Reklama
Rozwiń
Reklama

Jacek Karnowski: Ziobro mógł przegrać dużo więcej

W opinii szefa portalu wPolityce.pl uczestnicy sobotniego marszu w obronie Telewizji Trwam dali odczuć politykom absurdalność pomysłu Solidarnej Polski, by prawica "oddychała dwoma płucami"

Publikacja: 23.04.2012 12:10

Jacek Karnowski: Ziobro mógł przegrać dużo więcej

Foto: W Sieci Opinii

Jacek Karnowski pisze:

Agencje podają, że na dzisiejszym Marszu w obronie TV Trwam i wolności mediów było 20 tysięcy ludzi. To jednak liczba w sposób oczywisty drastycznie zaniżona, i to kilkukrotnie (według organizatorów było 120 tysięcy osób). Z pewnością była to największa demonstracja polityczna lub społeczna, w jakiej uczestniczyłem w Polsce (ta w Budapeszcie w marcu była większa). Plac Trzech Krzyży i okoliczne ulice były tak nabite, że nie sposób było przejść choćby metra.

Urzekała atmosfera. Przyjechała cała Polska - ludzie w różnym wieku, różnych zawodów. Z wielkich miast, ale także z małych miejscowości. Starsi, ale i także sporo młodych. Przyjaźni, pewni swoich racji, ale całkowicie wyzbyci agresji.

Karnowski analizuje przede wszystkim przemówienia na koniec marszu, gdy Jarosław Kaczyński przed kancelarią premiera wezwał Zbigniewa Ziobro do powrotu do PiS:

Słowa te nagrodzono brawami. Kaczyński był fetowany zresztą w trakcie wydarzenia dość często.

Reklama
Reklama

Ziobro zabrał głos kilkanaście minut później, pod pomnikiem Piłsudskiego. I była to dla niego trudna próba. Już jego pierwsze słowa część uczestników zagłuszyła gwizdami, później większość zaczęła skandować "Jarosław! Jarosław!". Nie były to okrzyki szczególnie wrogie, raczej "pedagogiczne". Ziobro ciągnął przemowę pomimo złych nastrojów tłumu. I wciąż padały okrzyki: "wracajcie do PiS", "łączcie się", "jedność, jedność".

Jak zauważa szef wPolityce.pl:

Widziany z bliska lider Solidarnej Polski był wyraźnie zdenerwowany, chwilami tracił niemal głos. Można było odnieść wrażenie, że w ciągu tych kilku, kilkunastu minut decyduje się coś więcej niż powodzenie tej konkretnej mowy; decyduje się pewność siebie, choćby minimalna pewność siebie, na długie lata, niezbędna przywódcy. Ostatecznie ciężar jakoś udźwignął, i wygłosił w miarę poprawne, choć na pewno nie porywające, przemówienie. I powinien być zadowolony, bo mógł przegrać dużo więcej.

I konkluduje:

W całej sprawie ważniejsze wydaje się co innego: presja "ludu" na jedność, na zjednoczenie. Poczucie, że ten podział jest absurdalny, że nie ma w nim nic poza personalnymi różnicami, animozjami i ambicjami. Przekonanie, że skoro sytuacja jest tak poważna, jak to rysują politycy PiS i SP, to tym bardziej podziałów nie da się ani zrozumieć, ani zaakceptować. Ludzie rozumieją, że to droga donikąd. Wiedzą dlaczego. Kilka spotkanych osób bardzo szczegółowo wyliczało mi, ile mandatów traci prawica w sumie na rozbiciu głosów. Ludzie wiedzą, że teoria "dwóch płuc" to tak naprawdę teoria "mózgu rozdzielonego na dwa". Nie może działać.

Zdaniem autora są dwie możliwości:

Reklama
Reklama

W interesie Polski jest jak najszybsze zakończenie tego podziału. Albo przez zjednoczenie, albo przez decydujące zwycięstwo którejś ze stron.

W niedzielę zarówno Zbigniew Ziobro jak i Jacek Kurski odrzucili możliwość powrotu do Prawa i Sprawiedliwości. Jak tłumaczył szef "Solidarnej Polski" - jego sobotnie słowa, iż "jesteśmy razem" oznaczały po prostu wspólny marsz i ewentualną powyborczą koalicję.

Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Oczy Dzieciątka i sedno naszej wiary
Publicystyka
Ambasador Norwegii: Niezawodni partnerzy w niepewnych czasach
Publicystyka
Rzecznik Muzeum Historii Polski o okrągłym stole: To dobra decyzja ponad podziałami
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Czas Kissingerów i Brzezińskich dobiegł końca
Publicystyka
Kazimierz M. Ujazdowski: Suwerenny Trybunał Konstytucyjny bez pomocy TSUE
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama