W tym zalewie informacji warto spostrzec na uwagę Janiny Jankowskiej, dziennikarki, która była w Gdańsku w 1980 roku. Dziś w salonie24.pl apeluje:
Przestańcie z tą motorówką. Słyszałam o niej już w stoczni w sierpniu 1980 r, w czasie strajku. To nie ma żadnego znaczenia. Pojawienie się Lecha Wałęsy w stoczni było częścią szerszego planu, w którym każdy miał swoje zadanie wyznaczone przez WZZ. Jedni drukowali i powielali ulotki wzywające do strajku, inni je rozdawali, inni mieli zorganizować wyjście z K2 z transparentami "Przywrócić do pracy Annę Walentynowicz" i drugi o dodatek drożyźniany i 2.000 podwyżki. Lech Wałęsa miał się pojawić w stoczni i przejąć przywództwo, gdyby wyjście załogi za grupą z K2 się udało. Udało się. Nie ma znaczenia, w jaki sposób Wałęsa dostał się na teren stoczni. On był na tamtym etapie pionkiem.
Jednak jak zauważa:
Szybko odnalazł się w roli trybuna i przywódcy strajkującej części załogi i tu ma zasługi, ale trzeciego dnia, po podpisania porozumienia z dyrekcją stoczni, które zapewniało mu powrót do pracy, chciał strajk zakończyć. Protesty innych załóg wsparte przez Annę Walentynowicz, Alinę Pieńkowską, Henrykę Krzywonos i zapomnianą dziś dziewczynę, ekspedientkę z Sianek (nie pamiętam nazwiska) , zmieniły bieg historii.
Jankowska podkreśla: