylko z pieniędzy pozyskanych od ukraińskich obywateli. To uniemożliwi – jeśli dobrze odczytujemy intencje pomysłodawców – wsparcie ukraińskich organizacji przez zachodnich partnerów.

Swego czasu żona Janukowycza mówiła o nasączanych narkotykami pomarańczach, które Amerykanie mieli rozdawać w Kijowie w 2004 r., podobne argumenty padają i dziś. W kwietniu przewodniczący frakcji Partii Regionów Ołeksandr Jefremow oświadczył, że „Podatkowy Majdan” był jakoby finansowany przez George'a Sorosa oraz Borysa Bierezowskiego. A gdy Departament Stanu USA opublikował kilka tygodni temu raport o ograniczaniu swobód obywatelskich na Ukrainie, inny polityk Regionów, Wadym Kołesniczenko, stwierdził, że autorzy raportu „albo nawąchali się naftaliny, albo się ujarali”.

Białoruski wzór

Kiedy po wygranej Janukowycza na czele Służby Bezpieczeństwa Ukrainy stanął Walerij Choroszkowski, podległa mu struktura zajęła się porządkami w stylu przypominającym model rosyjski, a nawet białoruski.

Na celowniku SBU znaleźli się dziennikarze, blogerzy, przedstawiciele NGO i naukowcy. W maju 2010 roku przeprowadzono rozmowę z rektorem Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie Borysem Gudziakiem. SBU chciała, aby władze uniwersytetu uprzedzały studentów o odpowiedzialności karnej za udział w protestach. Sam rektor stwierdził, że rozmowa przypominała próbę werbunku do tajnej współpracy z czasów ZSRR.

Głośna stała się sprawa szefa ukraińskiej filii Fundacji Konrada Adenauera Nico Lange, którego na wniosek SBU nie chciano wpuścić na terytorium Ukrainy, przetrzymując go na lotnisku. Dopiero interwencja władz Niemiec sprawiła, że Lange wjechał na Ukrainę. SBU nie ujawniła zarzutów pod adresem przedstawiciela Fundacji Adenauera. Jednak zarówno sam Lange, jak i komentatorzy wskazywali na publikowane przez Niemca artykuły krytykujące działania Janukowycza.

Latem ubiegłego roku „wybuchła” sprawa blogera Ołeha Szynkarenki, któremu SBU zarzucała nawoływanie do zamachów na kierownictwo państwa. Chodziło o wpisy na blogu.

We wrześniu 2010 roku SBU starała się udowodnić, jakie zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa stanowi działalność niektórych historyków. Na dworcu w Kijowie w wyniku operacji służb zatrzymano Rusłana Zabiłoho, dyrektora lwowskiego Narodowego Muzeum-Memoriału Pamięci Ofiar Reżymów Okupacyjnych „Więzienie na Łońskiego”. Miał on dostęp do archiwów sowieckich znajdujących się pod kontrolą SBU i zajmował się studiowaniem materiałów poświęconych działalności OUN-UPA oraz ruchu dysydenckiego. Przesłuchanie trwało ponad 14 godzin. SBU skonfiskowała laptop oraz nośniki informacji i ogłosiła, że miała miejsce próba ujawnienia tajemnicy państwowej.

Te przykłady pokazują, „pod kogo” projektowane są nowe prawa. Potrzebuje ich SBU. Czynią one każdego podejrzanym i dają większą swobodę służbom, które będą mogły decydować, co jest, a co nie jest szkodzeniem interesom Ukrainy.

Działania SBU budzą zresztą zastrzeżenia nie tylko ze względu na sam charakter spraw, ale również przez kontrowersje związane z osobą jej szefa. Choroszkowski to magnat medialny, który kontroluje holding Inter Media Group. Nikt z ekspertów nie wierzy w zapewnienia Choroszkowskiego o przekazaniu kontroli nad mediami. Rzecz więc nie idzie tylko o politykę, ale i o pieniądze. Niektóre z kanałów telewizyjnych skarżą się na nieuczciwą konkurencję ze strony Intera. Natomiast dziennikarze są zaniepokojeni próbami wprowadzenia cenzury.

Obawa przed afrykańskim scenariuszem

Dzisiaj, zapewne pod wpływem krytyki, SBU się przyczaiła, ale tropieniem zagrożeń wymierzonych w bezpieczeństwo zajmują się organy milicji. I znów na pierwszy ogień idą blogerzy, dziennikarze czy pisarze. Minister spraw wewnętrznych Anatolij Mohyliow lubi straszyć. 14 stycznia, na posiedzeniu Rady Najwyższej, podzielił się z deputowanymi informacją o planowanym w Kijowie podczas akcji opozycji z okazji Dnia Jedności „przelewie krwi”. Zapewne miało to wywołać atmosferę zagrożenia, w której służbom pozwala się na więcej.

Opisane tu, ale także wiele innych, przykłady postępowania władz skłoniły renomowaną organizację Freedom House do opublikowania 27 kwietnia alarmującego raportu na temat stanu tamtejszej demokracji. Jego autorzy wskazują, że Ukraina zmierza w kierunku autorytaryzmu, a szczególne zaniepokojenie wzbudza działalność SBU oraz Prokuratury Generalnej. Przedstawiciele partii władzy postrzegają takie głosy jako przejaw wtrącania się w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Dla nich jest to tylko argument za wprowadzeniem ustawodawczych ograniczeń w działalności międzynarodowych organizacji na terytorium kraju.

Wydaje się, że w szeregach władzy istnieją silne obawy przed powtórką Majdanu w wariancie bliskowschodnim. Wspomniany Soros i Bierezowski mieli niby wyłożyć pieniądze dla realizacji na Ukrainie projektów „według scenariusza z Północnej Afryki”.

Jeszcze sporo przed nami

Nie wszystkie „złe” przepisy zostały już przyjęte. Część na pewno zostanie oprotestowana i część być może nawet zmieniona bądź złagodzona. Same plany jednak pokazują intencje władz. Trudno powiedzieć, czy to już taka mentalność „niebieskich”, czy też, że aż tak bardzo boją się „powtórki Majdanu”.

Ekipa Janukowycza buduje państwo „pod siebie”. Nawet niespecjalnie ogląda się na Rosję, o czym świadczą kiepskie ostatnio relacje między przywódcami tych państw. Goszczący w Kijowie w kwietniu premier Rosji Władimir Putin nie potrafił uzyskać od Janukowycza jasnych deklaracji w kwestii unii celnej, którą Moskwa konstruuje w regionie, ani w żadnej innej sprawie. Niech nas nie myli też „konkretność” rozmów z UE – Ukraina jedynie gra w „wielowektorowość”, a w te klocki jest naprawdę dobra.

Może jej to przyjść o tyleż łatwiej, że Unia Europejska, zdaje się, chętnie przyjęłaby takie warunki. Rządy Janukowycza mogą oznaczać stabilność, ale też gwarancję, że kwestia integracji europejskiej tego kraju zostanie odsunięta na całe dekady. Obecność niedemokratycznych krajów w Partnerstwie Wschodnim oraz dobre relacje Rosji z Unią to dla Janukowycza dowód, że może spokojnie posuwać się jeszcze dalej.

Piotr Andrusieczko jest publicystą pisma „Ukraińskij Żurnał”, ekspertem ds. Ukrainy. Adiunkt w Akademii Pomorskiej w Słupsku.

Andrzej Brzeziecki jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” i publicystą „Tygodnika Powszechnego”.

 

 

Wiktor Janukowycz zgarnął na Ukrainie całą władzę, a teraz buduje system, który pozwoli mu tej władzy szybko nie oddać. Międzynarodowe organizacje już biją na alarm.

Kilkumiesięczny areszt i początek procesu byłego ministra spraw wewnętrznych Jurija Łucenko, sprawa wytoczona byłej premier Julii Tymoszenko i jej niedawne zatrzymanie na kilkanaście godzin – to oficjalnie elementy walki z korupcją i nadużyciami w eszelonach władzy. Jednak wybiórczość działań, wątpliwości co do niezależności systemu sądowego raczej potwierdzają obawy co do antydemokratycznych tendencji na Ukrainie.

Pozostało 96% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości