Andrzej Duda po zaprzysiężeniu ruszył w Polskę, kontynuując tym samym objazd z kampanii wyborczej. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Rzecznik rządu Cezary Tomczyk wytknął Dudzie, że zamiast spotykać się z Angelą Merkel, wziął udział w Festiwalu Kaszy „Gryczaki" .
Można podejrzewać, że takie uszczypliwości nie zniechęcą głowy państwa do podróżowania po Polsce. Tak się bowiem składa, że receptą na sukces tego polityka są właśnie spotkania z tłumami zwykłych Polaków.
Kiedy prezydent występuje przed kamerami w obecności innych polityków, zachowuje się czasem nienaturalnie, bywa, że nawet widać u niego tremę i niepewność. Tak było chwilami w trakcie majowych debat z Bronisławem Komorowskim.
Ale gdy Dudzie przychodzi przemawiać do mas, tryska spontanicznością, jest komunikatywny, okazuje zgromadzonym ludziom empatię. Robertowi Mazurkowi w opublikowanej na łamach „Plusa Minusa" rozmowie wyznał: „Gdy widzę, jak ludzie reagują, to dodaje mi to energii, dodaje sił i wtedy jadę na niesamowitej adrenalinie". Trudno się dziwić, że ktoś taki budzi sympatię.
Jednak gdy ogłoszono zwycięstwo krakowskiego polityka w wyborach prezydenckich, częściej niż o bezpośrednich spotkaniach z ludźmi mówiono o portalach społecznościowych i blogosferze, gdzie aktywni byli zwolennicy PiS i innych prawicowych środowisk kontestujących Komorowskiego i Platformę Obywatelską.