Dawno nie było tak spektakularnej politycznej klapy jak pompowana od kilku tygodni "Europa Plus". "Gazeta Wyborcza", która jakiś czas temu znielubiała się z b. prezydentem i od początku zimno przyjęła sojusz Palikota z Kwaśniewskim, woli jednak przypilnować, żeby nowy projekt nie wychylił się poza pięcioprocentowy przyczółek, w którym się znalazł. Słusznie. Nawet jeśli jej intencją było zapewne uwypuklenie swoim czytelnikom, że dla rządów PO nie ma alternatywy. Leżącego kopie Dominika Wielowieyska.
Wiele warunków musi być spełnionych, by lewica się zjednoczyła i osiągnęła sukces. Jednak główną wadą całej tej inicjatywy jest to, że znakami firmowymi nowej lewicy będą politycy, którzy wciąż kojarzą się z patologiami z czasów rządu SLD. Czy wyborcy mają tak krótką pamięć, by uznać, że Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Włodzimierz Czarzasty, Robert Kwiatkowski, Marek Siwiec, Józef Oleksy oznaczają nową jakość w polityce?
- pyta dziennikarka. I w razie czego przypomina, że z tą jakością rządzenia bywało niezbyt dobrze.
Mieli kiedyś przemożny wpływ na polską politykę. Ich spuścizna to afera starachowicka, afera Andrzeja Pęczaka, bliskiego współpracownika Millera, afera Rywina, niejasne powiązania między polityką a biznesem. Za ich czasów prokuratura i służby zatrzymały prezesa PKN Orlen tylko po to, by wstawić na jego miejsce protegowanego SLD.
Za czasów rządu SLD prezydent Aleksander Kwaśniewski i premier Leszek Miller faworyzowali Jana Kulczyka, który miał niewielki pakiet akcji PKN Orlen. Leszek Miller wzywał do gabinetu ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, żeby zapytać go w obecności Kulczyka: "Wiesiu, dlaczego nie chcesz Jankowi sprzedać G-8?". Chodziło o koncern energetyczny.