Obecność w Unii nie wystarczy

Bilans dekady w UE wygląda nieźle. Bruksela jednak nie rozwiąże naszych problemów np. z falą emigracji.

Publikacja: 30.04.2014 07:00

Obecność w Unii nie wystarczy

Foto: ROL

Ostatnie dziesięć lat to na pierwszy rzut oka pasmo sukcesów. Na wczorajszej konferencji rządu mówili o tym premier Donald Tusk i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. – Polacy 1 maja mogą wypić toast za własną skuteczność – przekonuje premier. A szef dyplomacji dodaje, że Polska od razu skorzystała z przystąpienia do UE. Powołuje się na przygotowany przez jego resort raport. Eksperci przekonują m.in., że gdyby nie UE, to w 2013 r. nasz PKB byłby na poziomie z 2009 r.

Wskaźniki społeczno-gospodarcze – bezrobocie, wzrost gospodarczy, skala ubóstwa, inwestycje, eksport – wyglądają lepiej niż przed akcesją. Na przykład w lutym 2004 r. biliśmy rekord bezrobocia – wynosiło blisko 21 proc. Od tego czasu wzrosła też nasza zamożność – z 49 proc. średniej PKB na osobę do 67 proc. Jesteśmy też bardziej otwarci na świat, zyskaliśmy możliwość pracy w UE. Skończył się koszmar bez mała trzech pokoleń Polaków ukrywających się przez zachodnimi urzędami imigracyjnymi.

Jednak te sukcesy mają swe cienie. Choćby bezrobocie. Nie jest wprawdzie na poziomie 20 proc., ale jednak na dwucyfrowym. Wzrost naszej zamożności? Częściowo wynika z dużych spadków PKB krajów Europy w kryzysie, a ponadto nie przeskoczyliśmy w tym pościgu właściwie nikogo poza Łotwą, zrównując się z Węgrami. Dalej jesteśmy jednym z najbiedniejszych państw UE.

Bieda? W 2004 r. niżej minimum egzystencji żyło ponad 10 proc. Polaków. Od tego czasu ten odsetek maleje, ale wciąż wynosi blisko 7 proc.

Fundusze unijne? W ciągu dziesięciu lat dostaliśmy z UE 250 mld zł netto. To 25 mld zł rocznie i jeśli porównujemy to do wszystkich naszych inwestycji, których wartość wynosi 300 mld zł rocznie, nie jest to kwota tak znacząca, jak z pozoru się wydaje. Trzeba też pamiętać, że wiele z tych pieniędzy zmarnowaliśmy (choćby ekrany na setkach kilometrów dróg). Co więcej, ponad połowa z każdego euro wraca na Zachód w formie kontraktów dla tamtejszych firm. Sporą stratą są też masowe wyjazdy, głównie młodych Polaków, za granicę. Z ich perspektywy jest to racjonalne – uciekali przed bezrobociem i po lepsze życie – ale z punktu widzenia Polski, biorąc pod uwagę naszą demografię, to bardzo dotkliwy cios. Politycy powinni też zadawać sobie pytanie, dlaczego wciąż trwa ta ucieczka.

Eksperci zwracają też uwagę na model dotychczasowego rozwoju i recepty na przyszłość. Czy nasi politycy nie usprawiedliwiają braku odpowiedzi na stojące przed nami wyzwania obecnością w Unii? – A może dziesięciolecie członkostwa to czas straconych szans i wyczerpywania rezerw. Może należy uznać ten okres jedynie za spektakularny „rozbłysk", który nie prowadzi do trwałego rozwoju – pyta w analizie dla Instytutu Sobieskiego prof. Tomasz Grzegorz Grosse. Nie zadaje tych pytań jako pierwszy. W tym samym tonie wypowiada się w raporcie o naszej gospodarce prof. Jerzy Hausner. Eksperci wskazują, że dotychczasowy model rozwoju oparty na prostych rezerwach – taniej sile roboczej, odrabianiu konsumpcyjnych zaległości czy imporcie kapitału i technologii – jest na wyczerpaniu.

Rząd woli się odwoływać głównie do pieniędzy z UE. – W następnym dziesięcioleciu kolejna wielka dawka środków z Unii będzie służyć drugiemu skokowi cywilizacyjnemu – przekonywał wczoraj premier Donald Tusk.

Co ciekawe, tego sposobu rozumowania nie podzielają nawet ci eksperci, którzy przygotowali raport dla MSZ.

Piszą: „Samo wejście do UE nie oznacza automatycznego przyspieszenia gospodarczego i większego dobrobytu (...) Jest wyłącznie szansą, a nie gwarancją rozwoju.

Podobnie uważa prof. Grosse. Wskazuje, że sama obecność w UE nie zmienia naszego położenia i peryferyjnej roli w Europie i na świecie. Paradoksalnie może nas w tym nawet utwierdzić. A prof. Hausner wprost krytykuje słabość naszych elit. – Niepodzielnie dominuje u nas reaktywny styl uprawiania polityki. Najważniejsze staje się zdobycie i utrzymanie władzy, a nie podejmowanie i rozwiązywanie istotnych problemów społecznych i dążenie do rozwoju – zauważa.

To jest tak naprawdę najważniejsze. Ciesząc się z tego, co udało nam się osiągnąć, trzeba pamiętać, że UE stwarza szanse, ale nie gwarantuje sukcesu. To w głównej mierze od nas samych zależy, jaka będzie nasza przyszłość.

Ostatnie dziesięć lat to na pierwszy rzut oka pasmo sukcesów. Na wczorajszej konferencji rządu mówili o tym premier Donald Tusk i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. – Polacy 1 maja mogą wypić toast za własną skuteczność – przekonuje premier. A szef dyplomacji dodaje, że Polska od razu skorzystała z przystąpienia do UE. Powołuje się na przygotowany przez jego resort raport. Eksperci przekonują m.in., że gdyby nie UE, to w 2013 r. nasz PKB byłby na poziomie z 2009 r.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości