Reklama

Laibach bardziej totalitarny od Kima

Znowu zrobiło się głośno o Laibachu. Tym razem za sprawą planowanego występu tego zespołu w istnym piekle na ziemi, za jakie powszechnie uchodzi Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, o czym informowaliśmy w czwartkowej „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 16.07.2015 21:56 Publikacja: 16.07.2015 21:06

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Wydawałoby się, że to nic nowego. Wszak legenda muzyki industrialnej i nowofalowej z Lublany skandalizuje już od 35 lat. Zaczęło się jeszcze w czasach komunistycznej Jugosławii, w której skład wchodziła także Słowenia. Artyści w trakcie swoich koncertów prezentowali multimedialne kolaże, wykorzystując estetykę sztuki nazistowskiej i socrealizmu, a także symbole religijne, czym poprzez budowanie bulwersujących skojarzeń narażali się ówczesnym władzom.

Jak wyjaśniał znany słoweński myśliciel Slavoj Žižek, była to „strategia nadidentyfikacji". Nie chodziło tu bynajmniej o charakterystyczne dla wszystkich dysydentów ironiczne naśladownictwo totalitarnej rzeczywistości, lecz o jej przerysowywanie. Mogło to nawet sugerować, że Laibach, serwując różne propagandowe treści, w gruncie rzeczy traktuje swoją rolę serio i się pod nimi podpisuje. A publiczność grupy nigdy nie była w stanie wyegzekwować od niej jakiejkolwiek deklaracji światopoglądowej.

W Europie Środkowej i Wschodniej lat 80. był właściwy kontekst dla takich eksperymentów ze świadomością masową. Realny socjalizm chylił się ku upadkowi, a zblazowana młodzież miała do oficjalnych sloganów partii komunistycznych stosunek cyniczny.

Inaczej rzecz się ma z rządzoną przez dynastię Kimów Koreą. To jedno z najbardziej odizolowanych państw świata. Trudno przewidzieć, ile lat panujący w niej system będzie jeszcze trwał, ale z pewnością sytuacja tam daleko odbiega od warunków, w jakich Laibachu słuchali trzy dekady temu młodzi ludzie w takich krajach jak Polska.

Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, w jaki sposób można realizować „strategię nadidentyfikacji" w dzisiejszym Pjongjangu. Czy da się bowiem jeszcze bardziej przerysować tyranię Kima? Być może. Na przykład w takim, pozbawionym jakichkolwiek zabezpieczeń, miejscu Laibach odważy się odegrać najbardziej wstrząsający spektakl w swojej działalności.

Reklama
Reklama

Ot, Słoweńcy poproszą o zamknięcie ich w północnokoreańskim obozie koncentracyjnym. A ich dobrowolny pobyt w nim będzie transmitowany na cały świat niczym życie bohaterów „Big Brothera".

Wydawałoby się, że to nic nowego. Wszak legenda muzyki industrialnej i nowofalowej z Lublany skandalizuje już od 35 lat. Zaczęło się jeszcze w czasach komunistycznej Jugosławii, w której skład wchodziła także Słowenia. Artyści w trakcie swoich koncertów prezentowali multimedialne kolaże, wykorzystując estetykę sztuki nazistowskiej i socrealizmu, a także symbole religijne, czym poprzez budowanie bulwersujących skojarzeń narażali się ówczesnym władzom.

Jak wyjaśniał znany słoweński myśliciel Slavoj Žižek, była to „strategia nadidentyfikacji". Nie chodziło tu bynajmniej o charakterystyczne dla wszystkich dysydentów ironiczne naśladownictwo totalitarnej rzeczywistości, lecz o jej przerysowywanie. Mogło to nawet sugerować, że Laibach, serwując różne propagandowe treści, w gruncie rzeczy traktuje swoją rolę serio i się pod nimi podpisuje. A publiczność grupy nigdy nie była w stanie wyegzekwować od niej jakiejkolwiek deklaracji światopoglądowej.

Reklama
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama