W 1995 roku O.J. Simpson miał zdaniem wielu Amerykanów wiele szczęścia, gdy ława przysięgłych w najsłynniejszym procesie karnym w USA uznała go za niewinnego zabójstwa byłej żony i jej przyjaciela. Tym razem w światowej stolicy hazardu Las Vegas Simpson doznał bolesnej porażki w sprawie niezwiązanej z tamtą: ławnicy jednogłośnie orzekli, iż dokonał 12 zarzuconych mu czynów, w tym zbrojnego napadu i porwania.
Chodzi o przestępstwo sprzed roku, gdy Simpson wraz z grupą wynajętych przez niego mężczyzn napadł w pokoju hotelowym na dwójkę kolekcjonerów pamiątek sportowych, by odebrać im kolekcję związaną z nim samym (między innymi piłki, którymi wygrywał mecze oraz fotografie). Podstawą do oskarżenia o porwanie stały się utrwalone na taśmie filmowej słowa Simpsona.
61-letni eksfutbolista podczas procesu starał się wyjaśnić, że chciał jedynie odzyskać to, co do niego należało. Ławnicy mieli jednak inne zdanie: Simpson został zakuty w kajdanki i odesłany do lokalnego aresztu, gdzie będzie czekał, aż sędzia orzecze wymiar kary. Grozi mu nawet 30 lat za kratkami.
Jak podkreślają media, trzynastka okazała się wyjątkowo pechowa dla byłego futbolisty. Po 13-dniowym procesie ławnicy obradowali przez 13 godzin i uznali Simpsona za winnego popełnienia czynu z 13 września ubiegłego roku. Co więcej, podjęli decyzję w 13. rocznicę wyroku w sprawie o morderstwo.
Z treści ujawnionych w sobotę kwestionariuszy, jakie wypełnić musiał każdy z ławników, wynika, że pięcioro z dwunastki uważa, że wyrok z 1995 roku był błędem.