Ideowym lewakom, tym podziwiającym postępowe reformy premiera Zapatero, wizja długoletnich, stagnacyjnych - z ich punktu widzenia - rządów PO niekoniecznie odpowiada: niby CBA i IPN odzyskano, ale inwigilacja (nie tylko „pisiorów”) trwa w najlepsze, niby krzyż z Krakowskiego przeniesiono, ale po salonach wciąż wiją się „czarni”. Samo powstrzymywanie moherów, bez trwałego rewolucjonizowania państwa na modłę zachodnioeuropejską, nie wystarcza. Pewnie dlatego Ruch Palikota, w pierwszym okresie swego istnienia, uzyskał potężne, darmowe, medialne wsparcie. Niestety (dla nich), bez rezultatu.
W tym kontekście należy obserwować zbliżające się głosowanie nad kandydaturą dr. Łukasza Kamińskiego (na zdjęciu) na szefa IPN. Jego wybór będzie dla salonu policzkiem, a równocześnie jedynym z nielicznych sukcesów Polski pod rządami PO (obym się na człowieku nie zawiódł). Premier może sobie na ten gest pozwolić, bo na kogo ostatecznie Michnik rozkaże głosować, gdy PIS niebezpiecznie się zbliży? „Lewica” Napieralskiego, Czarzastego, Millera jest dla „agorowców” niewybieralna.
Wczoraj publicysta "Gazety" - Adam Leszczyński (na osłodę?) interwencyjnie "skopał" dr. Kamińskiego - może, gdy odnajdzie na czołowej kolumnie 300-tysięcznego dziennika kilka ostrych słów na swój temat - zmądrzeje. Trzeba przyznać, iż nerwowość na Czerskiej w związku z groźbą "przejścia" tej nominacji, sięgnęła zenitu. Co wywołało furię? Otóż pan Łukasz Kamiński ośmielił się pochlebnie (a raczej neutralnie) wyrazić na temat głośnej IPNowskiej publikacji traktującej o uwikłaniu młodego L. Wałęsy we współpracę z bezpieką.