Kto poważny w 1990 roku mógłby twierdzić, że ustawa o szczególnym uregulowaniu stosunków kredytowych zrodzi rewoltę na wsi? Przecież powstanie Samoobrony nie miało nic wspólnego z tym, że rolnicy z miesiąca na miesiąc musieli płacić 100 razy więcej za kredyt zaciągnięty na traktor, który kupili „na talon". Tylko ktoś całkiem niepoważny mógł utrzymywać, że ceny sztywne węgla i 80-procentowy podatek eksportowy wraz z popiwkiem (podatek od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń) rozłożą górnictwo w drodze administracyjnej, co zrodzi rewoltę górników. A już zwłaszcza, gdy ten ktoś powoływał się na „Austriaka" Hayeka, mówiąc, że taka reforma przypomina przejście z ruchu lewostronnego na prawostronny z wyłączeniem ciężarówek nadal jeżdżących lewą stroną.
Tylko ktoś niepoważny i w dodatku wichrzyciel mógł sugerować, że trzydniowa przerwa w obowiązywaniu podatku obrotowego na towary sprowadzane z zagranicy na przełomie lutego i marca 1991 roku oraz pojawienie się akurat w te dni kolejek na granicach nie mogły być dziełem przypadku, bo aż tacy idioci to w Ministerstwie Finansów nie pracują.
Kto poważny utrzymywał w 1992 roku, że progresja podatkowa, w której stawką 20-proc. opodatkowane zostały dochody, u sąsiadów w Niemczech w ogóle zwolnione z opodatkowania, a stawką 40-proc. (a przez kilka lat nawet 45 proc.) dochody powyżej równowartości 10 tys. marek niemieckich (obowiązywał kiedyś u sąsiadów taki właśnie pieniądz), uniemożliwi legalną akumulację kapitału?
Kto poważny mógł insynuować, że wyganianie handlarzy z centrów miast z nieestetycznymi „szczękami", żeby w centrach tychże miast pozwolić na budowanie wielkich perełek architektonicznych w postaci galerii handlowych, będzie miało zły wpływ na urbanistykę, rynek usług handlowych i wpływy podatkowe.
Nikt poważny nie pozwolił sobie na twierdzenie, że zwiększanie obciążeń nałożonych na pracę w postaci składek ubezpieczeniowych spowoduje zmniejszenie podaży miejsc pracy, zwiększy i bezrobocie, i szarą strefę – bo większość miejsc pracy tworzą mali i średni przedsiębiorcy. Przecież to oczywiste, że najwięcej osób pracuje na kolei, na poczcie i w ZUS!