Anna Kozicka-Kołaczkowska o Polakach na obczyźnie

Osoby pochodzenia niemieckiego uznaje się w traktacie z 1991 roku za reprezentację społeczeństwa obywatelskiego, czyli mniejszość niemiecką, zaś osoby pochodzenia polskiego, zaledwie za „osoby”.

Publikacja: 17.11.2014 13:13

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Mknę wrocławską ulicą pośród watahy aut, wzdłuż starorzecza Odry, gdy nagle na maskę ładuje mi się gruby policajt. Ledwo hamuję. Oto obsługa niemieckiego konsulatu przez polskich funkcjonariuszy. Grupka jego gości zaparkowała na przeciwległym krawężniku i nie może wzorowo, jak przystało na dyplomację, przejść na drugą stronę. Z klasą, kulturalnie, przepisowo i bez policyjnego gwałtu. Pięćdziesiąt metrów dalej, po pasach. To niemiecko - polska gra w margarynę partnerskich kontaktów. Nikt się więc nie droczy i już ruszamy miło i po partnersku.

Natomiast prowincjonalne władze Nadrenii-Palatynatu zażądały w liście do polskiego konsula, by z dzieła partnerstwa wyrugować osoby w rodzaju pani poseł Arciszewskiej – Mielewczyk, ponieważ nie tylko nie zachwyca ją serial o ich matkach i ojcach, ale nie jest ona uprzejma zamknąć się słysząc niemiecką blagę o polskich obozach. Niemcy wspięli się na szczyty gościnności, a zamiast polskich podskoków i całowania po rączkach spotkała ich niewdzięczność. Ależ to klasyka.

Z datą Sylwestra 1928 roku w Niemczech wydano ordynację na temat szkolnictwa polskiego. Zaczynała się ona nawet nieźle:

„Art.I.§.1. Do mniejszości w myśl poniższych zarządzeń zalicza się te części ludności Rzeszy, które przyznają się do polskości", §.2. Przyznawania się do polskości nie wolno ani sprawdzać, ani kwestionować."

Ale margaryna tylko udaje masło i jest z natury nie żółta, lecz biała. Już po paru latach rzeczywistość III Rzeszy, w rozziewie z cywilizowanymi, narzuconymi postanowieniami i duchem traktatów zawartych tuż po hekatombie I wojny, znów szybowała ku wzniosłemu celowi ogarnięcia świata, a zwłaszcza Wschodu Europy, darem germańskiej cywilizacji. Adrenaliny narodowej nie zaćmiła ciężka hańba narodu sprawców pierwszego, gigantycznego, historycznego mordu.

W roku 1910 według danych niemieckiego GUS liczba obywateli niemieckich narodowości polskiej wynosiła 1 510 000. Na rok 1939 uczony polski Emil Kuroński podaje już liczbę 1 800 000. W latach powstań śląskich, gdy w roku 1920 roku wypełniła się szansa na powstanie Rzeczypospolitej, Górny Śląsk zamieszkiwało 1 200 000 Polaków na 700 000 Niemców. Oficjalna litera ich praw w Niemczech zawsze była jednak martwa. Darmo petycje i skargi przedkładano samemu Wodzowi.

Profesor Kleo Pleyer na zjeździe historyków niemieckich w Erfurcie w roku 1937 głosił: „Walka graniczna ma swoją własną strategię i taktykę, ma ona swoja własną technikę. Środki jej nie trzymają się pojęć moralności chrześcijańskiej i ogólnoludzkiej. Potrzeba nie uznaje żadnych przykazań. Walka graniczna wykazuje całą skalę metod od otwartych, rycerskich zapasów do najpodstępniejszego postępowania". Strategia typowa dla zwykłego. zbrodniczego rabusia zarówno z elit, jak z niemieckiego prawa, czyniła z nich erzatz – regionalną specjalność.

Margaryna jak masło, kawa z żołędzi, herbata nie z herbaty, sztuczny kauczuk, marmolada z buraków, sacharyna w miejsce cukru, parówki w roli kiełbasy - popularyzację kultury substytutów i tandety świat zawdzięcza Niemcom. Słowo „erzatz" żywcem łyknęły języki świata. Czołgi, samoloty i karabiny kosztują. Kultura erzatzów wykazała szczególną kreatywność podczas szczytu chwały oręża niemieckiego. W niemieckich obozach śmierci chlebem okazał się ulepek ze skrobi i trocin.

Zgodnie z duchem swobodnej myśli profesora Pleyera tuż po zwycięskiej napaści na Polskę w Dzienniku Ustaw wydano, wbrew dotychczasowemu  prawu, firmowane przez feldmarszałka  Goeringa "Rozporządzenie o organizacjach polskiej grupy narodowej w Rzeszy Niemieckiej z 27 lutego 1940 r.(...)" ( patrz: Jan Sandorski, „Polska mniejszość narodowa w świetle prawa międzynarodowego" ) o mocy ustawy. Likwiduje się w nim prawa mniejszości polskiej w Niemczech reprezentowanej przez Związek Polaków w Niemczech oraz przejmuje jej wszelkie aktywa bez możliwości sprzeciwów i roszczeń.

Tę grabież zasobów mniejszości polskiej – majątku instytucji finansowych, przedsiębiorstw i nieruchomości - szacuje się na 8 456 367 marek Rzeszy Niemieckiej bez uwzględnienia dochodów utraconych z racji dalszej, niezakłóconej działalności. A, na przykład, wkłady polskiej mniejszości narodowej w jej Banku Słowiańskim w samym tylko roku 1938 wynosiły 3 000 269 marek Rzeszy.

Mimo tego kolejnego rekordu niemieckiego złodziejstwa przyznać trzeba, że nawet w rzeczonym akcie prawnym Goeringa fakt istnienia mniejszości polskiej w Niemczech jest bezdyskusyjny. Niepojęte jest tym bardziej to, że goeringowska partyjka gry w margarynę, w której prawo jest bezprawiem, trwa do dziś, a Niemcy koszą w niej kolejne lewy.

W 1991 roku w NASZYM imieniu podpisano „Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy" pomiędzy Polską a RFN. Polscy Niemcy występują w nim jako "członkowie mniejszości niemieckiej w Rzeczypospolitej Polskiej, to znaczy osoby posiadające polskie obywatelstwo, które są niemieckiego pochodzenia albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji niemieckiej", podczas gdy Polaków określa się tam jako „osoby w Republice Federalnej Niemiec, posiadające niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji polskiej". Jak z tego wynika, osoby pochodzenia niemieckiego uznaje się w traktacie z 1991 roku za reprezentację społeczeństwa obywatelskiego, czyli mniejszość niemiecką, zaś osoby pochodzenia polskiego, zaledwie za „osoby". Choć kolejna rzeka polskiej emigracji płynie do Niemiec od trzydziestu już lat.

Akt prawny Goeringa z roku 1940 spełnił więc faktycznie swoją rolę, a wytyczony przezeń cel realizuje się dotąd, a nawet poszerza. Nad wyjaśnieniem tej sytuacji już od roku 2009 biedzi się MSZ. Nie żeby z własnej inicjatywy, o nie, lecz na skutek interwencji pani poseł Arciszewskiej-Mielewczyk oraz - w imieniu Związku Polaków w Niemczech – berlińskiego adwokata Hambury, a także pani poseł Masłowskiej.

Niemcy po raz kolejny na początku tego miesiąca odrzucili polski wniosek o przywrócenie Polakom statusu mniejszości narodowej w RFN, światu zaś aplikują szybką reedukację w dziedzinie martyrologii niemieckich antenatów zagasłych w miłosnym uścisku Ribbentropa. Niemcy wprawdzie łaskawie dzielą się z nami chwałą geniuszy logistyki przemysłu mordu i grabieży, bezprawia Goeringa jednak przy tym się nie wypierają, niestety. Faktowi istnienia polskiej mniejszości z kolei zaprzeczają, zupełnie jakby nawet Wódz się pomylił. Bez refleksji, że w tej sytuacji ratyfikacja konwencji o prawach człowieka oraz traktatów partnerskich wygląda znów na wciskanie światu niemieckiej margaryny zamiast masła.

Od nas Niemcy oczekują już tylko komplementów. Wdzięczności za fundowanego kafeja z kuchenem do niemieckiej przyśpiewki na śląskiej prowincji w klubie swojej mniejszości. Albo li za wzruszający gościniec dla miłego, polskiego profesora z Alzheimerem lub polityka z pomrocznością.

Na tej drodze jednak łatwo o zawód. Niemiecki medal nadal ucieszyłby niewielu Polaków, a o darmowym kafeju nawet gadać szkoda. Z czasem pojmie to i nasza władza.

Mknę wrocławską ulicą pośród watahy aut, wzdłuż starorzecza Odry, gdy nagle na maskę ładuje mi się gruby policajt. Ledwo hamuję. Oto obsługa niemieckiego konsulatu przez polskich funkcjonariuszy. Grupka jego gości zaparkowała na przeciwległym krawężniku i nie może wzorowo, jak przystało na dyplomację, przejść na drugą stronę. Z klasą, kulturalnie, przepisowo i bez policyjnego gwałtu. Pięćdziesiąt metrów dalej, po pasach. To niemiecko - polska gra w margarynę partnerskich kontaktów. Nikt się więc nie droczy i już ruszamy miło i po partnersku.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości