Specjalnie dla „W Sieci Opinii"
W demokratycznym państwie prawa, w państwie, które szanuje swoich obywateli i dba o standardy życia politycznego i publicznego Ewa Kopacz w pilnym trybie straciłaby stanowisko Marszałka Sejmu. I byłaby to najłagodniejsza z możliwych konsekwencja postępków poseł Kopacz – wielokrotnego wprowadzenia w błąd opinii publicznej, podania nieprawdziwych informacji. Polska państwem prawa nie jest, standardy demokracji – tej stosowanej przez ekipę Donalda Tuska - coraz bardziej przypominają model quasi putinowski, więc zaufana szefa rządu o stanowisko może się nie bać.
Wścieklizna premiera
Dzisiejszy „Super Express” informuje, ze premier Tusk się wściekł. Wścieklizna premiera akurat nie dziwi, w poprzedniej kadencji wściekał się kilkadziesiąt razy a to na swoich współpracowników, a to na służby specjalne, ale z tego wściekłego toczenia piany nie wynikały żadne konsekwencje wobec tych, którzy premiera wnerwili. I tak wściekły Tusk zapowiadał, że za niedociągnięcia przy prywatyzacji stoczni Aleksander Grad pożegna się ze stanowiskiem ministra; owszem, pożegnał się, by dostać dużo lepiej płatną fuchę szefa projektu elektrowni atomowej. Wściekał się też na Bondaryka za podsłuchy dziennikarzy, w efekcie czego pozycja tegoż Bondaryka jest z roku na rok mocniejsza. Wściekał się też na urzędników, którzy ponoć bez wiedzy premiera dopisali do ustawy hazardowej zapisy mogące prowadzić do cenzury Internetu. I co? I nic, żadna urzędnicza głowa na fali tej premierowskiej wściekłości się nie potoczyła.