Ponadpółroczne szukanie szpicy, czyli pięciu tysięcy żołnierzy gotowych do reagowania po trzech dniach (!) musi niepokoić. Paradne przejazdy sojuszników przez Polskę mogą cieszyć oko, ale nie zastąpią twardych gwarancji bezpieczeństwa.
Zadbać o bezpieczeństwo
Musimy skoncentrować się na naszym bezpieczeństwie. Jesteśmy jedynym państwem NATO i UE, które sąsiaduje z agresorem i ofiarą agresji. Cała uwaga naszej dyplomacji powinna być skupiona na zrównaniu naszego bezpieczeństwa z gwarancjami Europy Zachodniej. Polska dyplomacja nie może zatem zaspokoić się deklaracjami ostatniego szczytu NATO w Newport. Nie możemy akceptować niemieckiego podejścia, które zakłada, że wzmacnianie bezpieczeństwa naszej części Europy jest postawą konfrontacyjną wobec Rosji. Odwrotnie, powinniśmy zabiegać o wzmocnienie bezpieczeństwa przez silną obecność wojsk państw NATO w Polsce.
Ta słabość jest zachętą do agresji. Słabość kusi, a nie odstrasza. Polska dyplomacja powinna zatem skoncentrować wysiłki na szybkim uzyskaniu wsparcia wojskowego. Należy postawić jasne warunki naszym sojusznikom. Wydamy niemałe pieniądze na dozbrojenie polskiej armii. Kupimy wiele sprzętu wojskowego od naszych zachodnich sojuszników. Jednak wraz z nabytymi rakietami, śmigłowcami czy okrętami muszą pojawić się w Polsce zachodni żołnierze. Tylko stała obecność sojuszników przekreśli rosyjskie mrzonki o odwojowaniu wpływów politycznych i ekonomicznych w Europie Środkowej.
W tym kontekście warto też przyjrzeć się inicjatywie szefa Komisji Europejskiej o stworzeniu armii europejskiej. Przez lata wydawało się, że to idea utopijna. W świetle obecnego zagrożenia Polska nie może sobie pozwolić na zlekceważenie dodatkowych zabezpieczeń. Nasza dyplomacja powinna zatem sprawdzić intencje tej propozycji. Europejska armia nie może być budowana kosztem sojuszu północnoatlantyckiego. Nie może również być tworzona w opozycji do współpracy z USA. Tworząc taką armię, musielibyśmy ustalić system politycznego i wojskowego dowodzenia, a wcześniej uzgodnić wspólną politykę zagraniczną. Europejska armia musiałaby bronić interesów wszystkich członków Wspólnoty, a nie być instrumentem realizacji polityki tandemu niemiecko-francuskiego. Jak widać, droga do realizacji takiego pomysłu jest daleka. Nie zwalnia nas to jednak od poszukiwania wszelkich metod, dzięki którym moglibyśmy podnieść poziom bezpieczeństwa w naszym regionie.
Zagrożenie rosyjskie wymaga też intensywnego dialogu ze Stanami Zjednoczonymi. Za naiwność resetu z Rosją zapłaciliśmy odsunięciem w czasie budowy tarczy antyrakietowej. Zbliżające się porozumienie Waszyngtonu z Teheranem w sprawie zatrzymania irańskiego programu nuklearnego może, z oczywistych względów, skłonić USA do całkowitego porzucenia idei europejskiego komponentu programu antyrakietowego. Jeśli Iran zaniecha budowy broni jądrowej, to jest oczywiste, że stracimy argumenty na rzecz budowy tarczy. Co jednak w zamian? Choć tarcza antyrakietowa nie miała kontekstu antyrosyjskiego, to już sama obecność bazy amerykańskiej w Polsce była przez nas traktowana jako uzupełnienie ambiwalentnych gwarancji NATO. Mam nadzieję, że o ewentualnej zmianie amerykańskich planów nie dowiemy się przy okazji jakiejś smutnej dla nas rocznicy.
Współpraca w regionie
Należy też spróbować odbudować solidarność regionalną. Odrzućmy polityczne zombie w stylu trójkąta królewieckiego i stwórzmy naturalne instrumenty współpracy regionalnej.