Na tle rozmaitych prasowych reakcji – od bagatelizowania, po histeryzowanie, niezwykle ciekawy tekst w „Rzeczpospolitej” opublikował Bartosz Jałowiecki, ambasador RP w Luksemburgu („Luksemburska hipokryzja”). Przypomina słowa Jean’a Asselborn’a, ministra spraw zagranicznych Luksemburga, który mówił, że „to co się dzieje w Polsce, jest zadziwiające i przerażające (…) Można odnieść wrażenie, że cofnęliśmy się do czasów Związku Radzieckiego”. Nasz ambasador udowadnia, że pan minister najwyraźniej nie dostrzega belki we własnym oku.
Luksemburczycy planują bowiem dość specyficzną „reformę” Trybunału – zamierzają go… zlikwidować! Fakt, że tamtejszy sąd konstytucyjny ma mikre uprawnienia, w porównaniu z naszym, ale „reforma” ta jest już pewna – zapisana w projekcie nowej konstytucji. Bartosz Jałowiecki dziwi się więc, że Komisja Europejska pod przewodnictwem Luksemburczyka Jeana – Claude’a Junckera nie zgłosiła dotąd żadnych zastrzeżeń w tej sprawie. Wskazuje, że, jak zwykle, najciemniej pod latarnią.
Polski ambasador przypomina również, że Komisja Europejska, ani luksemburscy politycy, nie protestowali, gdy Nicolas Sarkozy tak zmienił prawo, aby to prezydent Republiki Francuskiej mógł bezpośrednio mianować szefa francuskiego publicznego koncernu medialnego. Dodaje, że główne luksemburskie gazety są ściśle powiązane z partiami politycznymi, a w opisie luksemburskiej prasy na oficjalnym rządowym portalu wskazuje się pogrubionym drukiem, że ma ona… stronniczy charakter!
Ot, takie luksemburskie szczegóły.
Ciekawą informację podaje też w „Rzepie” Anna Słojewska – komisarz Węgier Tibor Navracsics, który wcześniej przekonywał, że będzie przeciwko zastosowaniu unijnego mechanizmu wobec Polski, na posiedzeniu Komisji ponoć wcale nie protestował… („Polska pod nadzorem Brukseli”).
Witold Waszczykowski przekonuje „Dzienniku Gazecie Prawnej”, że Polska jest królikiem doświadczalnym w wewnętrznej rozgrywce między trzema unijnymi instytucjami: Komisją, Radą i czołówką Parlamentu Europejskiego. Każda z nich chce wyrwać dla siebie więcej prerogatyw („Brniemy w ping-ponga nieopartego ani na faktach, ani na dokumentach”).
Dziennikarze DGP piszą też, że pozbawienie Polski głosu w Radzie UE w praktyce nie będzie możliwe. Stwierdzenie „poważnego i stałego naruszenia przez państwo członkowskie wartości” wymaga bowiem jednomyślności. A tej w Unii nie ma. („”Bruksela się niepokoi, ale nie chce oskarżać”).
W „Gazecie Wyborczej” przewidywalnie – Jarosław Kurski pisze w komentarzu o uruchomieniu wobec Polski „zawstydzającej procedury” i o „zrujnowaniu wizerunku kraju z trudem wypracowanego przez 25 lat”. („Polska pod lupą Unii”). A i tak nie ma gwarancji – dodaje Renata Grochal – że „nacisk Zachodu powściągnie autorytarne rządy PiS”. („Premier zaklina rzeczywistość”).