Coraz dalej do merytorycznej debaty na temat Smoleńska

Awantura wokół ujawnienia zeznań ekspertów współpracujących z Antonim Macierewiczem daje rządowej komisji dobry pretekst do zaniechania konfrontacji z ich zarzutami.

Publikacja: 18.09.2013 20:52

Paweł Majewski

Paweł Majewski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W poniedziałkowej publikacji „Gazety Wyborczej”, która przedstawiła własną wersję zeznań ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza, zaskakuje wiele rzeczy.

Publikacja przez Naczelną Prokuraturę Wojskową zapisu przesłuchań Jacka Rońdy, Jana Obrębskiego i Wiesława Biniendy pozwala przede wszystkim stwierdzić, że „GW” dość selektywnie podeszła do tego materiału. Tezę o braku kompetencji ekspertów Macierewicza ilustruje ich wypowiedziami: „sklejałem modele samolotów”, „widziałem wybuch w szopie”, „latając samolotami, oglądam skrzydła”. Sęk w tym, że niektóre wypowiedzi w ogóle tam nie padają. Na próżno szukać tam stwierdzenia o „wybuchu w szopie”. Nie wiadomo również, na jakiej podstawie autorka podaje informację, że prof. Wiesław Binienda poprosił prokuratorów o parametry skrzydła Tu-154M – w protokole nie ma śladu po takiej prośbie.

– Z kilkuset tomów akt śledztwa smoleńskiego jestem w stanie wyciągnąć takie materiały, które będą udowadniały zamach, jak i takie, które świadczą o winie pilotów – komentuje w rozmowie z „Rz” jeden z adwokatów reprezentujących rodziny ofiar.

Kolejnym zaskoczeniem jest wypowiedź kpt. Marcina Maksjana, który przekazał „Gazecie Wyborczej”, że jeden ze świadków opiera swoje wnioski na fotografii z miejsca katastrofy. Wszak na takich samych materiałach pracują biegli powołani przez prokuraturę. Wrak jest wciąż w dyspozycji Rosjan i nie wszyscy eksperci powołani przez śledczych mają do niego dostęp. Na fotografiach opierało się też wielu członków komisji Millera, m.in. Maciej Lasek, którego nie było na miejscu katastrofy. W polskim raporcie posłużono się nawet zdjęciami rosyjskiego fotoamatora Siergieja Amielina do zobrazowania trajektorii lotu samolotu w ostatnich sekundach.

Główna teza tekstu w „GW” opiera się w dużej mierze na sformułowaniach zaczerpniętych z jednego z przesłuchań. Ich autor jest przedstawiony jako modelarz, który wiedzę o lotnictwie czerpie z podróży samolotem. Z przesłuchania można się jednak dowiedzieć, że jest specjalistą w zakresie wytrzymałości materiałów, m.in. konstrukcji lotniczych.

Publikacja „GW” to poważny cios w autorytet współpracowników Macierewicza. Wbrew jednak twierdzeniom, że to oni podsuwają tezę o zamachu, z protokołów nie wynika, by mieli oni całościową wizję katastrofy, analogicznej do tej prezentowanej przez rządowych ekspertów. W swych zeznaniach raczej skupiają się na kwestionowaniu poszczególnych ustaleń komisji Millera. Kwestionują, odwołując się do własnych badań i doświadczenia naukowego. – Nie występuję w tej sprawie jako ekspert od wypadków lotniczych, ale od balistyki wewnętrznej, czyli termodynamiki wybuchów. Ponadto znam się na mechanice, którą zajmuję się zawodowo od 40 lat – mówił wczoraj prof. Jacek Rońda.

Kolejnym zaskoczeniem jest również fakt, że po publikacji „GW” prokuratorzy zdecydowali się na niemal niespotykany ruch – ujawnili pełną treść zeznań. Prof. Jacek Rońda wczoraj w Sejmie uznał to za „próbę zastraszenia polskiego środowiska naukowego”.

Zaskakuje również jeden bardzo ciekawy wątek, o którym „Gazeta” nie napisała. Prof. Binienda zeznał podczas przesłuchania, że przed wizytą w prokuraturze spotkała się z nim przedstawicielka ambasady USA. Miała go prosić, by nie ujawniał polskim śledczym danych osobowych amerykańskich ekspertów, którzy pomagali mu w badaniach.

Czy ktoś na przecieku zeznań naukowców współpracujących z Antonim Macierewiczem zyskał? Bez wątpienia jest ona na rękę Maciejowi Laskowi i jego zespołowi, powołanemu do promowania wśród opinii publicznej raportu Millera i zwalczania „teorii spiskowych”. W efekcie jednak oddala się wizja debaty, w której musieliby bronić ustaleń komisji Millera. Z taką inicjatywą wystąpił w sierpniu szef Polskiej Akademii Nauk prof. Michał Kleiber. – Dyskusja w takim gronie nie ma sensu – skomentował przecieki z przesłuchań Lasek.
Zamiast tego będziemy mieć kolejny odcinek dyskusji mocno nacechowanej politycznie. W środę w Sejmie spotkał się zespół parlamentarny, w czwartek w Kancelarii Premiera dziennikarzy przyjmie strona rządowa. Nie zbliża nas to do rozstrzygnięcia spornych kwestii.

W poniedziałkowej publikacji „Gazety Wyborczej”, która przedstawiła własną wersję zeznań ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza, zaskakuje wiele rzeczy.

Publikacja przez Naczelną Prokuraturę Wojskową zapisu przesłuchań Jacka Rońdy, Jana Obrębskiego i Wiesława Biniendy pozwala przede wszystkim stwierdzić, że „GW” dość selektywnie podeszła do tego materiału. Tezę o braku kompetencji ekspertów Macierewicza ilustruje ich wypowiedziami: „sklejałem modele samolotów”, „widziałem wybuch w szopie”, „latając samolotami, oglądam skrzydła”. Sęk w tym, że niektóre wypowiedzi w ogóle tam nie padają. Na próżno szukać tam stwierdzenia o „wybuchu w szopie”. Nie wiadomo również, na jakiej podstawie autorka podaje informację, że prof. Wiesław Binienda poprosił prokuratorów o parametry skrzydła Tu-154M – w protokole nie ma śladu po takiej prośbie.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości