Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) w Hadze orzekł właśnie, że ani Serbowie, ani Chorwaci (Serbia ani Chorwacja, jak kto woli) nie dopuścili się względem siebie ludobójstwa ani zbrodni wojennych podczas wojny na Bałkanach przed ponad dwudziestu laty.
Przypomnę, że MTS jest powołanym do rozstrzygania sporów między państwami głównym organem sądowym Organizacji Narodów Zjednoczonych, która powstała po drugiej wojnie światowej w 1945 roku. Oba kraje zapowiedziały wcześniej, że podporządkują się wyrokowi. Sprawa wydaje się zamknięta – prawnie i politycznie.
Czy jednak jest zamknięta prywatnie? Jedne ofiary walk nie żyją, inne zostały inwalidami, jeszcze inne musiały trwale porzucić swe domy wskutek przesiedleń i czystek etnicznych. Żyją ich rodziny. Nie sądzę, by orzeczenie haskiego trybunału zmieniało ich optykę. Żeby czas zabliźnił rany i zagoił skaleczenia, musi odejść pokolenie dzieci i pokolenie wnuków. Tak zawsze było, jest i będzie z każdą wojną od początku do końca świata. Uważam wojnę za najgorszy z teoretycznie możliwych sposobów rozstrzygania sporów.
Wojna domowa z lat dziewięćdziesiątych w ówczesnej Jugosławii kojarzy się w sposób naturalny z trwającą wojną domową na Ukrainie. Ta sama ONZ podała niedawno, że od zeszłego roku zginęło tam już ponad pięć tysięcy osób. Ile zginie jeszcze?
W czasach internetu, telefonów komórkowych, skajpa, esemesów i wszechobecnej telewizji/radia – moja chata NIE Z KRAJA, choćbym mieszkał na spokojnej Ziemi Ognistej! Gdy wskutek walk plemiennych (terytorialno-etnicznych) tracą życie tysiące ludzi, każdy rozumny i uczciwy człowiek powinien być osobiście zainteresowany przede wszystkim zakończeniem tego zabijania. Tak sądzę. Zbombardowany dom można odbudować, armaty zagwoździć, miny rozbroić, pole zasiać od nowa – lecz raz odjętego życia nikt nie wróci. A jak wynagrodzić kalectwa i krzywdy, ból i cierpienie? Zwłaszcza doznane nie przez twardych żołnierzy, lecz niewinnych cywilów, w tym dzieci?