Nie chodzi o pomoc. Pomagać trzeba rodzinom z problemami. W normalnych rodzinach państwo powinno spełniać rolę współinwestora. Rodziny wielodzietne ponoszą wiele wyrzeczeń, żeby wychować dzieci, w interesie całego społeczeństwa. Wie pani, ile kosztuje jedzenie dla sześciu osób, pranie po takiej gromadce? Pralkę trzeba wymieniać co dwa lata. A rodziny bezdzietne lub z jednym dzieckiem nie mają takich zmartwień. Stać je na podróże do egzotycznych krajów, mają oszczędności. A w przyszłości i tak dostaną emerytury, choć to moje dzieci na nie zapracują. Czy to jest sprawiedliwe? Uważam, że nie. Dlatego państwo powinno tworzyć odpowiednie warunki dla rodzin wielodzietnych. Nasza partia proponuje, żeby na każde dziecko do szóstego roku życia rodzina dostawała 550 złotych miesięcznie. To jest mało, ale zawsze coś. Uważam też, że kobieta, która poświęca się pracy w domu, powinna mieć opłacany ZUS przez państwo, żeby miała później swoją rentę lub emeryturę. Państwo powinno zrobić wszystko, żeby traktować dzieci jak inwestycję.
To porozmawiajmy o pana poczwórnej inwestycji. Czy łatwiej się wychowuje chłopców czy dziewczynki?
Każde dziecko jest inne. Chłopcy potrzebują, żebym się z nimi posiłował, poboksował, a dziewczyny lubią być przytulane, wysłuchane, wymagają uwagi. Przyznam, że jako młodzi rodzice podeszliśmy bardzo ambitnie do wychowania starszych dzieci, czyli Sharon i Debory. Byliśmy bardzo surowymi rodzicami, bo chcieliśmy, żeby nam to wychowanie wyszło jak najlepiej. Ale potem złagodnieliśmy i gdy teraz one widzą, jak pobłażliwie traktujemy dwóch młodszych chłopców, to nas karcą. Pytają: dlaczego pozwalacie im na to czy na tamto, a nam nie pozwalaliście?
W wychowaniu postawili państwo na bezstresowe wychowanie czy klapsy też były?
Nie wierzę w wychowanie bezstresowe. Każde dziecko potrzebuje miłości, ale i postawienia granic. Musi też wiedzieć, jakie są konsekwencje za ich przekroczenie. I, owszem, zdarzało się, że karą były klapsy, ale sami zorientowaliśmy się, że to nie jest dobra metoda wychowawcza. Jeden z synów woli dostać klapsa niż tygodniowy szlaban na komputer. Często mówi: tata, daj mi klapsa, ale nie zabieraj komputera. Dlatego porzuciliśmy klapsy. W ramach kary dajemy im szlaban na to, co dla nich jest ważne. Stosujemy też system wzmacniania pozytywnego, czyli dajemy nagrody za właściwe postępowanie. Na przykład dzieci wiedzą, że za średnią ocen na świadectwie powyżej 4,5 są nagrody pieniężne. Im wyższa średnia, tym więcej pieniędzy. Debora za ostatni rok dostała ponad 300 złotych, bo na zakończenie gimnazjum miała średnią ponad 5. Oczywiście dostają też kieszonkowe, ale to były pieniądze ekstra. Debora miała swój plan i go zrealizowała.
Córki się buntowały w okresie dojrzewania?