Atak przeprowadzono w niedzielę na cztery rosyjskie lotniska, na których stacjonowała większość bombowców strategicznych, czyli takich, które mogą przenosić broń atomową i atakować np. USA. W czasie wojny z Ukrainą wystrzeliwują one pociski kierowane z konwencjonalnymi głowicami, przede wszystkim jednak stanowią część kremlowskiej „triady atomowej” przenoszącej broń atomową – wraz z okrętami podwodnymi i wyrzutniami naziemnymi.
Według szacunków analityków z samolotów Tupolewa (czyli Tu-22 i Tu-95) Rosjanie dotychczas odpalili czwartą część trudnych do zestrzelenia rakiet i pocisków kierowanych, które spadły na Ukrainę. Teraz będzie to zacznie mniej, bo ukraińscy zwiadowcy w „akcji, która przejdzie do historii” (jak ją nazwał prezydent Wołodymyr Zełenski), zniszczyli do jednej trzeciej z nich.
Uderzenie wywołało szok zarówno w Rosji, jak i na świecie. Straty zaś są bardzo bolesne, bowiem Kreml nie ma czym zastąpić spalonych maszyn. Produkcję bombowców dalekiego zasięgu przerwano w Rosji w 1992 roku.
Czytaj więcej
Jak poinformowała SBU, wykorzystując drony Ukraina zaatakowała rosyjskie lotniska wojskowe. W wyn...
Putin zatrzymany przez ukraiński atak
Ich brak nie wpłynie bezpośrednio na sytuację na froncie. Ale cios zadany przez Ukraińców miał też realny wymiar polityczny. Pod koniec ubiegłego tygodnia rosyjscy imperialni blogerzy zaczęli informować, że Kreml koncentruje swe bombowce strategiczne na dwóch lotniskach dla zadania potężnego uderzenia Ukrainie. „Moskwa nie zamierza więcej rozciągać działań wojennych na lata. Na Kremlu podjęto decyzję zakończenia aktywnej fazy (wojny) maksymalnie brutalnie i szybko, wykorzystując wszelkie dostępne środki – za wyjątkiem broni atomowej” – pisał w piątek jeden z nich.