Swój raport sejmowy zespół Macierewicza podzielił na trzy części: przygotowania do wizyty prezydenta w Katyniu, przyczyny katastrofy oraz analiza, jak rząd i prokuratura wyjaśniają tę tragedię.
W kluczowej kwestii – badania przyczyn katastrofy – raport nie wnosi nic nowego. Wedle autorów dokumentu o katastrofie przesądziła prawdopodobnie eksplozja, która zniszczyła samolot w powietrzu.
Tezy o dwóch wybuchach Macierewicz głosi od sierpnia minionego roku, kiedy opublikował swój pierwszy raport. Eksperci pracujący w jego zespole – choćby dr inż. Grzegorz Szuladziński – twierdzili tak nawet wcześniej, choć Macierewicz wolał początkowo mówić o „obezwładnieniu samolotu” na wysokości 15 metrów.
W najnowszym raporcie tak ostatnie chwile lotu tupolewa opisują jego eksperci: „Tragedia zaczęła się zapewne w odległości około 1 km od pasa lotniska, około 1 sekundy przed miejscem, gdzie rosła tzw. pancerna brzoza. Kolejno destrukcji ulegały kluczowe mechanizmy i części samolotu (skrzydła, silniki, generatory). Kiedy samolot znalazł się na wysokości 17–15 m nad ziemią, doszło do całkowitej awarii systemu zasilania. Ostatnie eksplozje nastąpiły już nad samą ziemią”.
O wiele dalej niż do tej pory zespół Macierewicza posuwa się za to w zarzutach politycznych, umieszczonych w pozostałych częściach raportu. Wspominając ostrzelanie prezydenckiego konwoju podczas wizyty jesienią 2008 r. na pograniczu Gruzji i Osetii, Macierewicz stawiał wczoraj zarzut: – Począwszy od zamachu gruzińskiego było jasne, że życiu prezydenta grozi najwyższe niebezpieczeństwo.