Stanisław Remuszko: Nie przesadzajmy...

Jak wiadomo, ludobójstwo oraz zbrodnie wojenne nie ulegają przedawnieniu.

Publikacja: 05.02.2015 08:34

Stanisław Remuszko

Stanisław Remuszko

Foto: rp.pl

Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) w Hadze orzekł właśnie, że ani Serbowie, ani Chorwaci (Serbia ani Chorwacja, jak kto woli) nie dopuścili się względem siebie ludobójstwa ani zbrodni wojennych podczas wojny na Bałkanach przed ponad dwudziestu laty.

Przypomnę, że MTS jest powołanym do rozstrzygania sporów między państwami głównym organem sądowym Organizacji Narodów Zjednoczonych, która powstała po drugiej wojnie światowej w 1945 roku. Oba kraje zapowiedziały wcześniej, że podporządkują się wyrokowi. Sprawa wydaje się zamknięta – prawnie i politycznie.

Czy jednak jest zamknięta prywatnie? Jedne ofiary walk nie żyją, inne zostały inwalidami, jeszcze inne musiały trwale porzucić swe domy wskutek przesiedleń i czystek etnicznych. Żyją ich rodziny. Nie sądzę, by orzeczenie haskiego trybunału zmieniało ich optykę. Żeby czas zabliźnił rany i zagoił skaleczenia, musi odejść pokolenie dzieci i pokolenie wnuków. Tak zawsze było, jest i będzie z każdą wojną od początku do końca świata. Uważam wojnę za najgorszy z teoretycznie możliwych sposobów rozstrzygania sporów.

Wojna domowa z lat dziewięćdziesiątych w ówczesnej Jugosławii kojarzy się w sposób naturalny z trwającą wojną domową na Ukrainie. Ta sama ONZ podała niedawno, że od zeszłego roku zginęło tam już ponad pięć tysięcy osób. Ile zginie jeszcze?

W czasach internetu, telefonów komórkowych, skajpa, esemesów i wszechobecnej telewizji/radia – moja chata NIE Z KRAJA, choćbym mieszkał na spokojnej Ziemi Ognistej! Gdy wskutek walk plemiennych (terytorialno-etnicznych) tracą życie tysiące ludzi, każdy rozumny i uczciwy człowiek powinien być osobiście zainteresowany przede wszystkim zakończeniem tego zabijania. Tak sądzę. Zbombardowany dom można odbudować, armaty zagwoździć, miny rozbroić, pole zasiać od nowa – lecz raz odjętego życia nikt nie wróci. A jak wynagrodzić kalectwa i krzywdy, ból i cierpienie? Zwłaszcza doznane nie przez twardych żołnierzy, lecz niewinnych cywilów, w tym dzieci?

Od początku uważałem (i dawałem temu publiczny wyraz), że tego strasznego konfliktu nie da się i nie powinno się rozwiązywać militarnie. Czy w tym celu Polska – moje państwo i moje społeczeństwo - zrobiła już wszystko, co w jej mocy? Nasza dyplomacja, państwowe instytucje, organizacje pozarządowe, wybitne osoby-autorytety? A Kościół?

Przypuszczam, że strony konfliktu (Kijów wspierany przez USA, UE i NATO oraz Donbas wspierany przez Rosję) są święcie przekonane, że nikt nigdy nie postawi ich przed haskim trybunałem. A co z Trybunałem Najwyższym? Co z piątym przykazaniem? Będzie kiedyś jakiś Sąd Ostateczny? – No, będzie, będzie, lecz nie teraz, i w ogóle to niech fanatycy nie przesadzają z tą religijnością...

Jedyna moja pociecha, że akurat taki sam punkt widzenia przedstawił wczoraj papież Franciszek. Ja jestem marny niedowiarek, lecz dla moich rodaków ten żarliwy i wyjątkowo przejęty głos papieża powinien chyba coś znaczyć? Może taki pokojowy sojusz wiary z polityką da dobre wyniki? Może po prostu potrzebny jest zwykły cud?

Masz pytanie do autora? remuszko@gmail.com

Liczba słów: 449

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem