Pieniądze z UE. Dużo, czyli ile

Polska otrzyma najwięcej spośród krajów Unii. W dużej mierze to zasługa przyjętych kilka lat temu zasad, ale też konstrukcji budżetu. Dużą rolę odegrał polski komisarz i nasz negocjator

Publikacja: 13.02.2013 20:15

Rząd chwali się, że Polska jest wygranym unijnych negocjacji budżetowych: mamy dostać 105,8 mld euro.

Ale fakt, że będziemy dostawać najwięcej nie jest niczym nowym. Już od połowy obecnej perspektywy budżetowej, wynegocjowanej przez rząd PiS na czele z Kazimierzem Marcinkiewiczem, jesteśmy największym beneficjentem wspólnej unijnej kasy. A przecież konstrukcja ram finansowych aż tak bardzo się nie zmienia.

Kluczowymi dziedzinami, na które idą pieniądze z UE pozostają: przeznaczona dla najbiedniejszych regionów polityka spójności (teraz 36 proc. budżetu, będzie 34 proc.) i rolna (teraz 42 proc., będzie 39 proc.).

Polska korzysta na tym w sposób oczywisty: jako największe z najbiedniejszych państw UE z dużym sektorem rolnym. Dodatkowo w latach 2014-20 polscy rolnicy będą dostawać pełne dopłaty bezpośrednie, co zostało zdecydowane jeszcze zanim Polska weszła do UE. Zwyżkę w tej dziedzinie trudno zatem uznać za sukces negocjacyjny obecnego rządu.

Znacznie trudniej jest odpowiedzieć na pytanie, czy zyskaliśmy najwięcej. Rząd podaje kwoty brutto, bez uwzględnienia polskiej składki. Nie wiemy więc, czy wynik netto jest lepszy niż w obecnej perspektywie finansowej 2007-2013. Nie wiemy też, ile zyskały inne kraje. Uzyskanie takich informacji w Komisji Europejskiej jest niemożliwe, polscy dyplomaci też nie chcą podać swoich wyliczeń.

Z całą pewnością można stwierdzić, że Polska dostanie dużo pieniędzy. Stanie się tak dzięki temu, że budżet pozostanie w swoje konstrukcji praktycznie niezmieniony. Ze względu na kryzys jest mniejszy, ale rozdział pieniędzy wewnątrz dokonuje się według starych założeń. Nikt nie podważał zasady, że trzeba finansować spójność i rolnictwo, co daje nam kolejne siedem lat wielomiliardowych transferów.

Taka była koncepcja przedstawiona przez Komisję Europejską, gdzie za budżet odpowiadał komisarz Janusz Lewandowski, przyjaciel premiera Tuska. Potem trzeba było pilnować, żeby nikt nie wywrócił jej do góry nogami.

Nie należy też zapominać, że głównym polskim negocjatorem był Piotr Serafin, który był w 2005 roku w ekipie premiera Marcinkiewicza, a w latach 2010-2012 pracował jako wiceszef gabinetu komisarza Lewandowskiego. Dało mu to wiedzę o sposobach liczenia wszelkich korzyści i kosztów budżetowych dla państw członkowskich, czego nie mają inne delegacje narodowe.

Rząd chwali się, że Polska jest wygranym unijnych negocjacji budżetowych: mamy dostać 105,8 mld euro.

Ale fakt, że będziemy dostawać najwięcej nie jest niczym nowym. Już od połowy obecnej perspektywy budżetowej, wynegocjowanej przez rząd PiS na czele z Kazimierzem Marcinkiewiczem, jesteśmy największym beneficjentem wspólnej unijnej kasy. A przecież konstrukcja ram finansowych aż tak bardzo się nie zmienia.

Pozostało 83% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości