Pontyfikat rewizji wartości

Kościół w Ameryce Południowej to młoda, pełna witalności kobieta. Z kolei Kościół w Europie to zagubiona staruszka, którą gnębią dziwaczne przyzwyczajenia. Krzyczy, że nikt jej nie kocha i obraża się na wszystkich - mówi Annie Gwozdowskiej znawca katolicyzmu latynoamerykańskiego ks. Andrzej Pietrzak

Publikacja: 17.03.2013 18:37

Red

Wiele się mówi, że wybór Franciszka to docenienie żarliwej religijności Kościoła w Ameryce Południowej. Tymczasem w Argentynie, gdzie prymasem był obecny papież, jest bardzo niewielka liczba chrztów i ślubów kościelnych.

KS. ANDRZEJ PIETRZAK SVD:

Latynosi są z natury religijni. Odsetek agnostyków jest tam bardzo niewielki. Faktem jest, że liczba tzw. dominicantes czyli osób, które chodzą w niedzielę do kościoła, nie zawsze jest aż tak wysoki jak w Polsce. Jeśli chodzi o śluby rzeczywiście zdarza się dużo tzw. małżeństw naturalnych lub cywilnych, a datę ślubu kościelnego czasami przesuwa się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Jednakże katolicy latynoscy przywiązują wagę do chrztu, eucharystii, Maryi, świętych, Kościoła i papieża. Wiarę wyrażają na różne sposoby, które w większości mieszczą się w paradygmacie religijności ludowej i nowszych ruchów eklezjalnych.

Latynoamerykański Kościół stracił ok 20 proc. swoich członków, głównie na rzecz wspólnot zielonoświątkowych i fundamentalistycznych

W niektórych grupach społecznych i regionach niskie uczestnictwo we mszy niedzielnej ma uzasadnienie historyczne. Jeszcze w latach 50 ub. wieku ludność Ameryki Łacińskiej mieszkała głównie na wsiach, rozproszona na wielkich obszarach. Ich mieszkańcy zbierali się regularnie na modlitwy prowadzone przez liderów świeckich. Kapłani odwiedzali takie naturalne wspólnoty sporadycznie, w niektórych przypadkach raz na rok lub nawet rzadziej. Fakt ten w pewnym stopniu tłumaczy łatwość zaangażowania świeckich w życiu parafii, ale także pokazuje przyczyny niskiej potrzeby systematycznego uczestnictwa we mszy niedzielnej. Teraz sytuacja się zmienia, bo coraz więcej Latynosów żyje w regionach miejskich  (w Urugwaju ta liczba sięga 90 proc.) i jest więcej księży. Moim zdaniem poziom praktyk religijnych jest podobny do Polski, a w niektórych regionach nawet większy. Pomimo niedomagań Kościół w Ameryce Łacińskiej jest bardziej żywy, dynamiczny niż u nas.

Na czym polegać miałby ten „dynamizm”, skoro wierni rzadko chodzą do kościoła i lekceważą sakramenty?

Oto kilka wskaźników, chociaż nie wszystkie. W parafiach i diecezjach, które znam, wyraźnie wyczuwa się, że my wszyscy jesteśmy Kościołem, tj. że jesteśmy uczniami i misjonarzami Jezusa Chrystusa. Konsekwencja praktyczna jest prosta: wszyscy jedziemy na tym samym wózku, świeccy i duchowni, nie ma co zadzierać nosa. Nie umniejsza to roli hierarchii, wręcz przeciwnie zmusza do normalności i autentyczności, urozmaica i uwiarygadnia ich działania.

W regionach, które odwiedzam co kilka lat wyraźny jest klimat Kościoła wspólnoty-wspólnot. Zresztą to określenie powstało właśnie w Ameryce Południowej. Małe wspólnoty i mieszane ekipy pastoralne są dobrze naoliwioną lokomotywą, która z dużą energią ciągnie ten Kościół. Są to wspólnoty ciepłe, przyjazne, inkluzyjne, w których gama wyrażania wiary i uczuć jest znacząco większa niż w indywidualistycznym, wykluczającym i chłodnym katolicyzmie naszej strefy klimatycznej.

Parafie i wspólnoty nie funkcjonowały by aż tak sprawnie bez rzeczywistego uczestnictwa i odpowiedzialności świeckich. Najczęściej wspólnoty parafialne są bardzo aktywne w swojej społeczności. Działają na rzecz dobra wspólnego, zwłaszcza w sytuacjach trudnych i granicznych biedy, choroby, problemów społecznych itp. Ich aktywność jest godna podkreślenia. Księża ustąpili miejsce, tam gdzie to możliwe i wskazane, świeckim i wcale o to nie są zazdrośni. Nauczyli się także asertywności, empatii i współpracy z nimi. Świeccy przygotowują liturgię, prowadzą spotkania, finanse, działają w inicjatywach ewangelizacyjnych.  To coś, czego często nie rozumieją Polacy, którzy przyjeżdżają do Ameryki Łacińskiej. Mają problemy z zaakceptowaniem udziału świeckich w zarządzaniu parafią. Trudno się zresztą dziwić. Są przyzwyczajeni do innego, bardziej skostniałego, hierarchicznego modelu.

Czy nie przedstawia ksiądz zbyt cukierkowego obrazu? Argentyńczycy już dwukrotnie wybrali na prezydenta Cristinę Fernandez de Kirchner, akceptują więc lansowany przez nią lewicowy światopogląd, m.in. poparcie dla małżeństw homoseksualnych.

Polacy mieli papieża Jana Pawła II, a głosują na lewicę, liberałów. Podobnie jest w Ameryce Łacińskiej. Każdy ma sumienie i zdolność do dokonywania wyborów, a tamtejsi politycy także potrafią omamić różnymi obietnicami. Wynik wyborów niekoniecznie oznacza odrzucenie etosu życia chrześcijańskiego. Ale Latynosi potrafią być bardzo krytyczni i wymagający wobec swego Kościoła, chociaż są z nim mocno związani. Dlatego jest nadziej, że sprawa związku duchownych z dyktaturami wojskowymi zostanie lepiej rozwiązana w Argentynie i innych krajach regionu, niż lustracja w Polsce.

Nie mam jednak naiwnego obrazu Kościoła w Ameryce Łacińskiej. Staram się pokazać, że tamten świat jest autonomiczny, nie istnieje na nasze potrzeby i niekoniecznie musi wyglądać tak jak by sobie tego życzymy. Tamten Kościół ma wiele dobrych cech, godnych do naśladowania u nas. Ale ma także i niedomagania. I tam istnieje wewnątrzkościelne napięcie pomiędzy nova et vetera. W ostatnich latach pojawił się problem obojętności religijnej i agnostycyzmu. Poważnym wyzwaniem jest też rodzaj religijnej płynności i synkretyzmu. Dla części na przykład Brazylijczyków, nie jest ważne w jakim Kościele się modlą, jeśli wierzą w Boga. Niektórych katolików można spotkać we wspólnotach, które często nazywa się dziś sektami. Są też osoby, które uczestniczą w życiu Kościoła i równocześnie  wstępują do np. ruchu spirytystycznego Allan Kardeca, kultów afrolatynoamerykańskich. W skali kontynentu, w ostatnich 200 latach Kościół stracił ok 20 proc. swoich członków, głównie na rzecz wspólnot zielonoświątkowych i fundamentalistycznych.

Może Kościół popełnił jakieś błędy, skoro wierni odchodzą do innych wspólnot?

Nie jest to tylko „wina” Kościoła. Za tym faktem kryje się problematyka przemian społeczno-kulturowych ostatniego stulecia, a zwłaszcza agresywna i a-ekumeniczna polityka niektórych protestantów i instytucji USA. Latynoski Kościół katolicki nie jest więc idealny, ale i tak może zarażać dynamizmem. Tak się składa, że w języku hiszpańskim i portugalskim kościół (iglesia, igreja) jest rodzaju żeńskiego i tak mi się właśnie kojarzy, jako młoda, pełna witalności i pragnąca dać życie kobieta. Z kolei Kościół w Europie to zagubiona staruszka, którą gnębią przeróżne schorzenia i dziwaczne przyzwyczajenia urastające do niezmiennych dogmatów. Krzyczy, że nikt jej nie kocha i obraża się na wszystkich. Nie jest już zdolna dostrzec, że balast wydumanych obciążeń uniemożliwia jakikolwiek ruch. Potrzebuje pomocy, i chyba Pan Bóg ulitował się nad nami przysyłając nam Franciszka, papieża z daleka.

Nowy papież powinien zafundować Kościołowi kurację odmładzającą?

Bez względu na to jak będą go oceniać media, jak go zaszufladkują, jako konserwatystę, liberała, czy lewicowca, ważne jest to, że przychodzi spoza Europy, z Kościoła gdzie żyje się wprawdzie tymi samymi wartościami, ale ich kolejność, tak jak pokazuje Franciszek, jest bliższa Ewangelii i może nas odmłodzić. Ważne jest także to, że on przychodzi z Kościoła o trochę innych wzorcach życia chrześcijańskiego, nie obciążonych aż tak europejskimi sporami i historią tej części świata. Einsteinowi przypisuje się twierdzenie, że nie możemy rozwiązać problemu pojęciami i narzędziami, które je wytworzyły. Europie i światu jest potrzebna innowacja, może nią być Franciszek. My jesteśmy niewolnikami naszych przyzwyczajeń, schematów myślowych, złej hierarchii wartości i pseudowartości, z których trudno nam się wyzwolić. Jako przykład niech posłuży komentowane często „Bizancjum”, korporacjonizm i oddalenie do ludzi, noszące znamiona bałwochwalczego kultu władzy. Duchowni latynoamerykańscy, których znamy, a potwierdza to działanie Franciszka, nie mają takich obciążeń. Są przyjaźni, wychodzą do ludzi, są bezpośredni. Cieszą się oczywiście szacunkiem i autorytetem, ale nie tworzą niepotrzebnego dystansu. Charakterystyczne poczucie służebności było widać bardzo wyraźnie już w pierwszych chwilach w zachowaniu Franciszka, który jeszcze jako kardynał powtarzał, że wszyscy jesteśmy uczniami Chrystusa, znajdujemy się na tej samej drodze, choć pełnimy różne role. Jesteśmy wspólnotą podążającą za Chrystusem. To niezwykle ważna cecha latynoskiego modelu chrześcijaństwa.

Mówi ksiądz o chrześcijaństwie latynoskim. Czyżby różnice między poszczególnymi krajami nie były aż tak duże? „Papież jest Argentyńczykiem, ale za to Bóg, według Brazylijczyków, jest ich rodakiem” - to w skrócie treść żartu, jakim w brazylijskiej prasie komentowano wybór Jorge Bergoglio. Czy nie lepiej było wybrać Brazylijczyka?

Z Argentyńczykami i Brazylijczykami jest trochę tak jak z Polakami i Rosjanami, albo z Polakami i Niemcami - bywają dla siebie uszczypliwi. Kibice po meczach drużyn narodowych się leją. W Brazylii krąży niezliczona liczba kawałów o Argentyńczykach (bo mawiają, że są jedynym europejskim krajem w Ameryce Południowej), a z kolei Argentyńczycy śmieją się z megalomanii Brazylijczyków, którzy uważają, że mają największy kraj na świecie. Jednak Kościoły argentyński i brazylijski dobrze ze sobą współpracują. Żadnych międzynarodowych waśni z powodu wyboru Argentyńczyka się nie spodziewam. Znam młodych Brazylijczyków, którzy zdecydowali się pojechać na tegoroczne spotkanie z papieżem w Rio de Janeiro, tylko dlatego, że Franciszek pochodzi z Argentyny i jest Latynosem.

Wraz z wyborem argentyńskiego kardynała na papieża wraca debata na temat teologii wyzwolenia. Jan Paweł II był jej przeciwnikiem, podobnie jak Franciszek, którego polski papież mianował kardynałem. Obaj rozumieli zagrożenie, jakim był komunizm.

Uważam, że nasz papież nie był kategorycznym wrogiem teologii wyzwolenia jako takiej, ale kwestionował próby stosowania analizy marksistowskiej do zrozumienia sytuacji zubożenia i innych problemów społeczeństw latynoskich. Inaczej trzeba by zakwestionować jego antropologię i społeczne nauczanie. Po za tym, w dokumencie skierowanym do episkopatu brazylijskiego w 1986 roku o teologii wyzwolenia, pisał nawet o tym, że teologia wyzwolenia jest na czasie, konieczna i potrzebna.

Jednak w Meksyku w 1979 roku Jan Paweł II powiedział jednoznacznie, że koncepcja Chrystusa jako polityka, rewolucjonisty, nie zgadza się z nauczaniem Kościoła.

Prawdą jest, że sprzeciwiał się zaangażowaniu księży w politykę. Nie istnieje dokument papieski potępiający teologię wyzwolenia. Dokument z 1984 r. wprawdzie pokazuje jej niedomagania, ale potwierdza jej zasadność.

Wielkim i niesprawiedliwym uproszczeniem jest nazywanie teologii wyzwolenia marksizmem. Obawiam się, że w Polsce nie da się już tej marksistowskiej łatki odczepić. U nas panuje totalna ignorancja na temat historii Kościoła i teologii w drugiej połowie XX w. w Ameryce Łacińskiej. Kto przeżywał tamte czasy lub analizował je, wie na przykład, że ten region przeszedł przez głęboką odnowę soborową i posiadał rzesze aktywnych katolików, głównie uformowanych przez Akcję Katolicką. Tam także istniało napięcie pomiędzy chcącymi odnowy soborowej i grupami ją blokującymi. Wewnątrz grup odnowy, były różne propozycje, także wchodzące w konflikt. Te postulaty przystosowania powodowały główne napięcia w Kościele, a wśród nich byli ludzie posiłkujący się różnymi odmianami teologii, w tym teologii wyzwolenia lub podszywającymi się pod nich. Był to okres ważny, ponieważ zrodził dzisiejszy Kościół w Ameryce Łacińskiej. W niektórych środowiskach niesłusznie identyfikowano próby przystosowania posoborowego z ruchem teologii wyzwolenia. Teologia wyzwolenia padła ofiarą bardziej zimnej wojny i głupoty ludzkiej, niż prac takich teologów jak Gustavo Gutiérrez, Ignacio Ellacuría, Juan Luis Segundo, czy Leonardo Boff.

A jak argentyński Kościół zachowywał się w czasach wojskowej dyktatury

Z relacji moich współbraci i księży Argentyńczyków mogę wnioskować, że Kościół był obrońcą praw i godności człowieka. Pamiętam na przykład odważne wystąpienia bpa Jorge Novaka, postać którą warto przybliżyć polskim środowiskom. Jeśli istniała jakakolwiek współpraca to prawdopodobnie dokonywała się w analogiczny sposób jak u nas w czasach PRL-u. Osobiście nie znam księży czy biskupów, którzy popieraliby wtedy dyktaturę. Jeśli taka współpraca była, Argentyńczycy lepiej poradzą sobie z tym problemem niż my w Polsce.

Czy doświadczenia Kościoła Ameryki Łacińskiej wpłyną w jakiś sposób na pontyfikat Franciszka?

Uważam, że dla nas będzie to pontyfikat rewizji naszych europejskich wartości i wzorców katolickich, ich treści, form i kolejności. Franciszek będzie przypominał, że w centrum chrześcijaństwa jest Chrystus, którego my wszyscy jesteśmy uczniami i misjonarzami, wszyscy także księża i biskupi. Będzie przypominał, że nie ma chrześcijaństwa bez świadectwa w konkretnym życiu, zwłaszcza wobec ubogich i wykluczonych. Odżyje w Kościele idea Kościoła ubogich Ojców Soboru Watykańskiego II. 16 listopada 1965 roku, w katakumbach Santa Domitila, 40 biskupów pod przewodnictwem Héldera Câmara, po sprawowaniu eucharystii podpisało dokument, w którym zobowiązali się do prowadzenia życia w duchu ubóstwa ewangelicznego, pracy na rzecz Kościoła służebnego i ubogiego. Przykład godny naśladowania.

Ks. dr Andrzej Pietrzak, werbista, jest adiunktem w Katedrze Misjologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, specjalistą ds. Kościoła w Ameryce Łacińskiej

Wiele się mówi, że wybór Franciszka to docenienie żarliwej religijności Kościoła w Ameryce Południowej. Tymczasem w Argentynie, gdzie prymasem był obecny papież, jest bardzo niewielka liczba chrztów i ślubów kościelnych.

KS. ANDRZEJ PIETRZAK SVD:

Pozostało 98% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości