Donald Tusk i kierownictwo Platformy musiało ukarać buntowników. Twarde realia są takie, że nowoczesną politykę uprawia się za pośrednictwem partii. A funkcjonowanie partii wymaga dyscypliny. Bez niej będzie całkowita anarchia i nieskuteczne rządzenie – o czym można się było przekonać w historii parlamentaryzmu I, II, a także w początkach III RP.
Platforma nie mogła nie ukarać Gowina z jeszcze innego powodu. Donald Tusk musi wysłać jasny sygnał do wszystkich potencjalnych szantażystów: nie będę się z wami patyczkował. Dziś, gdy dla koalicji jest ważny każdy głos, nie może sobie pozwolić na sytuację, gdy ktoś będzie usiłował wykorzystać nikłą większość w Sejmie i powie: ustąp mi w tym lub tamtym, bo inaczej złamię dyscyplinę. Tusk musi pokazać siłę, bo polityka to gra sił. Jeśli darowałby Gowinowi i Żalkowi, dziś straciłby autorytet, a jutro władzę. Teraz wysłał jasny sygnał: nawet start w wyborach na szefa partii nie daje immunitetu.
Trudno dziwić się premierowi, że uważa, iż po zakończonej kampanii przegrany akceptuje głosy partyjnych działaczy i albo odchodzi z partii, albo też podporządkowuje się woli większości.
Ale sprawa ma też drugie dno. Liczyć, że Gowin przyjmie łagodniejszą karę, gdy surowszą ukarano jego współpracownika, było naiwnością albo próbą rozbicia lojalności tej frakcji. Każdy, kto zna Gowina – a władze klubu z pewnością znają go dobrze – wie, że nie pogodziłby się z dysproporcją kar za to samo przewinienie i będzie starał się zachować honorowo.
Dlatego argumenty władz klubu, że samozawieszenie jest niezgodne z regulaminem klubu, nie trafiają w sedno. Gowinowi nie chodzi o wypełnianie statutu, lecz o demonstrację solidarności.
Co więcej, trudno liczyć na to, że Gowin nagle zacznie milczeć. Po tak mocnej krytyce rządu w czasie kampanii wyborczej nie może zmienić się w pokornego baranka i podporządkować się polityce, którą jeszcze kilkanaście dni temu publicznie nazywał katastrofalną. Gdyby tak zrobił, dałby jasny sygnał, że nie traktował swego hasła powrotu do korzeni PO poważnie, że był to tylko wyborczy teatr. Stoi więc przed wyborem – albo spokój i partyjna lojalność, albo pokazać, że wierzy w to, co mówi. Nietrudno zgadnąć, co wybierze.
Nietrudno zgadnąć, jak skończy się ten konflikt, bo Tusk i Gowin znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Wyjścia nie ma Gowin. Ale wyjścia nie ma też Tusk. Dlatego wcześniej czy później dojdzie do konfliktu, który zakończy współpracę Gowina z PO. Pytanie, kiedy do tego dojdzie. Gowinowi dziś nie opłaca się odchodzić z PO, bo musiałby od początku budować w trudnych warunkach nową formację. A dla Tuska Gowin z Żalkiem są wciąż gwarantami tego, że koalicja ma większość. Ale ten pat nie może trwać w nieskończoność.