Język polski się zmienił

Księgozbiory zza pleców polityków znikły. Ale oni nadal czytają, uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych. Tyle że mediów to nie interesuje, bo czyhają raczej na ich potknięcia – mówi Mariuszowi Cieślikowi minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska

Aktualizacja: 30.01.2015 07:05 Publikacja: 30.01.2015 00:00

Język polski się zmienił

Foto: Fotorzepa/Jakub Ostałowski

Rz : Kiedy siedziała pani na widowni Teatru  Wielkiego podczas wręczania Paszportów „Polityki" i usłyszała od Zygmunta Miłoszewskiego o tupecie urzędników, którzy zjawiają się wśród ludzi kultury, wzięła to pani do siebie?

Ja mam ogromny tupet, bo bez przerwy gdzieś bywam. W teatrze, w kinie, na wystawach i koncertach, i wydawało mi się do tej pory, że to dowód na żywe zainteresowanie kulturą.

Poczuła się pani dotknięta?

Nie. Prawdę powiedziawszy, nie zrozumiałam.

Ja tę wypowiedź zinterpretowałem tak, że urzędnicy nie robią tyle, co powinni, w dziedzinie kultury.

Ale którzy urzędnicy? Spójrzmy na fakty. Budżet Ministerstwa Kultury co roku jest większy. W 2015 roku jest najwyższy od 25 lat i to jest oczywiście ogromna zasługa Obywateli Kultury, czyli działaczy społecznych, którzy skłonili cztery lata temu rząd do podpisania paktu o kulturze. Ale bez urzędników to by się nie udało. To oni organizują  programy ministra, którymi wspieramy różne działania z każdej dosłownie dziedziny sztuki. Na granty wydajemy już dużo ponad 300 milionów złotych, a w tym roku zgłoszono do nas projekty za 1,7 miliarda.

Gdyby było więcej pieniędzy, to byłoby więcej chętnych.

Oczywiście. I doskonale. Bo to świadczy zarówno o ogromnej kreatywności, jak i potrzebach. Ale to urzędnicy przygotowują co roku tysiące projektów czy umów, by mogły się odbywać festiwale, by ukazywały się publikacje, by można było remontować budynki. Zresztą sądzę, że nasze dzisiejsze spotkanie odbywa się w niezłym nastroju, również dzięki ich pracy.

Rzeczywiście, gdy rok temu rozmawialiśmy z ministrem Bogdanem Zdrojewskim, zapowiadając Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa, nastroje były minorowe. Mimo że nigdy na taki cel nie przeznaczono w Polsce miliarda złotych. Wskaźniki czytelnictwa osiągnęły wtedy dno, ale w ubiegłym roku udało się zatrzymać ten negatywny trend. Pierwszy raz od prawie dekady czytających przybyło. Choć 42 procent to wciąż mało.

Zgadzam się, ale to pierwszy od dawna krok w dobrą stronę. Czytających jest o 2,5 procent więcej. Zapewne przyczyn jest wiele, ale ostatnie lata to ogromne zaangażowanie środków publicznych w promocję czytelnictwa. Dziś pieniędzy jest cztery razy więcej niż w 2011 roku. Nie bez znaczenia były duże kwoty wydane na nowości dla 2,5 tysiąca bibliotek, dofinansowaliśmy zakup miliona książek, a na kupno kolejnych w tym roku przeznaczyliśmy 25 mln złotych. Ale sądzę, że kluczowy jest program, który stawia sobie za cel poprawę infrastruktury. Biblioteka po remoncie, multimedialna i nowoczesna, jest odwiedzana znacznie częściej, zwłaszcza przez ludzi młodych.

To cieszy najbardziej. Odsetek osób czytających w wieku 15–19 lat wzrósł o 8 procent, do 71.

Myślę, że trochę zmienił się klimat wokół książki. Młodzi ludzie chyba przestali uważać czytanie za coś wstydliwego. Dlatego idziemy za ciosem i dziś podpisaliśmy list intencyjny dotyczący współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej.

Dlaczego teraz, skoro Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa trwa już od roku?

Wtedy resort edukacji nie był gotów. Mieliśmy więc alternatywę: albo ruszać z programem, albo odłożyć na rok. A sytuacja jest taka, że nie można sobie pozwolić na czekanie.

Na czym będzie polegała współpraca z Ministerstwem Edukacji?

Biblioteki szkolne zostaną włączone do Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Dzięki temu zyskają pieniądze na zakup nowości, programy komputerowe, a ich pracownicy będą mogli uczestniczyć w szkoleniach. To pozwoli również na współdziałanie między bibliotekami szkolnymi i publicznymi, co jest bardzo ważne w mniejszych miejscowościach. Ich oferta ma się uzupełniać, nie ma powodu, by ze sobą konkurowały, kupując te same książki. Przy okazji chciałabym powiedzieć, że poprawa wyników czytelnictwa to również, a może przede wszystkim, zasługa bibliotekarzy. Dziś to wszechstronni animatorzy kultury organizujący imprezy literackie, wycieczki, konkursy.

Na konferencji prasowej dziękowała też pani polskim pisarzom. Ale jeśli chodzi o pomoc dla autorów, jest u nas wiele do zrobienia. W krajach skandynawskich literacki boom jest możliwy również dzięki rozbudowanemu systemowi stypendialnemu. U nas stypendiów jest niewiele i są niskie.

Niestety, jeszcze nie stać nas na mecenat, taki jak w Skandynawii. Nie mogę więc obiecać, że pula stypendiów się zasadniczo zwiększy, bo korzystają z nich nie tylko pisarze, ale także artyści z innych dziedzin. Jednak w 2016 roku zostanie ukończony dom rezydencki przy Instytucie Książki w Krakowie i jego goście, także polscy pisarze, będą mogli korzystać ze wsparcia. Dofinansujemy też polskie debiuty, bo ostatnio było ich mało. A szczególnie ważne jest, żeby pomóc początkującym autorom.

Z badań wynika, że poziom czytelnictwa to w istocie problem społeczny. Obserwujemy tu rozwarstwienie i wykluczenie jak w wielu innych dziedzinach. Czytają ludzi dobrze zarabiający, wykształceni, z miast, reszta nie bierze książki do ręki. Co można w tej kwestii zrobić?

Na pewno można uzyskać dobry efekt przez dofinansowanie bibliotek, ponieważ dla ludzi, którym się gorzej powodzi, to jest podstawowa możliwość uzyskania darmowego dostępu do literatury. Nadzieję daje postęp techniki. Budujemy koalicję ministrów kultury krajów Unii Europejskiej, by obniżyć VAT na e-booki. I są duże szanse, że uda nam się coś zdziałać w tej sprawie, więc koszty zakupu spadną. To tym ważniejsze, że najprawdopodobniej ten rynek będzie rósł. Nauczymy się lepiej korzystać z tych narzędzi, a książka elektroniczna będzie coraz popularniejsza, łatwiejsza w obsłudze i tańsza.

Zależy mi na niszowych projektach. Jednym z nich jest program przekładania literatury „ze staropolskiego na nasze"

Ale nadal będą z niej korzystać ci sami ludzie co z papierowej, bo jednak trzeba będzie za nią zapłacić. Może pomogłoby umieszczanie w internecie bezpłatnych książek do ściągania?

Ten program już został uruchomiony. Opracowaliśmy listę 131 tytułów, które należy umieścić w domenie publicznej. Obecnie trwają negocjacje ze spadkobiercami autorów, które nie są łatwe, bo nie wszyscy są tym zainteresowani. Ale wiele rozmów jest już finalizowanych. Myślę, że w tym roku ogłosimy listę tytułów, które udało się pozyskać, i uruchomimy nowy program w celu udostępnienia następnych. Oczywiście digitalizujemy też książki, do których wygasły prawa autorskie, w bibliotece cyfrowej Polona jest już dostępnych prawie pół miliona tekstów. Czytanie ich nie wymaga żadnych wydatków, wystarczy dostęp do internetu.

Tyle że wykluczeni go nie mają.

Ale będą mieli. „Polska cyfrowa" to jest jeden z podstawowych projektów, które będą realizowane ze środków unijnych do 2020 roku, są na to duże pieniądze – ponad 9 mld złotych. Zresztą w tej sprawie sporo już się udało zrobić, bo we współpracy z Orange i Fundacją Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego podłączyliśmy do bezpłatnego internetu wszystkie zainteresowane biblioteki w miejscowościach poniżej 15 tysięcy mieszkańców.

Wśród wykluczonych z czytelnictwa są też ludzie zaangażowani w politykę. Z badań wynika, że nie czytają.

Czytają, ale się nie przyznają.

Może gdyby polityczni liderzy mówili o swoich lekturach, ich sympatycy zaczęliby czytać. Namówi pani premier Ewę Kopacz, żeby się sfotografowała z książką?

Mamy pewien pomysł dotyczący styku polityki z literaturą, choć szczegółów nie zdradzę. Ale obawa przed pokazywaniem się z książką nie jest bezpodstawna. Niech pan sobie przypomni polityków-erudytów sprzed 20 lat, Tadeusza Mazowieckiego czy Bronisława Geremka, którzy udzielali wywiadów na tle swoich wielkich księgozbiorów. Ile osób na nich głosowało?

Nie wydaje mi się, że o politycznej porażce Unii Wolności przesądziło to, że jej działacze czytali książki.

Oczywiście, ale jednak księgozbiory zza pleców polityków znikły. Politycy czytają, biorą udział w wielu wydarzeniach kulturalnych, zdziwiłby się pan, ilu ma np. karnety do filharmonii. Tyle że mediów to nie interesuje, bo czyhają raczej na ich potknięcia.

Media się zmieniają.

I na to liczymy, bo chcemy przełamać ten negatywny stereotyp.

Jakie są najważniejsze cele Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa na najbliższe lata? Co już się udało, co jeszcze trzeba zrobić?

Wypracowaliśmy dobrze działające, wieloletnie mechanizmy. Dotyczy to przede wszystkim modernizacji bibliotek. Tu potrzebne jest zabezpieczenie finansowe na lata i to będzie częścią programu wieloletniego. Zainteresowanie samorządów tym projektem jest ogromne. Biblioteki, ich budynki, komputeryzacja i zakup nowości to dla nas rzecz absolutnie najważniejsza, bo najmocniej wpływa na poziom czytelnictwa. Ale zależy mi również na niszowych projektach, np. by rozpoczął się program przekładania literatury „ze staropolskiego na nasze".

Uważa pani, że naprawdę jest potrzebne?

To się udało w innych krajach, np. we Francji, w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Nad Sekwaną np. „Pieśń o Rolandzie" jest znana tylko dzięki translacjom, nikt nie jest jej w stanie czytać w oryginale. Uznajemy za oczywiste, że każde pokolenie przygotowuje nowe przekłady najważniejszych utworów dramatycznych – Stanisław Barańczak tłumaczył Szekspira, Antoni Libera wydał ostatnio Sofoklesa – to dlaczego nie miałoby to dotyczyć literatury staropolskiej? Dziś czytają ją wyłącznie poloniści. Język tak bardzo się zmienił, że mało kto rozumie te teksty. Mam nadzieję, że paru pisarzy współczesnych zechce się nad tym pochylić i dzięki ich talentowi będzie szansa na przywrócenie czytelnikom literatury dawnej.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości