Nie mam jednak naiwnego obrazu Kościoła w Ameryce Łacińskiej. Staram się pokazać, że tamten świat jest autonomiczny, nie istnieje na nasze potrzeby i niekoniecznie musi wyglądać tak jak by sobie tego życzymy. Tamten Kościół ma wiele dobrych cech, godnych do naśladowania u nas. Ale ma także i niedomagania. I tam istnieje wewnątrzkościelne napięcie pomiędzy nova et vetera. W ostatnich latach pojawił się problem obojętności religijnej i agnostycyzmu. Poważnym wyzwaniem jest też rodzaj religijnej płynności i synkretyzmu. Dla części na przykład Brazylijczyków, nie jest ważne w jakim Kościele się modlą, jeśli wierzą w Boga. Niektórych katolików można spotkać we wspólnotach, które często nazywa się dziś sektami. Są też osoby, które uczestniczą w życiu Kościoła i równocześnie wstępują do np. ruchu spirytystycznego Allan Kardeca, kultów afrolatynoamerykańskich. W skali kontynentu, w ostatnich 200 latach Kościół stracił ok 20 proc. swoich członków, głównie na rzecz wspólnot zielonoświątkowych i fundamentalistycznych.
Może Kościół popełnił jakieś błędy, skoro wierni odchodzą do innych wspólnot?
Nie jest to tylko „wina” Kościoła. Za tym faktem kryje się problematyka przemian społeczno-kulturowych ostatniego stulecia, a zwłaszcza agresywna i a-ekumeniczna polityka niektórych protestantów i instytucji USA. Latynoski Kościół katolicki nie jest więc idealny, ale i tak może zarażać dynamizmem. Tak się składa, że w języku hiszpańskim i portugalskim kościół (iglesia, igreja) jest rodzaju żeńskiego i tak mi się właśnie kojarzy, jako młoda, pełna witalności i pragnąca dać życie kobieta. Z kolei Kościół w Europie to zagubiona staruszka, którą gnębią przeróżne schorzenia i dziwaczne przyzwyczajenia urastające do niezmiennych dogmatów. Krzyczy, że nikt jej nie kocha i obraża się na wszystkich. Nie jest już zdolna dostrzec, że balast wydumanych obciążeń uniemożliwia jakikolwiek ruch. Potrzebuje pomocy, i chyba Pan Bóg ulitował się nad nami przysyłając nam Franciszka, papieża z daleka.
Nowy papież powinien zafundować Kościołowi kurację odmładzającą?
Bez względu na to jak będą go oceniać media, jak go zaszufladkują, jako konserwatystę, liberała, czy lewicowca, ważne jest to, że przychodzi spoza Europy, z Kościoła gdzie żyje się wprawdzie tymi samymi wartościami, ale ich kolejność, tak jak pokazuje Franciszek, jest bliższa Ewangelii i może nas odmłodzić. Ważne jest także to, że on przychodzi z Kościoła o trochę innych wzorcach życia chrześcijańskiego, nie obciążonych aż tak europejskimi sporami i historią tej części świata. Einsteinowi przypisuje się twierdzenie, że nie możemy rozwiązać problemu pojęciami i narzędziami, które je wytworzyły. Europie i światu jest potrzebna innowacja, może nią być Franciszek. My jesteśmy niewolnikami naszych przyzwyczajeń, schematów myślowych, złej hierarchii wartości i pseudowartości, z których trudno nam się wyzwolić. Jako przykład niech posłuży komentowane często „Bizancjum”, korporacjonizm i oddalenie do ludzi, noszące znamiona bałwochwalczego kultu władzy. Duchowni latynoamerykańscy, których znamy, a potwierdza to działanie Franciszka, nie mają takich obciążeń. Są przyjaźni, wychodzą do ludzi, są bezpośredni. Cieszą się oczywiście szacunkiem i autorytetem, ale nie tworzą niepotrzebnego dystansu. Charakterystyczne poczucie służebności było widać bardzo wyraźnie już w pierwszych chwilach w zachowaniu Franciszka, który jeszcze jako kardynał powtarzał, że wszyscy jesteśmy uczniami Chrystusa, znajdujemy się na tej samej drodze, choć pełnimy różne role. Jesteśmy wspólnotą podążającą za Chrystusem. To niezwykle ważna cecha latynoskiego modelu chrześcijaństwa.
Mówi ksiądz o chrześcijaństwie latynoskim. Czyżby różnice między poszczególnymi krajami nie były aż tak duże? „Papież jest Argentyńczykiem, ale za to Bóg, według Brazylijczyków, jest ich rodakiem” - to w skrócie treść żartu, jakim w brazylijskiej prasie komentowano wybór Jorge Bergoglio. Czy nie lepiej było wybrać Brazylijczyka?